Kolejne rok, kolejne Call of Duty... Seria gier FPS od Activision powiększa się o kolejny tytuł! Tym razem przenosimy się do czasów II Wojny Światowej, gdzie po raz, już nie wiem który, zwalczamy nazistowskie siły. W grze znajduje się oczywiście także tryb wieloosobowy, który jakimś cudem nadal przyciąga miliony graczy. Nie można także zapomnieć o trybie Zombie mocno zyskującym na popularności w ostatnich latach. Czy tym razem Sledgehammer Games, Treyarch Studios oraz Activision spełniło oczekiwania fanów serii? Przekonajmy się!
Dlaczego... dlaczego po raz kolejny powracamy do szarej rzeczywistości II Wojny Światowej? Szczerze odnoszę takie wrażenie, że fani tej serii mają już naprawdę dość tej ery, gdyż jest ona po prostu nadużywana. Sam mogę powiedzieć, że jest mi bardzo smutno, że Activision przestało słuchać fanów tej serii... chociaż w sumie, nigdy się z nami za bardzo nie liczyli. Ilość lenistwa i chciwości w
Call of Duty: Vanguard przerasta moje najśmielsze oczekiwania... Zacznijmy jednak od tej najpozytywniejszej części gry, czyli kampanii.
https://www.youtube.com/watch?v=H8VqC_y4u8U
Kampania, aka Zbawiciel(ka) tego tytułu
Muszę się przyznać, że to nie dla kampanii zakupiłem ten tytuł.
Call of Duty nigdy nie było dla mnie franczyzą, której najmocniejszym punktem był właśnie ten tryb. Wszystko jednak obróciło się o 180 stopni... W
Call of Duty: Vanguard nie otrzymujemy kolejnego festiwalu nudy i niepotrzebnego mętliku w głowie, (jak to było w
Black Ops III) tylko porządną historię wojenną. Nie jest to oczywiście żaden majstersztyk i na pewno nie jest to najlepsza kampania w historii tej serii. Jest jednak naprawdę solidnie. W fabule wcielamy się w kilku żołnierzy z różnych stron świata. Polina Petrova, Arthur Kingsley, Wade Jackson oraz Lucas Riggs, to jest nasz "legion samobójców", który zostaje wysłany na... samobójczą misję. Nie wszystko jednak idzie tak, jak powinno, i owy skład zostaje złapany przez Nazistów. Będąc w celi, dowiadujemy się, jak nasi bohaterowie radzili sobie podczas wyniszczającej wojny. Nie będę wam oczywiście opowiadał, kto czego doświadczył, ale mogę na pewno wspomnieć, że są to całkiem interesujące wątki z porządnie zaplanowanymi misjami.
Jest jednak jedna postać, która najbardziej wyróżnia się na tle reszty składu. Polina Petrova i wątek ratowania Stalingradu oraz jego ludzi, jest materiałem na oddzielną kampanię. Jej opowieść jest najbardziej emocjonalna i jednocześnie ekscytująca. Za każdym razem, gdy gra przenosiła nas do Stalingradu, czułem przypływ energii, gdyż wiedziałem, że za chwilę stanie się coś wartego uwagi. Szkoda trochę, że tak mało czasu poświęcono tej postaci. Gdyby owa kampania skupiła się tylko na Polinie, myślę, że mogłaby to być jedna z najlepszych opowieści wojennych przedstawionych w grach.
Call of Duty: Vanguard, Activision
Największa zaraza tej serii
Odkąd
Call of Duty: Warzone trafiło na rynek gier, cała seria wkroczyła na obrzydliwą drogę. Jak możecie wiedzieć, gra battle royale jest darmową produkcją, dlatego mikrotransakcje nie są zbytnio kontrowersyjnym dodatkiem. Jakoś ten tytuł musi na siebie zarabiać. Gorzej jest jednak, kiedy te same mikrotransakcje (pakiety, skiny itd.) stają się fundamentalną częścią gry, za którą wcześniej musieliśmy zapłacić 200-300 zł. Kiedyś myślałem, że to Electronic Arts jest największą szumowiną na rynku gier, ale oni przynajmniej potrafią zrobić porządną grę. Activision, w przypadku serii
Call of Duty, powinno się wstydzić. To, co zrobili z tą – kiedyś szanowaną – serią, jest podłe.
Dlaczego jedynie warty uwagi kontent w tych grach to skiny do postaci (których nawet nie widzimy, bo jest to gra pierwszoosobowa), które kosztują ponad 80 zł? Czemu jakość DLC (mapy do multiplayer, zombie, bronie itd.) spadła tak diametralnie po usunięciu niesławnych przepustek sezonowych? Dlaczego loot boxy w
Star Wars: Battlefront II wywołały tak wielką aferę, a to, co robi Activision, wcale nie jest poruszane w mediach? Mam od groma pytań, ale zero odpowiedzi... Seria
Call of Duty gnije na moich oczach od około 5 lat i wiem, że Activision wyssie z niej jak najwięcej. Na koniec akapitu muszę wspomnieć, że nie obwiniam deweloperów, gdyż oni robią tylko to, co mówią ludzie z góry. Obwiniam za to wyznaczników obrzydliwego trendu, który stał się zarazą tej serii...
