Bracia Coen podczas festiwalu w Wenecji zaprezentowali western, który choć momentami bawił, pozostawił spory niedosyt. Na szczęście w konkursie jest Jacques Audiard - Francuz, który zadebiutował w końcu za wielką wodą. Bracia Sisters ma znamiona najlepszych filmów tego gatunku, z pieczołowitością dbający o szczegóły epoki, obdarzając swoich bohaterów jakże potrzebnym ciepłem.
Choć w Stanach Zjednoczonych Audiard postrzegany jest jako autor kina niezależnego, dla europejskich widzów jego produkcje mają wyrazisty posmak hollywoodzkiego kina. Flirtował przecież mocno z filmem noir, dramatami zemsty oraz kinem gangsterskim. Fakt, że zajął się najbardziej klasycznym ze wszystkich gatunków, jest tylko naturalnym następnym krokiem, który reżyser wykonał pewnie i z polotem.
Bracia Sisters zalicza się do najlepszych rewizjonistycznych westernów, udanie używa ikonografii i tropów fabularnych, dodając do nich aktualne podektsty i znaczenia.
Kadr z filmu The Sisters Brothers / fot. materiały prasowe
Tytułowi bracia Sisters to Charles (Joaquin Phoenix) i Eli (John C. Riley), połączenie ognia i wody. Pierwszy to gorąca głowa, lubi imprezować, pić whiskey i spędzać noce na uciechach w burdelach. Drugi jest nieco spokojniejszy, bardziej myśli o przyszłości, a zamiast upijania się do nieprzytomności woli porządnie się wyspać. Dostaje jednak mniejszą działkę i zawsze jest tym przegranym, bo Charles jest główno dowodzącym. Bracia bez końca kłócą się i przekomarzają prawie bez przerwy. Ale kiedy Charles zarwie nockę, Eli zbierze go z łóżka, wsadzi na konia i poczeka, żeby ten mógł puścić pawia. Obydwaj są bardzo skuteczni w swojej robocie, do tego stopnia, że ich nazwisko obrosło sławą. "Tu bracia Sisters! Jeżeli nie oddacie nam zakładnika, zaczniemy strzelać!" oznajmiają na samym początku filmu, po czym w ciemnościach zaczyna się brutalna wymiana ognia, zakończona pożarem. Ile osób zabili? Sześć, może siedem. W tym fachu są tak dobrzy, że stracili rachubę. I refleksję nad tym, co robią. Strzały wymierzają automatycznie bo wiedzą, że kto ostatni pociągnie za spust, ten zginie. A w ostatecznym rozrachunku Eli woli uratować z płomieni konie, niż przejmować się ludźmi.
Kolejna robota będzie bardziej skomplikowana. Ich szef Kontradmirał (Rutger Hauer) wynajmuje innego detektywa, żeby koordynował działania braci. Co jest dla nich potwarzą, no i oczywiście wpłynie na podział pensji. Ale sprawa jest poważna, bo poszukiwany niejaki Hermann Kermit Warm (Riz Ahmed) ma pewien sekret, który może uczynić wielu ludzi niezwykle bogatymi. John Morris (Jake Gyllenhaal) używa zupełnie innych metod, niż Sistersi. Czyta ludzi jak książki, zdaje się na obserwację i cierpliwość. Inteligentny erudyta pisze rozkazujące listy skomplikowanym, prawie poetyckim językiem. Co oczywiście doprowadza braci do szału. Morris dość szybko zostanie przekonany przez Warma, że jego sekret ma być czymś więcej, niż tylko sposobem na łatwe pieniądze. Obydwaj bohaterowie znajdą wspólny język i nić porozumienia. Kiedy przyjdzie do spotkania obu par, dojdzie do prawdziwego zderzenia dwóch światów.
Kadr z filmu The Sisters Brothers / fot. materiały prasowe
Bracia Sisters, oprócz surowego opisu świata dzikiego zachodu połowy XIX wieku (w jednej scenie do ust śpiącego w lesie Johna C. Reilly'a wchodzi pająk!), reżyser pokazuje swych bohaterów w ludzkich, czasem komicznych, czasem ckliwych sytuacjach. Eli nosi przy sobie szal, który dostał od pewnej niewiasty i nawet prosi jedną z prostytutek, żeby odegrała jego ofiarowanie. Kobieta ucieka z pokoju przerażona, jako że to najbardziej osobista rzecz, o jaką ktoś ją poprosił. Audiard daje znać również, że otaczający świat bohaterów powoli się zmienia. John zauważa, że miejsce, które odwiedził, w ciągu trzech miesięcy od kilku namiotów zmieniło się w normalnie prosperujące miasto. Eli kupuje szczoteczkę do zębów, żeby ładniej pachnieć dla dam. Z dumą zauważa, że bardziej okrzesany Morris również takową posiada. Ale chyba największym ostrzeżeniem jest chemia, którą stosować chce Warm w odnajdywaniu złota. Zatrute jeziora i rzeki, zniszczona przyroda i okaleczeni przez wielkie korporacje pracownicy - to nie tak daleka przyszłość, która całkowicie odmieni świat Ameryki Północnej.
Finał filmu jest dosłowną podróżą nostalgiczną do przeszłości, czasu beztrosk i spokoju, wypełnionego matczyną miłością. Najbardziej brakującym pierwiastkiem w życiu bohaterów jest bowiem element kobiecości, którego byli pozbawieni. Z tego braku wynikają największe problemy, męska duma rodzi przemoc, generuje samotność i wyzbywa uczuć. Czasem jednak dobrze popłakać sobie w lesie.
Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe / Tylko Hity
Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".