Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Suzume – recenzja filmu. Nieidealna historia w idealnej oprawie

Autor: Cered Creative Solutions
22 kwietnia 2023
Suzume – recenzja filmu. Nieidealna historia w idealnej oprawie

Dzisiaj polska premiera Suzume (jap. Suzume no Tojimari). Produkcja, która na świecie odbiła się szerokim echem i już na ten moment stała się czwartym najbardziej dochodowym filmem anime w historii, trafiła do kin! Niesiony falą obietnic i oczekiwań miałem przyjemność spędzić 2 godziny na tym seansie. Jakie wrażenia pozostawiła po sobie Suzume? Recenzja zawiera spoilery!

Odnosząc się do Suzume, niemożliwe jest pominięcie takiej postaci jak Makoto Shinkai. Produkcja sygnowana jego imieniem niemal automatycznie narzuca pewne wygórowane standardy. Mowa bowiem o twórcy takich hitów jak Your Name (jap. Kimi no Na wa) czy Weathering with You (jap. Tenki no Ko). Autor obu uznawanych za klasyki gatunku filmów odpowiada przecież zarówno za reżyserię, jak i za scenariusz najnowszego dzieła.

Wydaje się, że jako twórca ma on wyrobiony pewien schemat, na wzór którego kreowane są jego filmy. Mamy w nich pewne powtarzalne elementy takie jak zakochana w sobie para głównych bohaterów, młodość, strata czy pogoń za szczęściem, a to wszystko podbite dużą ilością magii lub fantastyki. Ot, prosty patent na kinowy hit.

Zobacz również: Osiem gór – recenzja filmu o smutnej przyjaźni i alpejskich szlakach

Historia anime opowiada o tytułowej bohaterce, Suzume, która jest uczennicą liceum na wyspie Kiusiu. Dziewczyna mieszka razem z ciotką, która opiekuje się nią po stracie matki zmarłej w wyniku tsunami. Wydarzenie miało miejsce, gdy Suzume miała 4 lata. Protagonistka co jakiś czas ma swego rodzaju wizje, w których obserwuje młodszą siebie przemierzającą samotnie polany w bliżej nieokreślonym, fantazyjnym miejscu.

Codzienne życie bohaterki zmienia się, gdy pewnego dnia spotyka na swojej drodze Soute, czyli przystojnego mężczyznę podróżującego po Japonii w celu zamykania „Drzwi”. To właśnie wokół wspomnianych drzwi orbituje znaczna część głównego wątku. Stanowią one bowiem swego rodzaju pośrednika między światem współczesnym a miejscem, do którego dusze trafiają po śmierci.

Suzume
Fot. kadr z Suzume

Skutkiem pozostawienia otwartych drzwi jest pojawienie się wielkich, czerwonych, nadnaturalnych tworów, które kształtem przypominają dżdżownice. Jeżeli nie zostaną zatrzymane zamknięciem wrót, to mogą wywołać trzęsienie ziemi. Podczas pierwszego kontaktu z drzwiami Suzume uwalnia figurkę o kształcie kotka, która okazuje się być pieczęcią powstrzymującą mroczne siły. Oswobodzony z zaklęcia gadający kot staje się głównym antagonistą przez znaczną część filmu. Również dzięki niemu wspomniany wcześniej Souta zostaje przemieniony w... krzesełko! W tej postaci spędza zresztą większość seansu, co wbrew pozorom wyszło na duży plus. Jako mebel wypadał o wiele lepiej niż w ludzkiej postaci.

Podczas pościgu za magicznym kotem Suzume napotyka na swojej drodze wielu bohaterów drugoplanowych. Z każdym z nich spędza czas, poznając ich historie, cele i pragnienia. Są to jedne z ciekawszych momentów w fabule, podczas których poznajemy lepiej codzienne życie w Japonii. Odrywają one chwilowo widza od głównego wątku i wprowadzają elementy spokoju, który stanowi kontrast do ciągłej walki Suzume z tajemniczymi drzwiami.

