Na powstanie i sukces Marvel Zombies złożyły się dwa czynniki. Po pierwsze wspomniany system Zombicide, z którego kolejną inkarnacją mamy tu do czynienia, po drugie oczywiście komiksowa seria Roberta Kirkmana i Seana Phillipsa z 2005 roku, która pokazała, że herosi w rajtuzach doskonale pasują do chodzącego gnijącego mięsa. Na planszówkowe wcielenie czekaliśmy jakąś dekadę, ale potęga Kickstartera czyni cuda. Dzięki wydawnictwu Portal Games światło dzienne ujrzała również polska edycja, a właściwie kilka i tutaj na wstępie należy się Wam słowo wyjaśnienia.
Na rodzimym rynku dostępne są aktualnie trzy gry, które można nazwać „podstawką” Marvel Zombies. Kosztujące blisko 600 zł Marvel Zombies (bez podtytułu) oraz Marvel Zombies – Rewolucja X-Men to niezależne tzw. „core games”, umożliwiające rozgrywkę maksymalnie 6 graczom. Mieszczące się w wielkich pudłach tytuły ociekają plastikiem – w każdym, oprócz kart i żetonów, mieści się blisko 90 figurek, plastikowe plansze graczy i aż 9 kafli składających się na planszę gry. A czym jest więc recenzowana tutaj Marvel Zombies – Rewolucja bohaterów?
Rewolucja bohaterów to odchudzona wersja wyżej wspomnianych kosztownych edycji. Plastikowych figurek jest tu tylko 10, reszta została zastąpiona tekturowymi postaciami. Maksymalną liczbę graczy zmniejszono do czterech, przez co można było zrezygnować z części elementów – dla przykładu mamy tu tylko 4 dwustronne kafelki planszy – to jednak nieco za mało. Mniej jest też kart i żetonów, za to całość mieści się w naprawdę niedużym i zgrabnym pudełku, a partyjki da się skończyć w zauważalnie krótszym czasie. W zamian dość zaporowa cena spadła o połowę, czyniąc tę wersję Marvel Zombies przystępniejszą dla szerokiego grona odbiorców, również tych, którzy chcieli sprawdzić system, ale onieśmielała ich wielkość i złożoność wypasionych zestawów.
No dobrze, czas na mięso (!). Gracz lub gracze kontrolują tutaj (zawsze) czterech superbohaterów w mieście zalewanym hordami zombie. Do wyboru mamy Spider-Mana, Hulka, Visiona, Black Panthera, Zimowego Żołnierza i Wasp, w zgniłków zamienili się z kolei Kapitan Ameryka, Doktor Strange, Iron Man oraz Scarlet Witch i to oni siłą rzeczy robią tu za antagonistów. To jednak nie koniec znanych twarzy. Wśród osób postronnych do uratowania znajdziemy Happy’ego Hogana, Pepper Potts, J.Jonaha Jamesona, Okoye, Wonga i Sharon Carter. Zadaniem graczy jest oczywiście przeżycie, wykonywanie misji, ratowanie niewinnych i zdobywanie doświadczenia, co nie jest takie proste, jako że zombie mają tendencję do nieustannego namnażania się. Bez współpracy bohaterowie daleko więc nie zajdą.
Jak wygląda przygotowanie do gry Marvel Zombies – Rewolucja bohaterów? Na początku wybiera się dowolną misję (jest ich osiem i myślę, że mogłoby być ich trochę więcej, polecam też grać je po kolei), która wskazuje w jaki sposób należy rozłożyć kafelki planszy, a na nich punkty namnażania, żetony (np. zamknięte drzwi oraz cele) i figurki. Do specjalnych stref trafiają osoby postronne, czyli niewinni do uratowania – tu bardzo podobało mi się to, że niektórzy potrafią też się bronić i nieco pomóc. Następnie przygotowujemy talie – najważniejsze są te Namnażania i Zombie bohaterów, które oczywiście przywołują kłopoty, natomiast talia Cech bohaterów serwuje pomocne zdolności i supermoce. Do strefy startowej trafia 4 superbohaterów, którzy razem zmierzą się z tym, co przygotowała dla nich gra. Każdy gracz dostaje licznik doświadczenia (sprytnie składany okrągły wskaźnik) i planszę bohatera z torami zdrowia oraz mocy, nominalnym atakiem oraz specjalnymi, unikatowymi zdolnościami odblokowywanymi w miarę postępów w grze.
Rozgrywka podzielona jest na tury, a każda składa się z trzech faz. W fazie graczy to oni wykonują akcje, poruszają się po planszy, atakują, ratują osoby postronne, otwierają zamknięte drzwi, zyskują pomocnicze cechy, wzmacniają się lub przeprowadzają interakcję z celami misji. Z początku można wykonać tylko trzy akcje, ale z czasem zyskujemy też dostęp do ich większej liczby. Faza wrogów to oczywiście ataki odwetowe oraz namnażanie przeciwników. Faza końcowa pozwala aktywować niektóre efekty z opisów misji oraz umiejętności. Ta część tury może stać się gwoździem do trumny graczy – jeśli jeden z nich zginie w jej trakcie, wszyscy solidarnie przegrywają grę.
