Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wielka rozrywka w SkyShowtime!

Atlas Fallen - recenzja gry. Nowy Gothic?

Autor: Kamil Witkowski
21 sierpnia 2023
Atlas Fallen - recenzja gry. Nowy Gothic?

Atlas Fallen to postapokaliptyczna gra akcji z elementami RPG. Walcz z ogromnymi demonami, eksploruj rozległy świat i rozwijaj swoją postać. Zapraszam do recenzji.

W Atlas Fallen wcielamy się w postać bezimiennego, bądź bezimiennej. Tworzymy na szybko swoją postać i trafiamy do świata przedstawionego. Okazuje się, że nasza karawana na rozkaz złej królowej zboczyła z trasy i zostaliśmy zaatakowani przez demony. Żołnierze rozbili zatem obóz, a my staramy się zrobić, co możemy, aby w nim przetrwać. Ogólnie… bardzo szybko jesteśmy wrzuceni do tego świata, a jego zasady przedstawione są nam jeszcze szybciej. Jesteśmy przysłowiowym nikim. Staramy się zebrać innych bezimiennych, aby wywołać bunt przeciwko żołnierzom. Całe przedsięwzięcie szybko bierze w łeb. Okazuje się jednak, że kogoś w obozie brakuje i dostajemy szansę, aby po niego wyruszyć. Powodzenie misji ma nam zapewnić odkupienie u żołnierzy. Szybko jednak natrafiamy na magiczny artefakt - rękawicę, która mówi. Z jej pomocą jesteśmy w stanie pokonać demony pojawiające się w świecie przedstawionym. Tutaj akcja powoli zawiązuje się i nie chcę zdradzać więcej z fabuły, gdyż mimo iż nie jest ona jakoś przesadnie rozbudowana, to posiada wiele warstw, które całkiem nieźle się ze sobą zazębiają. Ponadto natrafimy na misje poboczne, które również mają mniejsze bądź większe znaczenie dla wątku głównego. https://www.youtube.com/watch?v=NTkr0NTdHqk&ab_channel=FocusEntertainment

Zobacz także: Diablo IV – recenzja gry. Gdzie Diablo nie może… tam Lilit pośle!

Tak jak wspominałem, jest to gra akcji z elementami RPG. Skupmy się na razie na tym drugim członie. RPG-owość produkcji przejawia się między innymi w tym, że zdarzają się opcje dialogowe. Nie mają one żadnego wpływu na rozwój historii, ale dowiemy się przynajmniej czegoś więcej o świecie przedstawionym. Najważniejszym jednak elementem jest możliwość zmiany wyposażenia i o ile przez pierwsze 5 godzin nie byłem do tego przekonany, o tyle z czasem zaczęło mieć to dla mnie znaczenie. Zmiana czy ulepszenia pancerza, zbieranie artefaktów, które mogą ulepszyć rękawicę, no i przede wszystkim kamienie esencji. Oj, tutaj jest dużo do wyboru. Na nowy pancerz natrafimy raz na kilka godzin, ale kamienie… te zbieramy na każdym kroku. Jest ich od groma i wszystkie mają unikatowe działanie. Każdy z kamieni możemy zapakować do paska impetu. Cztery kamienie do brązowego paska, cztery do srebrnego i trzy do złotego. W tym każdy z pasków ma jeden kamień użytkowy, a wszystkie trzy w sumie dają pasek impetu. Co to jednak jest? Pasek impetu ładuje się, gdy zadajemy obrażenia czy parujemy ataki. Najpierw ładuje się pasek brązowy, potem srebrny i na koniec złoty. Widzimy na nim także kamienie, które aktywowaliśmy. Zależnie od tego, jak pełny jest pasek, takie kamienie będą aktywne. Przykładowo, gdy załadujemy tylko połowę brązowego paska, to trzeci kamień z brązowego, a także cały srebrny i złoty pasek pozostaną nieaktywne, dopóki nie naładujemy więcej impetu. To prowadzi nas bezpośrednio do omówienia walki. Jest ona niesamowicie imponująca. W Atlas Fallen mamy do użytku jednocześnie dwie bronie. Jednej używamy pod przyciskiem kwadratu, a drugiej pod trójkątem. Z czasem odblokowujemy nowe bronie i możemy je sobie podmieniać przypisując tę, na której nam aktualnie zależy pod odpowiedni przycisk. Mechaniki walki nie są specjalnie skomplikowane. Atakujemy właśnie za pomocą jednej lub drugiej broni, staramy się unikać ataków i ładować pasek impetu, aby mieć jak najwięcej bonusów z aktywnych kamieni esencji. Wspominałem też o kamieniach użytkowych. Jeden aktywuje się za rozpoczęcie brązowego paska impetu, a kolejne za rozpoczęcie srebrnego i złotego. Nie jesteśmy zatem w stanie wykorzystywać wszystkich naszych umiejętności od początku walki. No dobra, ale z czym my tak naprawdę walczymy? https://www.youtube.com/watch?v=CNm14EZAD9M&ab_channel=GameSpot

Zobacz także: Master Detective Archives: Rain Code – recenzja gry. Persona to, Danganronpa czy może Ace Attorney?