Call of Duty: Vanguard, Activision
Multiplayer, aka tortury na życzenie
Call of Duty: WWII miało ostatni przyjemny i arcade'owy tryb multiplayer... A było to już 4 lata temu. Od tamtego czasu,
Call of Duty stało się kopią
Rainbow Six Siege oraz
Battlefielda. Cała tożsamość tej franczyzy kompletnie wyparowało... Nie jest to jednak wyłączne wina Activision, czy studiów zajmujących się tą franczyzą. To właśnie my, gracze, bezpowrotnie zepsuliśmy ten tryb... przynajmniej po części. Dołączając do meczu w
Vanguardzie po raz pierwszy, miałem troszkę nadziei, że multiplayer nie będzie wyglądał tak samo jak w ostatnich trzech latach. Oczywiście czekało mnie ogromne rozczarowanie... To jest dokładnie ten sam tryb, co w
Modern Warfare (2019) oraz
Cold War...
Zapaleni gracze aka 10-latkowie, którzy przerzucili się z
Fortnite'a na nową grę, wcale w tej sytuacji nie pomagają. Jeżeli poszukujesz teraz tytułu, przy którym możesz sobie usiąść i się zrelaksować, to nie zbliżaj się do gier multiplayer, a tym bardziej do
Call of Duty. W
Vanguardzie co 5 sekund jakiś kozaczek wyskoczy zza rogu, zrobi obrót o 360 stopni i trafi cię prosto w głowę ze swojej snajperki/shotguna. Dobra... trochę przesadzam, ale ludzie tej grze, zdają się walczyć o swoje życie. Jeżeli chcecie poczytać sobie moje wyżalanie się, to zapraszam do
artykułu o becie tego tytułu. (Nie)Zaskakująco kompletnie nic się nie zmieniło, dlatego cały mój tekst jest aktualny.
Call of Duty: Vanguard, Activision
Zombie, aka mój Boże co tu się stało...
Tryb Zombie już od wielu lat jest ogromną częścią mojego gamingowego życia. Moja zajawka tym trybem rozpoczęła się w
Call of Duty: Black Ops II, osiągnęła najwyższy poziom podczas
Black Ops III i przez jakiś czas utrzymała ten poziom przy
Black Ops IIII. Nadeszło jednak
Cold War, które zniszczyło moją pasję co do tego trybu. Aczkolwiek słysząc o tym, że Treyarch Studios zajmie się Zombie w
Vanguardzie, moja nadzieja powróciła. Teraz całe studio mogło się skupić na tylko jednym trybie.
Call of Duty: Vanguard jest jednak wcieleniem zawiedzenia i tak samo jak z multiplayer, byłem rozczarowany. Zazwyczaj, aby ogarnąć cały system, mapę, easter-eggi i main questy, potrzebowałem kilka dni, może nawet tygodni. Co ja gadam, w
Black Ops III większość easter-eggów zrobiłem po kilku latach. W
Call of Duty: Vanguard wszystko, co ma do zaoferowania tryb Zombie, doświadczyłem w około 2 godziny... Dosłownie wszystko. Po 2 godzinach rozgrywki nie miałem już co robić w tym trybie. To, co definiuje ten tryb i definiowało przez kilkanaście lat, nie znalazło się w
Vanguardzie. Nawet tak mała cząstka, jak skórka po ulepszeniu broni, nie została dodana do podstawowej gry.
Vanguard przedstawił nam najbardziej pusty, nieciekawy, nudny, bez pomysłu i męczący tryb Zombie w historii. Powiedziałbym nawet, że jest to moje najgorsze doświadczenie dotyczące żywych trupów. Żaden film, serial czy gra nie wzbudziła we mnie tyle negatywnych emocji co
Call of Duty: Vanguard. Istna tragedia!
https://www.youtube.com/watch?v=8swCrPIt4nY&t=36s
Chyba nigdy nie byłem aż tak wkurzony na Activision i ich dzieło. Mamy tutaj co prawda solidną kampanię, świetną oprawę graficzną oraz zaskakująco dobry sound design. Ale to tyle... reszta to kompletna kopia, kopii... a nie przepraszam, już nawet kopia Cold War byłaby lepsza. To, co tutaj otrzymaliśmy, jest stuprocentową degradacją serii
Call of Duty. Błagam was, nie wspierajcie dzisiejszego Activision i nie zbliżajcie się do tej gry. Tak jak napisałem w tytule, jest to surowy kotlet, odgrzewany w mikrofali. Dlaczego?
Call of Duty: Vanguard to niedokończony tytuł, który nie zawiera ani grosza oryginalności i jest po prostu tym samym produktem, który zjadamy przez ostatnie 3 lata... a może nawet więcej.
Ilustracja wprowadzenia: materiał prasowe