Sporym wyzwaniem, a już szczególnie przy pierwszych rozgrywkach, okazało się dla nas nauczenie i zapamiętanie zasad dotyczących pola widzenia oraz poruszania się po wyznaczonych Strefach. Te dzielą się na otwarty teren (ulice) oraz wnętrza budynków. Na zewnątrz widoczność bohaterów jest praktycznie nieograniczona, natomiast w środku pole widzenia ograniczają ściany i zamknięte drzwi, a dodatkowo sięga ono tylko do sąsiadującego pomieszczenia. Chwilę zajmie Wam zapamiętanie tej mechaniki, ale w gruncie rzeczy wszystko wydaje się dość logiczne.
Kolejnym trudnym tematem jest w Marvel Zombies – Rewolucja bohaterów sama walka. Nie chodzi tu w zasadzie o to, że wrogów trudno ubić, bo ci – pomimo losowości rzutów kostką - nieraz padają jak muchy. Idzie o samo ich namnażanie, które staje się tym bardziej uciążliwe im bardziej wzmacniamy naszych herosów. W oczy rzuca się tu brak jakichkolwiek przedmiotów pomocniczych znanych z innych gier w serii. W przypadku superbohaterów ma to jednak sens, że korzystamy jedynie z własnych mocy i bonusów dodawanych przez uratowane postacie oraz z dodanego żetonu Avengers, który można wykorzystać dwa razy na misję, zadając wrogom dotkliwsze straty. Wskaźnik Mocy, o który musimy dbać, to nowość w serii. Moc łatwo naładować, ale równie łatwo stracić, trzeba więc cały czas uważać.
Marvel Zombies – Rewolucja bohaterów wbrew pozorom nie należy do najłatwiejszych gier, ale spokojnie da się nad nią zapanować. Poziom trudności rośnie im jesteśmy silniejsi i zdarza się, że wrogowie atakują ze wszystkich stron i łatwo jest stracić bohatera, co kończy grę. Bardzo podobało mi się natomiast, że gra zostawia graczom dowolność jeśli chodzi o kolejność wykonywania ruchów. Oznacza to, że przy stole/nad planszą mamy sporo pozytywnych interakcji, naradzania się i planowania kolejnych ruchów. Kiedy przykładowo najsilniejszy bohater ściąga na siebie uwagę zombieszonów, inny może gnać do celu misji, a jeszcze inny ratować postronne postacie. Dobra komunikacja graczy odnośnie kolejnych posunięć nieraz ratowała nam tyłki, ale i równie często zdarzało się, że pechowe rzuty kostką rozwalały nam cały genialny plan.
Tak, grę cechuje spora dawka losowości – nie mówię tylko o rzutach i przerzutach, ale również o losowym rozmieszczeniu np. celów misji. Grając we wszelkie inkarnacje Zombicide musimy się po prostu liczyć z tym, że nawet najlepiej przemyślana rozgrywka może nie zakończyć się sukcesem i już. Jednak taktyka wciąż odgrywa tu bardzo dużą rolę i drastycznie zwiększa nasze szanse. Mamy tu więc sporą dawkę dobrej zabawy i całkiem niezły poziom regrywalności, chociaż – jak wspominałem – misji jest trochę za mało i czasem błyskawicznie się kończą.
Jeśli zadajecie sobie pytanie, jak system sprawdził się w świecie Marvela, to z czystym sumieniem mogę odpowiedzieć, że bardzo dobrze. Czuć moc herosów, dysponują oni charakterystycznymi dla siebie umiejętnościami, pozwalają taktycznie podejść do rozwałki. Zaimplementowano tu nawet nieco cudaczny system „żałoby” po nieuratowanym niewinnym sojuszniku, ale i dano nam w ręce możliwość rzucenia postaci pobocznej na pożarcie w zamian za utracenie punktów mocy i kart cech. To akurat mało superbohaterskie, ale wszystko należy brać pod uwagę przy tworzeniu strategii podejścia do danej misji w obliczu napadu hordy zombiaków.
Marvel Zombies – Rewolucja bohaterów to kawał dobrze wykonanej planszówki. Zachwycają zarówno piękne komiksowe ilustracje, jak i porządnie wykonane elementy składowe. Niestety część z nich zużywa się przy wstawianiu w podstawki albo przesuwaniu niesfornych i spadających znaczników wsuwanych na krawędź karty postaci – ten element nieco mi przeszkadzał i szkoda, że nie rozwiązano tego inaczej. Ostatecznie gra zazwyczaj wciąga i ekscytuje, chociaż są też momenty, kiedy i rozczarowuje pewnymi brakami w mechanice względem swoich „większych” sióstr (np. ekwipunek, generowanie hałasu czy możliwość wcielania się w zombiaki). Podobną frajdę sprawiła mi gra solo (wtedy syndrom „gracza alfa” jakoś mniej przeszkadza ;)) – jak i w grupce 3-4 osób, które nawet przy niewielkim doświadczeniu mają szansę na sukces, o ile ze sobą rozmawiają!
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.