Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Venezia 75: Schyłek dnia, At Eternity's Gate i Dragged Across Concrete

Autor: Radek Folta
3 września 2018

Wenecki festiwal filmowy właśnie osiągnął półmetek. Po sporej dawce wrażeń i doskonałych propozycjach podczas pierwszych dni, ciągle nie tracimy nadziei, że czeka nas jakieś filmowe objawienie. Twórcy u uznanym dorobku prezentują swoje najnowsze produkcje, które nie zawsze dostarczają oczekiwanych efektów.

Konkurs Venezia 75

Schyłek dnia (Napszállta)

reż. Laszlo Nemes Po genialnym debiucie, nagrodzonym Grand Prix w Cannes, przyszła pora na trudny drugi film. Startujący w konkursie głównym Schyłek dnia jest konsekwentnym przedłużeniem Syna Szawła od strony formalnej i tematycznej, choć rozgrywa się w zupełnie innej przestrzeni. Węgierski reżyser poprzez oczy jednostki pokazuje pewną epokę, nad którą wisi fatum. Tym razem są to poprzedzające Wielką Wojnę lata w Monarchii Austro-Węgierskiej.
Kadr z filmu Schyłek dnia / fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Schyłek dnia / fot. materiały prasowe
Bohaterka filmu Irisz Leiter (Juli Jakab) w pierwszym ujęciu filmu przymierza wyszukany kapelusz. Eleganckie wyglądająca młoda dama jest wzięta za klientkę, a tak naprawdę dziewczyna szuka pracy w najbardziej eleganckim sklepie z kapeluszami w Budapeszcie. Ma wszelkie kwalifikacje, bo wróciła właśnie z Triestu, gdzie uczyła się fachu od najlepszych. Doskonale się prezentuje. I nazywa się dokładnie tak, jak marka sklepowa. Nie jest to przypadek. Jest córką założycieli słynnego przybytku, choć została sierotą w wieku dwóch lat. Jej rodzice zginęli w pożarze lata temu. Wraca do rodzinnego miasta dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie, a zastaje coś, czego się w ogóle nie spodziewała. W owej pierwszej scenie filmu asystentka ponosi jej welon z oczu. Symbolicznie, bo tym gestem odsłania przed Irisz obraz grozy tego świata, skrywanej pod pięknymi kształtami kapeluszy.
Kadr z filmu Schyłek dnia / fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Schyłek dnia / fot. materiały prasowe
Podobnie jak w debiucie, kamera w Schyłku dnia nie opuszcza bohaterki ani na chwilę, wisi na jej ramieniu, śledzi jej każdy krok. Dużo ujęć jest długich, z większości naturalnym światłem. Utrwalone na taśmie 35mm zdjęcia mają specyficzną fakturę. Tworzą one swoisty stan z pograniczna snu i jawy, który przenosi się na fabułę. Niektóre sceny zaczynają się w dość dziwnych lokacjach, do których bohaterka dociera nie wiedzieć jak. Jeszcze mniej oczywiste są postaci, szczególnie poszukiwania brata kobiety - Kálmána, którego nigdy nie znała, a którego co chwila ktoś porównuje do Irisz. Nie dowiemy się do końca czy udało jej się go spotkać, kim jest oraz co się z nim działo.

Zobacz również: The Sisters Brothers - recenzja westernu z Joaqinem Phoenixem i Johnem C. Reilley'em

