A jest w tym Kosie jakaś wspomniana wcześniej wartość dydaktyczna? Jak usłyszą Kościuszko, to pewnie pójdą na to szkoły. Czy coś z tego wyniosą?
Chcielibyśmy dotrzeć tym filmem do jak najszerszej publiki, to na pewno. Wychodzę z założenia, że film nie jest po to, żeby opowiadać jak było, a bardziej żeby być impulsem do samotnych poszukiwań dla uczniów czy studentów.
Cały czas śnią mi się po nocach wypady na te wszystkie Bitwy Warszawskie czy Bitwy pod Wiedniem, więc mam nadzieje, że będzie lepiej.
W filmie nie powinno chodzić o to, by stał się czymś w rodzaju szkolnego bryku na ekranie. Myślę, że to nie jest dobry pomysł, żeby robić film w takim celu.
Wrócę jeszcze na chwilę do Gdyni. Mówisz, że masz nadzieję, że film spodoba się młodym. Tam spodobał się wszystkim. Czy czułeś nadchodzącą nagrodę?
Miałem poczucie naprawdę dobrego przyjęcia. Wiadomo, że wtedy pojawiają się myśli, że może to się jakoś przełoży na werdykt. Nie będę ukrywał, przeczucia były.
Czy zatem przygotowałeś już parę dni wcześniej przemowę na galę?
Parę dni to może nie, ale przed galą myślałem już chwilę o tym, co powiedzieć, kogo wspomnieć. Nic spisanego, jednak starałem się być przygotowany. Zawsze jest tak, że z emocjach można o kimś zapomnieć, a czułem, że zwłaszcza kilku osobom powinienem podziękować.
Co się najbardziej zmieniło w tej historii w stosunku do pierwszych wersji?
Przede wszystkim opowiedzieliśmy ją dużo bardziej serio. Pierwotna wersja to był bardziej film łotrzykowski z dużym przymrużeniem oka. Wprowadziliśmy też zmiany w postaciach. Odmłodziliśmy pułkownikową, która początkowo była kobietą po sześćdziesiątce. Po to, żeby mogła stać się obiektem rywalizacji między Kosem a Duninem, by móc opowiedzieć o romantycznej relacji inspirowanej prawdziwą relacją Kościuszki z Ludwiką Sosnowską, a także żeby móc dać ją Agnieszce Grochowskiej, którą od początku widziałem w tej roli. Czułem, że wtedy jesteśmy w stanie dodać tej historii dodatkową odsłonę, element kina
rape and revenge, gdzie Pułkownikowa będzie mogła dokonać odwetu za wszystkie krzywdy wobec kobiet dokonane w tym filmie.
Dużo mówisz o charyzmie, energii seksualnej i o tym, jak ważna była ta sekwencja w jednym pomieszczeniu. Nie bałeś się, że któryś z tych mocnych charakterów tę końcówkę zbytnio zdominuje?
Gdy zaczęliśmy robić próby z aktorami zauważyliśmy kilka wyzwań. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że musimy nieco wzmocnić Kosa, żeby miał więcej argumentów słownych w konfrontacji z Duninem, który z oczywistych względów jest w całej sekwencji postacią dominującą. Chcieliśmy też cały czas utrzymać widza w napięciu i uczynić ten słowny ping-pong maksymalnie wiarygodnym. Utrzymanie napięcia, ale też insenizacja i choreografia końcówki, to były największe wyzwania.
fot. Leszek Zych/Polityka
Wiemy też, że na krótki czas przed zdjęciami zmienił się Wam operator. Jak to wpłynęło na film?
Straciliśmy operatora na miesiąc przed zdjęciami, a Piotrek (Sobociński Jr. – przyp.red) wszedł do niego na dwa tygodnie przed. Musieliśmy przygotować wspólnie nową koncepcję, bo wiadomo, że zawsze zmienia się ona, jak zmienia się człowiek i ten nowy ma zupełnie inną wrażliwość. Piotrek jest jednak super doświadczonym operatorem i oddaje się filmowi zawsze w całości. Oprócz tego wyszły nam trudności związane z wojną, która dopiero co się rozpoczęła. Musieliśmy przenieść kilka lokacji, bo poprzednie stały się niemożliwymi do użycia. Piotrek był w tym wszystkim ogromnym wsparciem, najlepszym, jakie mogłem dostać. Jestem mu za to bardzo wdzięczny.
Chciałbym jeszcze spytać o gwiazdę międzynarodową. Jak to się stało, że Jason Mitchell trafił do tego filmu i dlaczego akurat on?
Znałem Jasona ze
Straight Outta Compton oraz
Mudbound i od początku był na liście osób, do których chcieliśmy się odezwać i wydawał się w naszym zasięgu finansowym. Za zaangażowanie tego konkretnego aktora odpowiadał niemiecki koproducent. Doprowadzili do mojego spotkania online z Jasonem, kiedy był już on po lekturze scenariusza. Bardzo się
zajarał tym tekstem i to sprawiło, że chciał to zrobić.
Na koniec zapytam jeszcze o plany na nowy, 2024 rok, co będziesz robić?
W tym roku będę pisał. Tak jak wspomniałem, nowy film mam nadzieję zacząć kręcić w przyszłym roku. Nie mogę nic więcej na razie powiedzieć, poza tym, że tym razem udamy się do 1939 roku. Prywatnie mam nadzieję, że uda mi się też trochę pobyć sam ze sobą, dużo czytać i oglądać. Jest to trudne, bo umysł zawsze ciągnie mnie do tego, żeby szukać ekscytacji.
Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję.
Foto główne: Michał Sierszak/Warszawska Szkoła Filmowa
Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.
Kontakt pod [email protected]