Dźwięki bomb i przelatujących nad głowami samolotów. Reporterzy mówią, że czuć zmianę ciśnienia po atakach. Fala uderzeniowa pojawia się znikąd, a napotkane na swojej drodze szklane elementy domów czy samochód niszczy w drobny pył. Wśród całego horroru błąkają się cywile, którzy nie rozumieją, co się właściwie dzieje. Nie ma prądu, wody, Internetu. Miasto zostaje odcięte od świata. Komu w takiej sytuacji ufać, kogo prosić o pomoc? Obraz ludzkiej tragedii w obliczu wojny pokazuje Mstyslav Chernov we wstrząsających 20 dniach w Mariupolu.
Dziennikarz wraz z Evgeniym Maloletką i Vasisilisem Stepanenko zabiera nas w samo centrum wydarzeń. Podążamy ścieżką cywili, którzy muszą porzucić domy i uciekać przed atakami bombowymi. Część opuszcza kraj najszybciej jak może, część zostaje na Ukrainie i szuka właśnie tu bezpiecznego schronienia. Całe dotychczasowe życie pozostawiają za sobą i kurczowo trzymają się nadziei, że to wszystko minie i okaże się być jedynie koszmarem sennym. Wśród ofiar znajdują się dzieci, dorośli, osoby starsze, pielęgniarki. Rosyjska prasa głośno krzyczy, że atakowani są tylko żołnierze i ich bazy. Ciekawe, bo tylko niewinni Ukraińcy umierają na salach operacyjnych, ulicach i pod gruzami. Chyba inaczej wyobrażamy sobie armię.
fot. materiały prasowe
Dzięki nagraniom Chernova możemy na własne oczy zobaczyć pracę dziennikarzy nad zdobywaniem materiałów dla międzynarodowych agencji prasowych. Ubrani w kuloodporne kamizelki z hełmami na głowach i kamerami w dłoniach przemierzają atakowane miasto w poszukiwaniu dowodów zbrodni. Mają poczucie misji, nie chcą stać obojętnie i obserwować płonącego świata. Reżyser w jednej ze swoich wypowiedzi mówi, że robi to dla swoich córek – żeby wiedziały, że tata też zaangażował się w walkę o wolną Ukrainę. Często ryzykują też własnym życiem, aby dostarczyć swoje nagrania reszcie świata. Z jednym z wojskowych jeżdżą przecież po mieście w poszukiwaniu miejsca z dostępem do sieci komórkowej czy Internetu. W licznych fragmentach widzimy również jak zdobyte przez niego materiały wykorzystywane są w mediach. Usłyszymy najróżniejsze języki świata. Słyszymy też głosy z drugiej strony konfliktu i to, jak Rosjanie próbują wmówić swoim obywatelom, że praca dziennikarzy to tylko fotomontaż.
Drugą warstwą tego dokumentu są prawdziwe twarze wojny na Ukrainie. Płaczące matki i dzieci, załamani lekarze, przerażeni urzędnicy. Z dnia na dzień ich dotychczasowe życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Bezpieczeństwo jest towarem luksusowym, a przewidywalność następnego dnia nie istnieje. Reżyser przedstawia ich cierpienie bardzo graficznie. Widzimy umierające na noszach dzieci, kałuże krwi na korytarzu szpitala. Nie chodzi tu o ukazanie męczeństwa Ukraińców. Chodzi o pokazanie okrucieństwa wojny i niesprawiedliwości, która dotyka niewinnych cywili. Poza rozlewem krwi i traumatycznymi doświadczeniami, możemy też zaobserwować codzienne życie w stanie wojennym. Ludzie ładujący swoje telefony, dzieci tańczące do muzyki granej na gitarze. Nie brakuje w tym wszystkim obrazu desperacji i masowej paniki. Szturmy na sklepy i banki, których witryny zniszczyły bomby, to owoc takiego stanu rzeczy. Po co komu piłka czy nowa myszka do komputera, kiedy mieszkają w bunkrach bez prądu? Sami bohaterowie zdają się nie rozumieć swojego postępowania.
fot. materiały prasowe
Dokument zdobył liczne nagrody międzynarodowe, w tym Oscara. Trudno się dziwić. Po seansie człowiek otoczony jest z każdej strony koszmarnymi obrazami, które wchodzą w głąb umysłu i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Słyszeć w telewizji czy czytać w Internecie o zbrodniach to jedno, ale zobaczyć ogrom cierpienia na własne oczy to zupełnie inna sprawa. Ten dokument po prostu trzeba obejrzeć. Pozwala niewyobrażalnemu stać się prawdą.
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.