Film pozostawia zresztą więcej pytań niż odpowiedzi. Kiedy bohaterce wydaje się, że już coś wie, wtedy pojawiają się kolejne wątpliwości. Oniryczna wizja, która zmierza do wielkiej destrukcji sklepu, dochodzi do finału, gdy Irisz przebiera się za mężczyznę i udaje się na spotkanie tajnej organizacji. Nie psując nikomu "zabawy" z oglądania, miałem wrażenie, że oglądamy węgierską wersję Podziemnego kręgu. Ale może to za daleko posunięta interpretacja. Większy sens ma analiza feministyczna, bo jest to film, w którym niczego nieświadoma dziewczyna zaczyna odkrywać mechanizmy rządzące światem. Przestaje słuchać, co nakazują jej robić mężczyźni, chce zdemaskować uwłaczające kobietom procedery (jedna ze sprzedawczyń regularnie odsyłana jest do księcia w niewyjaśnionym celu), a w końcu bierze sprawy w swoje ręce.
Kadr z filmu Sunset / fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Schyłek dnia / fot. materiały prasowe
Nemes zdał egzamin z drugiego filmu, ale z uwagami. Imponująca forma nie do końca pasuje do treści i spokojnie reżyser mógłby spróbować czegoś nowego. Niejasna fabuła nie pomaga w wejściu w historię, pozostawia widza niecierpliwym i skonfundowanym, nie oferując prostego wyjaśnienia. Także finał, w którym przenosimy się na front I wojny światowej, jest odrobinę niepotrzebnym dopowiedzeniem. Jakby twórca nie zaufał widzom w fakt, że sami są w stanie zrozumieć, że eskalująca przemoc i niepokój doprowadzi do brutalnej konfrontacji mocarstw. Przyjemnie za zobaczyć w kilku rolach polskich aktorów (Marcin Czarnik i Julia Jakubowska) w naprawdę świetnie zrealizowanej, ambitnej produkcji z Europy Środkowej. Ocena: 60/100
At Eternity's Gate reż. Julian Schnabel Film rozpoczyna się wariacją na dowcip o dwóch jazzmanach. Paul Gauguin (Oscar Isaac) spotyka Vinceta Van Gogha (Willem Dafoe) i mówi mu: "Widziałem twoje obrazy". Na co ten drugi odpowiada: "A, to byłeś ty!". Nie jest to jednak komedia, choć może o taki film ktoś jeszcze się kiedyś pokusi.
Kadr z filmu At Eternity's Gate / fot. materiały prasowe
Kadr z filmu At Eternity's Gate / fot. materiały prasowe
Schnabel (Motyl i skafander) skoncentrował się na ostatnim roku życia malarza, kiedy to spędzał czas malując na południu Francji. Reżyser, stosując często perspektywę POV oraz wewnętrzne monologi, stara się oddać stan psychiczny artysty, który zmarł nie sprzedając żadnego ze swoich obrazów. At Eternity's Gate jest próbą uchwycenia umęczonej duszy człowieka, który równie mocno co malowanie, uwielbia rozmowy i kontakt z innymi ludźmi. Coś, co przez jego dziwne zachowanie stało się niemal niemożliwe, zamykając go w czterech ścianach jego umysłu. Mieszkańcy Arles coraz bardziej unikają kontaktu z Van Goghiem, a prawdziwym punktem zwrotnym jest spotkanie z pasterką, którą malarz prosi, by ta pozował do jego płótna. Spotkanie przeradza się w nieporozumienie, które potraktowane jest jako swojego rodzaju napaść. Wiele poetyckich scen próbuje zrekonstruować, w jaki sposób Vincent szukał inspiracji. Oglądamy go więc wędrującego polami, posypującego sobie twarz ziemią, chwiejącego się na wietrze niczym trzciny. "Na widok bezkresnego krajobrazu doznaję wrażenie obcowania z wiecznością, czuję obecność boga" mówi zza kadru Van Gogh. Choć to ciekawe zabiegi, to momentami film ociera się pretensjonalność, egzystując na granicy kiczu. Widzimy też świat z jego perspektywy, z kolorami rodem z jego obrazów, z pozbawionymi ostrości obrzeżami ekranu. W tym elemencie obraz Schnabela przypomina polsko-brytyjską animację Twój Vincent. Willem Dafoe doskonale oddał kruchość i złożoność osoby, jaką był malarz, zachowując przy tym jego szorstkie, czasem nieprzyjemne obycie. To jedna z najlepszych ról tego znakomitego aktora. W epizodach pojawiają się też Rupert Friend jako Theo Van Gogh, Mads Mikkelsen jako ksiądz, Niels Arestrup jako pacjent zakładu psychiatrycznego oraz Mathieu Amalric i Emmanuelle Seignier jako osoby, które utrwali na płótnach artysta. Ocena: 60/100

Poza konkursem

Dragged Across Concrete

reż. S. Craig Zahler Lubujący się w dziwnych, krwawych historiach Zahler (Bone Tomahawk i Blok 99) powraca z najdłuższym, ale też najprostszym filmem w karierze. Dragged Across Concrete to historia dwóch policjantów i jednego byłego przestępcy, którzy starając się zarobić łatwą kasę, stają oko w oko z bezwzględnymi, profesjonalnymi mordercami i rabusiami. Powolne tempo filmu nie pomaga, bo zanim dojdzie do finalnego napadu na bank, poznamy się ze wszystkimi bohaterami na wylot. Jeżeli lubicie tytuły, w których reżyser trzy razy więcej czasu na polubienie kogoś (kto za chwilę zginie) niż na krwawe rozwinięcie, film przypadnie wam do gustu.
Kadr z filmu Dragged Across Concrete / fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Dragged Across Concrete / fot. materiały prasowe
Brett (Mel Gibson) i Anthony (Vince Vaughn) to policjanci, którzy zostają zawieszeni na sześć tygodni za stosowanie ekscesywnej przemocy podczas aresztowania. Przerwę w płacy odczuwa szczególnie ten pierwszy, którego żona, była policjantka (Laurie Holden) choruje na stwardnienie rozsiane, a córka jest regularnie atakowana przez młodociane gangi w niebezpiecznej okolicy. Najwyższy czas odbić sobie finansowo to, co wkładał w swojej pracy przez lata, chroniąc miasto przed narkotykami i bandytami. Natomiast głównym zmartwieniem Anthoniego jest fakt, czy jego dziewczyna zaakceptuje jego oświadczyny. Ale nie zdąży tego zrobić we właściwy sposób, bo Brett, z pomocą starego znajomego (Udo Kier) znajdzie szansę na ryzykowną robotę, za którą mogą kryć się poważne pieniądze.
Kadr z filmu Dragged Across Concrete / fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Dragged Across Concrete / fot. materiały prasowe
Drugi wątek przedstawia Henry'ego (Tory Kittles), który właśnie wyszedł z więzienia, zastając matkę ćpającą i prostytuującą się, zamiast zajmować się jego niepełnosprawnym bratem. On również szuka łatwej gotówki dla swojej rodziny, którą ma być prowadzenie samochodu podczas napadu na bank. Nietrudno się domyśleć, że obydwie historie spotkają się właśnie tutaj. Brett i Anthony będą starali się przechwycić pokaźny łup zamaskowanych złodziei, którzy nie pozostawiają za sobą świadków. Dialogi w Dragged Across Concrete są soczyste i zabawne. Wiele obserwacji dotyczących współczesności (czy to mediów społecznościowych, przekazów telewizyjnych czy doprowadzonej do ekstremum poprawności politycznej) celnie trafia w punkt. Zahler ma też oko do pokazywania przemocy, robi to brutalnie i krwawo, ale z pomysłem. Gdyby nie niepotrzebnie rozwleczony środek i trochę więcej humoru, mielibyśmy do czynienia z nowymi Wściekłymi psami. Ocena: 65/100 Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.