Mając w pamięci, co zmajstrowali w poprzedniej współpracy Maciej Pieprzyca i Dawid Ogrodnik, ale również na uwadze fakt, jak dobre rzeczy ten pierwszy tworzył później, a jak wybitne kreacje oferował nam ten drugi, trudno było na ten film nie czekać. Ikar. Legenda Mietka Kosza wydawał się wchodzeniem na sprawdzony grunt, co z jednej strony cieszyło, z drugie budziło niepokój. Jak się później jednak okazało, nie tylko przed, ale również i po seansie.
Zestawienie nowego filmu Pieprzycy z
Chce się żyć właśnie pozwoli lepiej wybrzmieć temu, co wydaje się clou programu tutaj. Bo tak jak sparaliżowany Mateusz miał w życiu, lekko mówiąc, przegwizdane, w żadnym jego momencie nie mógł powiedzieć, jakoby był samotny. Kręcili się przy nim rodzice, były jakieś dziewczyny, ale również wypracowywał więź ze swoimi terapeutkami. W przypadku Kosza Pieprzyca chcę nam pokazać że, ja to mówił Kękę
Ktoś mi mówił, ze na szczycie jest samotność. Nie wierzyłem w to wszystko a
le tu wszedłem i poczułem i to widzę odtąd.
Swoją tyradę o niemożności podzielenia się z nikim sukcesem i radością z niego urodzony w Katowicach twórca ubiera jednak w nieco zbyt standardowy film biograficzny. Robił już to poprzednio, we wspomnianym
Chce się żyć, jednak tam usprawiedliwiała to przyziemność historii. Tego aspektu Ikarowi brakuje. Sam na sam z Mietkiem jesteśmy pozostawieni jedynie, gdy gra, poza tym cały czas musimy śledzić jego sztuczne relacje z kolejnymi ludźmi. Taka kameralna chwila oddechu to coś, czego temu filmowi ewidentnie według mnie brakuje.
Kiedy jednak sekwencje muzyczne się zaczynają (a jest ich naprawdę dużo), Ogrodnik z trzymającym pieczę nad muzyką do filmu Leszkiem Możdżerem potrafią dać nam bardzo dużo ekranowego miodu. W scenach
muzycznych aktor jest świetny, ale świetny jest też również operator, który doskonale dopasowuje zdjęcia zarówno do ekspresji Ogrodnika, jak i aranżacji piosenek. Oglądając te sceny, ręce samego składają się do oklasków, jednak od razu da się zaobserwować jedyną dla tego filmu skłonność do przesady. Pianina i fortepianu jest za dużo, przez co z czasem zaczyna wnosić coraz mniej. A do odbioru widza lekkie znużenie.
Festiwal w Gdyni już rozdał swoje nagrody, w kategorii pierwszoplanowej roli męskiej honorując właśnie Dawida Ogrodnika. W kuluarach dało się jednak usłyszeć mieszane odczucia odnośnie do tej kreacji. W tym momencie stanąć chciałbym jednak pośrodku, oddając najlepszemu polskiemu aktorowi swojego pokolenia co jego. Choć wcielając się w Mietka Kosza w żadnym wypadku nie przekracza czy nie poszerza żadnych granic swojego talentu, to trzyma bardzo wysoki poziom. Brak tego elementu zaskoczenia i wykazania wszechstronności (to ta rola w jego karierze, która potrafi być zbyt podobna do poprzednich) sprawia, że poprzednie kreacje zaimponowały mi bardziej. Znalazłbym również kilku moim zdaniem lepszych kandydatów do nagrody tutaj.
Prawdopodobnie czepiam się troszkę na wyrost, jednak jest to wywołane ogromnym szacunkiem do twórców i ich wcześniejszych dokonań, które zapadły mi głęboko w pamięć. Ikar to po prostu dobry film, w którym wszystko zrobione jest, jak należy, jednak brakuje mu pazura, oryginalności i zdolności do przełamywania granic, którą Maciej Pieprzyca pokazał nam przy okazji
Jestem mordercą czy jeszcze bardziej przy realizacji świetnego telewizyjnego
Kruka. Obcując z jego najnowszym dziełem cały czas jednak wchodzimy w tematy sprawdzone. Czyli otrzymujemy coś, co powinno wystarczyć, aby zaliczyć seans do udanych.
Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.
Kontakt pod [email protected]