O remake'u słynnego Wykidajły z Patrickiem Swayzem w roli głównej zrobiło się głośno na długo przed jego oficjalną premierą. Powodem był spór reżysera z Amazonem, dotyczący miejsca jego udostępnienia szerokiej publice. Ostatecznie Road House trafił na Prime Video. Pod kątem mocy audiowizualnych wrażeń film na tym traci, ale nie znaczy to, że nie warto się z nim zapoznać.
Dalton (Jake Gyllenhaal) to były zawodnik UFC, prowadzący obecnie raczej mało gwiazdorskie życie. Trudna przeszłość sprawiła, że nie trzyma się dobrze: dręczą go myśli samobójcze, utrzymuje się z walk w spelunach, zaś jego mieszkanie stanowi stary samochód. Los krzyżuje go z Frankie, która oferuje mu pracę bramkarza w przydrożnym, zarządzanym przez nią barze. Bohater ofertę przyjmuje, a dzięki swoim pięściom szybko staje się popularny w miasteczku. Z biegiem czasu naraża się także lokalnym ważniakom.
Nie ma co się oszukiwać, fabuła Road House nie jest niemożliwie pokręcona czy wypchana po brzegi zwrotami akcji. Szkielet akcji filmu jest bardzo dobrze znany - wyrzutek przyjeżdża na prowincję, która jest nawiedzana przez złoli. Za nimi z kolei stoi pan biznesmen, chcący położyć łapę na terenie rozgrywania się akcji. Na pierwszy rzut oka nic jakoś wielce oryginalnego, specjalnego. Błogosławieni ci, którzy jednak ulegli pokusie zapoznania się z tym filmem, bowiem nie powinni się rozczarować.
Dougowi Limanowi i spółce udaje się oddanie ejtisowej, oldschoolowej atmosfery, jednocześnie wprowadzając w historię sporo świeżości. Film zostaje ubogacony o wątek biznesowych planów siedzącego w więzieniu mafiozy wobec Florida Keys. Choć historia ta jest fundamentem dla fabuły filmu, główną osią sporu, można odnieść wrażenie, że Doug Liman odsuwa ten temat w tło i nie kwapi się, by pogłębić problem, o którym opowiada. Fabuła jest w tym przypadku bardziej pretekstem do tego, by główny bohater stawał do konfrontacji z innymi i trzeba przyznać, że realizacja tej misji jest bardzo udana. Oglądanie scen walk w Road House jest ogromną przyjemnością - są one kreatywne, dobrze udźwiękowione i wyreżyserowane. Kości trzeszczą, krew się leje, ręka, noga, mózg na ścianie. Zwłaszcza finałowa scena potyczki jest absolutną, wizualną poezją.
O ile sama fabuła może nie wzbudza łapiących za serce emocji, to dużo lepiej wypadają kreacje aktorskie. Jake Gyllenhaal bez cienia fałszu czy przerysowania portretuje swoją postać. Mimo ciała buzującego testosteronem, Dalton to człowiek szczerze wycofany, zdający sobie sprawę ze swoich granic i przestraszony możliwymi konsekwencjami ich ponownego przekroczenia. Chce wykonać robotę, ale nie jest maszyną, której zadawane ciosy nie bolą, a psychika nie zawodzi. Dalton jest osobą, która nie szuka usilnie odkupienia, bo wie, że go nie uzyska. Sobie nie pomoże, ale może chociaż uda mu się polepszyć los innych.
fot. materiały prasowe
Mimo fenomenalnej aktorskiej kreacji Gyllenhaala, nie jest on jedynym królem ekranu. Conor McGregor to personifikacja słów "mały, ale wariat". W Road House wciela się w Knoxa, psychopatycznego gangusa, którego głowa przestępczej rodziny zawiadującej biznesem w miasteczku wysyła, by załatwił Daltona. Irlandzki pięściarz rozsadza ekran swoją obecnością, przerysowuje swoją postać ogromnie, ale w tym wypadku to naprawdę działa. Zwłaszcza, gdyby przyjąć interpretację, że Knox jest w pewien sposób następnym wcieleniem Daltona, gdyby faktycznie przekroczył granicę, której tak bardzo się boi.
To starcie właśnie tych dwóch mężczyzn jest najbardziej elektryzujące wizualnie i aktorsko. Pozostałe postacie są w filmie raczej dlatego, że bez nich byłoby pusto. Zawzięta właścicielka baru (Jessica Williams), młody dziedzic biznesu niekoniecznie sobie z nim radzący (Billy Magnussen) - płyty zgrane, niewzbudzające większych wrażeń. Na całe szczęście wątek romantyczny z postacią graną przez Danielle Melchior wygląda w tym filmie całkiem naturalnie i sensownie. Podobnie niewzbudzający żenady, inteligentny humor, widoczny w konfrontacjach Daltona z przeciwnikami. No bo gdzie indziej znajdziecie gościa, który po spuszczeniu wam łomotu odwiezie was bezpiecznie do szpitala?
Szkoda, że ostatecznie nie trafił do kin, bowiem tam film Douga Limana mógłby okazać się prawdziwą ucztą. Na dużym ekranie znacznie lepiej oglądałoby się ten widowiskowy taniec uprawiany przez bohaterów. Fabularnie Road House jest zwyczajnie przyzwoity, ale dzięki fantastycznemu Gyllenhaalowi, odpalającemu wrotki McGregorowi i znakomitym inscenizacjom można powiedzieć o nim jeszcze więcej dobrego. Warto było odkurzyć tego klasyka, zaznać kina kopanego w najlepszym wydaniu i doświadczyć tego epickiego zderzenia aktorskich talentów.
Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.