Zobacz również: Bo się boi – recenzja filmu Ariego Astera! Wszystkie nasze strachy

Największym mankamentem filmu jest niestety fabuła. Nie jest to pierwszy raz, kiedy na wierzch wychodzą charakterystyczne dla tego typu produkcji wady. Seans ogląda się przyjemnie do momentu, w którym nie zagłębiamy się w scenariusz. Czasem trudno jest znaleźć logiczne wytłumaczenie dla postępowania poszczególnych bohaterów. Kolejne wydarzenia dzieją się bez większego sensu. Motywacje postaci zmieniają się w mgnieniu oka. Chociażby główny antagonista, gadający kot-pieczęć, który przez większość filmu ucieka przed Suzume i panem krzesełkiem, ostatecznie okazuje się sprzymierzeńcem. Gdyby nie ten bezcelowy pościg, film trwałby zapewne 30 minut.

Suzume
Fot. kadr z Suzume

Mimo luk fabularnych nie można odmówić anime pewnej głębi. Porusza ważne tematy takie jak radzenie sobie ze stratą bliskiej osoby, troskę o innych czy poświęcenie. W niektórych chwilach zakrawał nawet o typowy wyciskacz łez.

Otoczka wizualna to coś, co zdecydowanie jest najmocniejszą stroną Suzume. Ciężko nie zachwycać się tym, na jak wysokim poziomie stoi animacja. Pracę studia CoMix Wave, które ponownie współpracowało z Makoto, można bez zająknięcia nazwać sztuką. Wszystko od designu postaci, aż po paletę barw stanowi spójną całość. Serwowane nam widoki są płynne, szczegółowe i nieskazitelne. Jest to standard, który nieczęsto spotyka się w serialach anime, a na które film z takim budżetem może sobie pozwolić. Szczęka opada zwłaszcza w momentach z odrobiną magii. Zamykanie poszczególnych drzwi czy też wybuchy „Dżdżownic” były wręcz spektakularne.

Zobacz również: The Mandalorian – recenzja 3. sezonu! Coraz więcej tych hełmów

Nawet jako widz, którego stosowanie CGI w anime zazwyczaj odrzuca, w tym przypadku nie mam prawa narzekać. Animacja komputerowa, chociaż zauważalna, była świetnie wkomponowana w otoczenie i doskonale dopełniała drugoplanowe elementy scenografii. Wpadki, w których wypadała ona gorzej, takie jak sceny ludności w metrze czy oddalanie kamery podczas podróży samochodem, można wymienić na palcach jednej ręki.

Suzume
Fot. kadr z Suzume

Ścieżka dźwiękowa to kolejny mocny punkt Suzume. Odpowiada za nią kompozytor Kazuma Jinnouchi, znany z muzyki w serii gier HALO i anime Ghost in the Shell SAC_2045, a także zespół RADWIMPS, który mogliśmy już usłyszeć w Your Name i Weathering with You. Motyw przewodni pozostaje w widzu na długo po zakończeniu seansu. Dźwięki bardzo dobrze współgrają z przedstawianymi na ekranie wydarzeniami, dodatkowo wzbudzają emocje i wciągają w prezentowany świat.

Posłuchaj utworu przewodniego Suzume!

https://www.youtube.com/watch?v=Xs0Lxif1u9E

Podsumowując, gdy wspominam seans Suzume, na myśl nasuwa mi się nieco brutalne porównanie do wydmuszki – zachwycającej swoim wyglądem, jednak pustej w środku. Anime prezentuje się okazale i ma wysoką wartość artystyczną, natomiast scenariuszowi nie udało się wspiąć na taki sam poziom. Mimo niedociągnięć filmu wypad do kina oceniam pozytywnie. Nie był wcale stratą czasu. Cieszy coraz częstsza obecność tego typu produkcji w repertuarach. Czy Makoto Shinkaiowi udało się przebić swoje dotychczasowe dzieła? Uważam, że tylko pod względem wizualnym.

Zobacz zwiastun Suzume!

https://www.youtube.com/watch?v=COLtvIUbE1A


Ilustracja wprowadzenia: Suzume

Cered Creative Solutions

Redaktor prowadzący Ligę Znawców Kina
Cered Creative Solutions

Geek i audiofil. Z wykształcenia dziennikarz. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.