Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Proszę pana, wyzwania mnie kręcą! Wywiad z Erykiem Lubosem

Autor: Maciej Rugała
10 stycznia 2019

Już jutro na wielkim ekranie będziemy mogli zobaczyć film Underdog. W związku z tym wydarzeniem specjalnie dla Movies Room wywiadu udzielił Eryk Lubos, wcielający się w głównego bohatera filmu Macieja Kawulskiego. Z aktorem rozmawiał Maciej Rugała.

Maciej Rugała: Czy to była ciężka do przygotowania rola? Chodzi bardziej tutaj o aspekt fizyczny, gdyż w Underdogu nie uświadczymy zbyt wielu wygodnych cięć – są tam naprawdę wymagające pracy choreografie walki. Sam Mamed przyznał, że zdarzyło mu się dostać od pana na planie... Eryk Lubos: No! (śmiech) Jeśli Mamed tak mówi to znaczy, że jest to święta racja. Aspekt fizyczny jest taki, że od 24 lat – może nie uprawiam boksu w sensie pełnowymiarowym, ale zawsze lubiłem sport i mam takie a nie inne przygotowanie fizyczne. I Bogu dzięki, bo inaczej może bym jakoś dał radę się tego podjąć, ale przyniósłbym sobie wstyd, a Mamed mógłby powiedzieć Wiecie co... Nie biorę w tym udziału, bo tutaj nie mam partnera/przeciwnika. W zasadzie bardziej partnera, ja mu partnerowałem. Przeciwnikiem Mameda nie chciałbym być nigdy...
fot. Piotr Pędziszewski
MR: Przepraszam, jeśli to trochę zbyt śmiałe pytanie, ale wiem, że tak doświadczony i utalentowany aktor czuje się pewnie jak ryba w wodzie zarówno grając w teatrze jak i przed kamerą, ale gdzie czuje się jak rekin? Teatr czy kasowe produkcje kinowe? Co pana bardziej angażuje, mówiąc kolokwialnie – kręci? EL: Proszę pana... Wyzwania mnie kręcą! Teraz miałem dwa lata – powiedzmy – orki w naszej kinowej branży, a po tych dwóch latach dał mi o sobie znać także teatr. Wyzwania. Zdecydowanie. Dwa lata po premierze Frankensteina w 2016 roku upomniał się o mnie teatr Szóste Piętro, sztuka Samotny Zachód. Jestem zachwycony, bo Eugeniusz Korin to reżyser teatralny wielkiej klasy. Mnie interesują wyzwania. Underdog był niewątpliwie jednym z największych.

Zobacz również: Następny projekt chciałabym wyreżyserować sama – rozmawiamy z Gabrielą Muskałą!

MR: W swojej dotychczasowej karierze zagrał pan wiele różnorodnych postaci, niezależnie czy był to dobrotliwy bohater z jakkolwiek ciężką przeszłością w Ojcu Mateuszu, nagrodzona Złotymi Lwami rola w Boisku bezdomnych czy bardziej bezwzględny, nie imający się wewnętrznej przemiany Marek w Ślepnąc od świateł czy Juby w Oficerze. W filmie Underdog wciela się pan w Kosę Kosińskiego – niegdysiejszego czempiona sztuk walki następnie złamanego przez życie. Woli pan grać rolę bezwzględnych opryszków czy wrażliwych na cudzą krzywdę bohaterów po przejściach? EL: Przyznam, że mnie wychowano w szkole, w której uczono, że bohatera należy obronić niezależnie jak podłą byłby kanalią. Nie pastwimy się nad innymi swoją mroczną stroną. Trzeba po prostu wybronić postać. Jeśli dostaję postać stricte czystą - szukam brudu, jeśli dostaje stricte brudną to szukam w niej czystości. Nie kryje się za tym żadna większa, niezgłębiona tajemnica – zwyczajnie sam brud jest nieinteresujący, tak samo jak i dziewicza czystość postaci.
fot. Piotr Pędziszewski
MR: A więc szukamy odcieni? Nie należy do tego podchodzić zero-jedynkowo? EL: Tak, szukamy jakichś przełamań. Staramy się w pewien sposób... wyciągnąć królika z kapelusza. MR: Na kim się pan wzorował, jakim aktorem zafascynował obierając sobie tą ścieżkę życia, idąc na PWST? Czy był jakiś zdecydowany wzór czy raczej starał się pan tworzyć swoją przyszłość bez oglądania się na idoli? EL: Przyznam, że nie inspirowałem się żadną konkretną postacią. Oglądałem, pochłaniałem wręcz filmy w Telewizji Polskiej, która wówczas miała dwa programy i było o ile pamiętam tzw. Kino Nocne. Pamiętam, że wieczorem o 20-tej na Jedynce rozpoczynał się film, o 21:30 na Dwójce i Kino Nocne po 23. Chodziłem spać koło pierwszej w nocy, raz w tygodniu robiąc taki maraton. Na nikim się nie wzorowałem, po prostu pewnego razu po przyjściu do teatru na spektaklu Ja, Feuerbach - pierwszy raz byłem wtedy w teatrze – Zdzisław Kuźniar... Zwyczajnie złamał mi kręgosłup. Nie mogłem pojąć, jak on to zrobił, w jaki sposób przemówił tak do widza. Zaniemówiłem. To było porażające doświadczenie. MR: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Ilustracja wprowadzenia: fot. Piotr Pędziszewski

Mały, szary człowiek. Tak podsumowałby go pewnie Adam Ostrowski. Albo też "bardzo dziwny, zaczarowany chłopiec" jak zrobiłby to Nat King Cole. Niepoprawny politycznie obserwator współczesności - świata, kina, książek i gier wideo.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.