Na naszej drodze stają najróżniejsze stwory. Jedne małe, drugie duże. Jedne latające, inne naziemne. Jeszcze inne z kolei podziemne. Jest całkiem sporo różnych rodzajów wrogów, jednak nie do przesady. Porównałbym to do fauny z gry Horizon Zero Dawn. Niektóre z gatunków przeciwników są bowiem do siebie bardzo podobne i różnią się tylko pojedynczymi umiejętnościami, czy dodatkowymi atakami. Jak łatwo się domyślić, te podstawowe demony pokonujemy po prostu siekając w nie czym popadnie. Te większe jednak mają swoje czułe miejsca. Po zniszczeniu wszystkich tych miejsc przeciwnik pada. Jednak nie poddaje się bez walki. Nauczenie się ataków przeciwników, skuteczne parowanie, unikanie i skupianie się na odpowiednich częściach ciał to coś, czego nauczymy się z czasem. Znajdziemy w świecie gry co prawda różne ciekawostki, czy podpowiedzi, jak walczyć z wrogami, jednak nic tak naprawdę nie zastąpi doświadczenia i kolejnych prób w podejściu do demonów. Łatwo się domyślić, że za pokonanie mniejszych dostajemy jakieś materiały, dzięki którym możemy ulepszyć wyposażenie, czy wytworzyć kamienie esencji. Same kamienie zaś, bądź schematy na nie wypadają raczej z tych trudniejszych wrogów. Na przeciwników w Atlas Fallen natrafiamy co jakiś czas przemierzając świat gry. Raz po prostu spacerują sobie pilnując jakiegoś przejścia, innym razem wyskakują na nas spod sterty piachu, a jeszcze innym razem urzędują na stałe w jednym miejscu i otaczają się bandą mniejszych demonów jednocześnie samemu rosnąc w siłę. Co do samego świata, jest on podzielony na kilka otwartych części. Każda z nich otwiera się przed nami wraz z postępami w fabule. Niektóre składają się z rozległych pustyni, a inne z zamkniętych, ciasnych korytarzy. Lokacje są jednak tak dobrze zaprojektowane, że już po godzinie zwiedzania wiadomo gdzie się jest i jak dostać się w kolejne miejsce. Sprawia to, że chętniej zwiedza się świat przedstawiony, a po pewnym czasie nie potrzeba już nawet mapy, aby się orientować. Oczywiście, jest ona niezwykle przydatna, ale przyznam szczerze, że podróżowanie po piasku bez mapy jest dużo ciekawsze. Zwykle tak nie mam, ale w tym tytule, gdy widziałem jakąś ruinę, czy cokolwiek, co wystawało by ponad fale piasku, musiałem tam zmierzyć i sprawdzić, czy czegoś nie znajdę. https://www.youtube.com/watch?v=AGQfhGubWns&ab_channel=FocusEntertainment

Zobacz także: Gord – recenzja gry. Przydałby się tu jakiś wiedźmin

Niestety gra ma także swoje bolączki. Często zmuszeni będziemy stać w miejscu, gdy postaci rozmawiają. Mogłoby to zostać zastąpione jakimiś cutscenkami, które bardziej przykują wzrok. Wierzę jednak, że studio DECK13 nauczy się tego przy drugiej odsłonie, o ile taka będzie. Graficznie tytuł potrafi zachwycić niejednokrotnie, ale zdarzają się momenty, gdy nie da się patrzeć. Na przykład w chwilach, gdy mamy zbliżenia na modele NPC-ów. To jest całkiem ciekawe, że całościowo gra wygląda naprawdę ładnie, ale postaci potrafią absolutnie wyrwać z immersji budowanej długimi godzinami. Nie jest tak z każdą z napotkanych postaci, jednak bywają takie sytuacje. Dźwiękowo jest bardzo podobnie. Cały świat brzmi realistycznie, muzyka również dodaje klimatu, ale kiedy odzywają się aktorzy głosowi, brzmi to tak, jakby byli pozbawieni jakichkolwiek emocji. Może to kwestia doboru aktorów głosowych. Poza tymi jednak wpadkami muszę zdecydowanie polecić ten tytuł. Nie ma co prawda dubbingu, ale jest polska wersja językowa, a za to szacun.

Zobacz film na YouTube!

Czy mogę polecić Atlas Fallen? Zdecydowanie tak. Nie ukończyłem jeszcze tytułu. Mam za sobą dwie lokacje wymaksowane tak bardzo, jak tylko się dało, a konsola mówi mi, że ukończyłem 50% wątku fabularnego, jednak jest to tytuł, którego nie odłożę na kupkę wstydu. Twórcy podjęli świetną decyzję, tworząc prostą, acz wciągającą fabułę, a do tego świetny system walki, różnorodnych wrogów i dzieląc otwarty świat na mniejsze segmenty, które swoją drogą i tak są całkiem spore. Dzięki temu unikniemy tutaj przytłoczenia, które gwarantuje nam wiele nowych gier. Mamy masę możliwości personalizacji rozgrywki dzięki modyfikacji walki przez kamienie esencji, pancerze czy różne bronie. Walczymy z różnorodnymi przeciwnikami, przemierzamy lokacje w poszukiwaniu znajdziek i przede wszystkim dobrze się bawimy. Ponadto tytuł wygląda i brzmi bardzo dobrze pomimo pewnych bolączek, na które jakimś cudem bardzo łatwo przymknąć oko. Ilustracja wprowadzenia: kolaż z materiałów prasowych

Przede wszystkim gracz i miłośnik kina. Zakochany w MARVELu, a najbardziej w Spider-Manie. Prowadzi swój kanał YouTube, streamuje na Twitchu, montuje filmy i zbiera figurki. Takie duże dziecko.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.