Tematy społeczno-polityczne są zawsze ważnym elementem filmów prezentowanych w Cannes. Dwa filmy konkursowe prezentowane pierwszego dnia imprezy pokazywały mniejszości, które walczą o swój głos we współczesnym świecie. Jeden jest niemalże ostrzeżeniem przed zbliżającą się rewolucją, drugi - futurystyczną wizją nie tak odległą od teraźniejszości.
Les Miserables
Reż. Ladj Ly (Francja)
Ogarnięta szałem piłki nożnej Francja właśnie świętuje wielki triumf narodowej drużyny, która w ubiegłym roku zdobyła mistrzostwo świata. Na ulicach, placach i w barach tłumy ludzi w barwach flagi kraju prezentuje na czym polega jedność całego kraju. To poczucie euforii i jedności szybko zostaje wystawione na próbę.
Akcja filmu rozgrywa się w Montfermeil, wschodniej dzielnicy Paryża. Tam też ulokowana jest historia oryginalnych
Nędzników Victora Hugo. Mimo setek lat, które minęły, okręg ten daleki jest od ideału. Zamieszkiwany przez emigrantów z krajów arabskich i afrykańskich, pełen olbrzymich blokowisk, przypomina getto. Oglądamy ten świat z perspektywy nowego policjanta Stéphane’a (Damien Bonnard), który dołącza do dwóch bardziej doświadczonych kolegów. Chris (współscenarzysta filmu Alexis Manenti), zwany pod ksywą Pink Pig, jest samcem alfa, jego postępowanie jest na granicy prawa, uwielbia rozstawiać ludzi po kątach. Gwada (Djebril Zonga) ma afrykańskie korzenie i wychował się w tej dzielnicy. Nowy dość szybko dostaje nowe przezwisko i wystawiany jest przez kolegów na kolejne próby, aby szybko mógł ogarnąć otaczającą go rzeczywistość. Zaczyna się od wyglądającego niewinnie przeszukania nastolatek palących papierosy, ale zachowania bohaterów będą eskalować do coraz bardziej, prowadząc do tragedii.
Kadr z filmu Les Miserables / fot. materiały prasowe
Rozgrywający się na przestrzeni dwóch dni
Les Miserables, udanie łączy konwencje dreszczowca policyjnego w stylu
Dnia próby oraz społecznie zaangażowanego kina realistycznego alá
La Haine,
doskonale
trzyma w napięciu. Dramaty wiszą w powietrzu, zręcznie rozładowywane przez okazjonalne humorystyczne dialogi. Kamera błyskotliwie prowadzi nas przez zakamarki dzielnicy, używając różnych technik (ujęcia z ręki, drona, szybki montaż), pokazując kolorowe postacie z różnych grup. Mayor (Steve Tchentchieu) rządzi lokalnym targowiskiem i rozdaje karty w afrykańskiej społeczności. Jest bractwo muzułmańskie, któremu przewodzi nawrócony gangster. Pojawiają się też Cyganie, którym ktoś ukradł lwiątko z wędrownego cyrku. I choć wydaje się, że to właśnie te figury rozdają karty w Montfermeil, szokujący finał filmu zdaje się mówić co innego. Marginalizowane i instrumentalizowane przez nich dzieci i młodzież imigrantów ma już dość bycia pionkiem w grze. Wątek dwóch młodych chłopców z tego pokolenia, Issy i Buzza, świetnie puentuje to spojrzenie. „Nie będziesz w stanie powstrzymać ich gniewu” mówi policjantowi jeden z mężczyzn. Prorocze słowa.
W tym angażującym widowisku, które reżyser rozwinął na podstawie swojego krótkiego metrażu o tym samym tytule, można dopatrzeć się kilku słabostek. Fabuła skupia się na męskich postaciach, jak ognia unikając kobiecej perspektywy. Również położenie nacisku na punkt widzenia policjantów zdaje się odbierać jakże ważny głos młodszemu pokoleniu.
Ocena: 70/100
Kadr z filmu Bacurau / fot. materiały prasowe
Bacurau
Reż. Kleber Mendonca Filho, Juliano Dornelles (Brazylia)
Brazylia w niedalekiej przyszłości. W zapomnianej przez świat - dosłownie, bo miejscowości nie ma na mapie - wiosce w północnowschodniej części kraju dzieją się dziwne rzeczy. Początkowy kryzys z brakiem wody przeradza się w pojedynek pomiędzy lokalną społecznością a skorumpowanym politykiem. Starcie ideologiczne nagle staje się również walką o przetrwanie.
Kadr z filmu Bacurau / fot. materiały prasowe
Tematyka
Bacurau jest naturalnym przedłużeniem poprzedniego filmu reżysera - Aquarius. Tam również bohaterka, grana przez Sonię Bragę, toczyła nierówną walkę z systemem. Popularna brazylijska aktorka występuje również tutaj, grając lekarkę społeczności. Jest w mieszkańcach Bacurau i całej miejscowości coś ponadczasowego i unikalnego. Poznamy ich w momencie śmierci seniorki, która jednoczyła wszystkich, będąc więcej niż rodziną. I za sprawą ubiegającego się o stanowisko polityka, ta spajającą siła pozwoli im przetrwać najgorszy moment. Życiu mieszkańców zagraża niebezpieczeństwo ze strony najemników (ich przywódcę gra Udo Kier), których interesuje tylko ilość zabitych. W tą nierówną walkę zostaje zaangażowany lokalny Robin Hood - Lunga (Silvero Pereira).
Kadr z filmu Bacurau / fot. materiały prasowe
Rezultatem połączenia filmu o tematyce polityczno-społecznej z krwawym obrazem o oblężeniu jest dość nierówna tonalnie produkcja, z niezrozumiałymi dla widzów spoza Brazylii odwołaniami.
Bacurau można odczytywać jako komentarz do obecnej sytuacji politycznej kraju, a także do faktu mieszania się obcych mocarstw w jego suwerenność i interesy. Smaczki kina gatunków rodem z filmów Roberta Rodrigueza, z latającymi spodkami i bryzgającą
krwią
na pewno spodobają się miłośnikom tego rodzaju kina. Dla pozostałych będą tylko kuriozum podkreślającym dziwaczność takiego połączenia. Pięknym wizualnie, pełnym odwołań do klasyki kina, ale jednak nie do końca satysfakcjonującym.
Ocena: 50/100
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".