Można było się spodziewać, że kiedyś zaczną rosnąć w naszej kinematografii produkcje, które wezmą influencerów za głównych bohaterów. Ten reklamuje się jako pierwszy, choć nie musiałem sięgać pamięcią zbyt daleko, żeby przypomnieć sobie niezłe Sweat Magnusa Von Horna z rewelacyjną Magdaleną Koleśnik. Choć tamten film poruszał nieco inną tematykę, trudno jest przyznać twórcom tego rację. Powiedziałbym jednak, że miałbym z tym problem nawet gdyby wspomniana produkcja szwedzkiego reżysera nie istniała. Dziewczyna influencera nie jest bowiem filmem o influencerach. Jest bezwartościową serią obrazków i stereotypów, które nie niosą za sobą nic. Nie ma tu pół pomysłu na historię, a jedynie podczepienie się pod popularny trend. Szczególnie w postpandorowej rzeczywistości, gdzie uderzające po oczach demaskatorskie hasła promocyjne mogą wybrzmieć bardziej.
I tak Dziewczyna influencera sobie trwa w najlepsze, do czasu kiedy przypomina sobie, że tu powinna być jakaś historia. W związku z tym serwuje nam krótkie rozwiązanie i zakończenie. Coś jak trylogia filmowa trylogia Greya, jeśli jeszcze ją pamiętacie. Tam też cały czas teledysk, płytka akcja sprowadzająca wszystko do taniego romansidła i żadnej opowieści, po czym boom na końcu. Uczciwie jednak trzeba przyznać, że tam miało to miejsce w trzecim filmie. Nie mogę wrzucić zbyt wiele spoilerów, więc w to rozwiązanie się nie zagłębie, jednak wspomnę o kilku rzeczach. Jest równie stereotypowe co cała reszta i maksymalnie przewidywalne. Ot, influencerzy znowu wychodzą na łasych na kasę i kliki niewolników algorytmu.
Włóżmy między bajki od razu wszystkie opowieści związanych z tym filmem gwiazd o tym, jakoby Dziewczyna influencera miałaby być czymś ważnym. Jasne, można o influencerach stworzyć film dobry i przekonujący, bo to nośny temat, z którego można wyciągnąć dużo. Tutaj jednak nie ma nic. Nie przedstawiono pomysłu na dobrą historię, żadnego jej poprowadzenia, absolutnie nic interesującego. Jeszcze nie tak dawno specjalistą od tak miernego obnażania grup społecznych był sam Patryk Vega. I choć nie lubię tego typu wrzucania wszystkiego do jego worka, bo mam wrażenie, że stosuje się tego za dużo, a każdy niedobry film ląduje od razu na półce vegopodonych, to tu znajduje usprawiedliwienie. Patryk bowiem kiedyś nakręcił Politykę. Szumną kampanią opowiadał o niej, jak to zmieni Polskę i wpłynie na wynik wyborów. Gdy film wszedł i okazał się kiepski, w dodatku bazując na dobrze już znanych historiach, Vega w wywiadach przepraszał, mówił że wcale nie interesuje się polityką, sięgnął do kieszeni widzów i w sumie to żałuje, że go nakręcił. Może twórcy podpisani pod Dziewczyną influencera też kiedyś będą tłumaczyć się w tym stylu.
Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]