Historia skupia się na dwóch bohaterach. Bruna i Pietra poznajemy, gdy są małymi chłopcami. Później fabuła przenosi nas na chwilę do ich młodzieńczych lat, a przez większość seansu śledzimy ich losy jako dorosłych mężczyzn. W dojrzałe wersje postaci wcielili się Alessandro Borghi i Luca Marinelli. Dzięki temu, że ogląda się historię na przestrzeni lat, widać, jaką drogę razem przeszli i co ich kształtowało. Można odnieść wrażenie, że naprawdę dobrze zna się obu bohaterów.
Chłopcy spędzają ze sobą czas, gdy są mali. Później los ich rozdziela, a każdy zdaje się iść swoją drogą. Może nie do końca odkrytą, ale jednak swoją. W pewnym momencie ich ścieżki znowu się łączą i to właśnie wtedy mamy okazję odkryć, jak silna przyjaźń pomiędzy nimi dojrzała. Osiem gór pokazuje, jak ważna jest postać ojca i jego rola w życiu dojrzewającego syna. Gorzkie chwile z udziałem bohaterów udowadniają istotę komunikacji i docenianie bliskich, kiedy są tuż obok.
Tytuł filmu nie jest przypadkowy. Góry służą tu zarówno jako metafora tego, do czego należy dążyć w życiu, jak i budują wizualnie całą produkcję. Zdjęcia powstały w miejscowości Brusson we Włoszech. Ujęcia zapierają dech w piersiach, a miłośnicy górskich wędrówek będą wniebowzięci. Produkcja powstała w formacie 4:3, co nadaje jej jeszcze bardziej artystycznego wyrazu. Dużą rolę odgrywają nie tylko szczyty, ale i detale, takie jak płomienie ogniska czy rośliny.
Osiem gór pokazuje również różnice w postrzeganiu świata przez ludzi z miasta i tych wychowujących się wśród natury. Choć ma wiele możliwych do wyciągnięcia przesłań, to jednak wszystko krąży wokół przyjaźni Bruna i Pietra. Mogłoby się wydawać, że historia bardziej zbliży się do Tajemnicy Brokeback Mountain, ale krąży gdzieś obok, nie pozwalając do końca dotknąć sedna.
To film przerażająco smutny i przerażająco piękny. Wprowadza w nostalgiczny, przygnębiający nastrój i miażdży dobry humor, który miało się przed seansem. Jest jak góra smutku, który spada, ale spada za długo. Historię dałoby się zamknąć w krótszym formacie. Dwie i pół godziny to zbyt wiele na tę opowieść. Kosztem kilku ujęć zdecydowanie lepiej byłoby nieco skrócić tę drogę przez szlak rozpaczy. Mimo wszystko warto obejrzeć Osiem gór i napawać się gorzkim obrazem majestatycznych szczytów. Bo w tym smutku jest coś pociągającego.
https://www.youtube.com/watch?v=efPX7VCaGIA
Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu Osiem gór
Geek i audiofil. Z wykształcenia dziennikarz. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.