Nowa odsłona serii zabiera nas w mroczne czasy – dosłownie. Fabuła cofa się o kilkaset lat, do alternatywnego średniowiecza, gdzie Doom Slayer nie jest już tylko ostatnią nadzieją ludzkości, ale boską bronią wykorzystywaną przez królów i kapłanów w walce z siłami piekieł. Nie jest to może narracyjne arcydzieło, ale świetnie podkreśla epicki charakter gry – bez wstępów i ceregieli, dostajemy dużo krwi, metalu i mitologii Cthulhu. Pod względem wizualnym gra prezentuje się znakomicie. id Tech 8, nowa wersja silnika od id Software, robi świetną robotę. Światy są większe, bardziej otwarte i pełne tajemnic do odkrycia. Odwiedzamy zdewastowane zamki, pola bitew, piekielne otchłanie i wymiar rodem z lovecraftowskiej mitologii. To nie tylko zmiana estetyczna – gra daje więcej swobody, a eksploracja jest nagradzana sekretnymi lokacjami i znajdźkami.
Seria DOOM zawsze słynęła z satysfakcjonującej broni, ale The Dark Ages idzie o krok dalej. Oprócz klasyków jak superstrzelba czy działko plazmowe, dostajemy zupełnie nowe zabawki. Największym hitem jest tarcza z piłą tarczową, którą można odbijać ataki i rzucać niczym siekierą w God of War czy tarczą jak Kaptian Ameryka. Są też nowe dystansowe bronie – np. karabin strzelający czaszkami albo kołkownica, która wbija przeciwników w ściany. Dla fanów walki wręcz przygotowano cep bojowy i inne wynalazki, które sprawiają, że rąbanie demonów nabiera nowego smaku. Nowe podejście do walki – mniej sprintu, więcej strategii. W porównaniu do DOOM Eternal, tempo walki jest nieco wolniejsze – ale to celowy zabieg. Doom Slayer jest cięższy, mniej mobilny, a kluczową rolę odgrywa teraz parowanie tarczą i uważne zarządzanie przestrzenią. Nadal jest dynamicznie, ale bardziej taktycznie. Wrogowie nie czekają grzecznie w kolejce – trzeba być w ruchu, wykorzystywać przewagi terenowe i finiszować ich w klasycznym DOOM-owym stylu. Jednym z najbardziej spektakularnych elementów gry są etapy z udziałem mecha Atlana – wielkiego robota, którym Doom Slayer rozbija demony wielkości domów. Walki są widowiskowe i dobrze zrealizowane. A kiedy myślisz, że nic cię już nie zaskoczy… wsiadasz na smoka. Sekcje powietrzne są krótkie, ale intensywne – latanie nad zamkami, walka w powietrzu, strzelanie z kuszy – to zdecydowanie jeden z najbardziej zapadających w pamięć elementów gry.
Zawsze zastanwiałem się co czuli twórcy, gdy powstawały DOOMy w czasie, gdy nie można było na kilku bitowym dźwięku przenieść tego gniewu, syfu i absolutnego chaosu. Soundtrack wciąż opiera się na ciężkich brzmieniach, ale tym razem dominuje klimat doom metalu i chóralnych motywów. To świetnie współgra z gotyckim stylem gry i sprawia, że każde starcie brzmi jak kulminacja opery. Dźwięki broni, uderzeń, odgłosy potworów – wszystko tu układa się charomnijną całość, która napędza nas do walki. Znane z poprzednich odsłon potwory, jak Cacodemon czy Imp, dostały nowe projekty, bardziej pasujące do quasi-średniowiecznego świata. Wyglądają świetnie – groźnie, masywnie, a czasem wręcz odrażająco. Do tego dochodzi cała masa nowych przeciwników, często inspirowanych horrorami i legendami – z demonicznymi rycerzami i kreaturami rodem z koszmaru na czele. Klimat powielił sukces poprzednich gier, a muzyka nadal zasługuje na miano When the Doom music kicks in!
Gra ukazała się w trzech wersjach: standardowej, Premium i kolekcjonerskiej. Edycja Premium oferuje cyfrowy artbook, ścieżkę dźwiękową i pakiet skórek, a także dostęp do fabularnego dodatku (premiera później). Edycja kolekcjonerska zawiera dodatkowo figurka Doom Slayera, metalową replikę karty dostępu i steelbook – gratka dla kolekcjonerów. Wersje konsolowe oferują również limitowane pady i okleiny na Xbox Series X, które wyglądają jak zbroja samego Slayera. Pamiętajmy jednak, że na PC zagraliśmy w ramach Xbox Gamepass, a na konsolach PlayStation 5 dzięki niedawno zawiązanej współpracy między Sony PlayStation, a Microsoft. My gracze wyłącznie korzystamy na takich negocjacjach i umowach. Koniec końców, zderzyłem się z opiniami, że DOOM: The Dark Ages narusza dobre imię serii, co dla mnie jest absolutnie niepoważnym opisem tej gry. Ludzie piszą dla przykładu “Mechy? Smoki? W DOOMie?!” - no a dlaczego nie? Gry muszą się rozwijać i pokazywać inne podejście do utartego schematu. Oczywiście, gdyby było to dosłownie DOOM Eternal 2.0 (czy tam 0.5, bo to prequel) to byłoby dobrze. Dodanie tych elementów wymagało odrobiny odwagi ze strony twórców, mimo wszystko gry typu DOOM mają ogromne, ale nadal nie tak szerokie grono odbiorców, którzy muszę pokręcić czasem nosem. Część z nich to zrobiła, ale ja jestem zaodowlony z decyzji, jaką podjeli ludzie z Bethesdy.
Sztuczna inteligencja potrafi czasem zgubić się w bardziej otwartych lokacjach. Chociaż nawet przy niskim poziomie, nie masz wrażenia, że któryś z potworów stoi bezczynnie, to nadal mam wrażenie, że stać nas na więcej. Parowanie tarczą wymaga przyzwyczajenia i nie zawsze działa perfekcyjnie, łapałem się na tym, że byłem pewny, że będzie powinno być odbite, a otrzymałem srogie obrażenia. Dla niektórych graczy wolniejsze tempo będzie minusem – szczególnie jeśli pokochali adrenalinowy chaos Doom Eternal. Z kolei sekcje ze smokiem mogłyby być nieco dłuższe – zostawiają gracza z uczuciem niedosytu.
DOOM: The Dark Ages to śmiała, świeża interpretacja kultowej serii. Zachowano tu wszystko, co w DOOM-ie najlepsze – intensywność, brutalność, fenomenalny arsenał – i ubrano to w gotyckie zbroje, średniowieczne klimaty oraz nowe mechaniki, które zmieniają podejście do walki. Nie jest to rewolucja na miarę 2016 roku, ale solidna, piekielnie grywalna i pełna pomysłów kontynuacja, z nowym podejściem. Dobra robota!
Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe
Wielbiciel kina o wszystkim innym niż szarej codzienności, gier oraz szeroko pojętej muzyki. Nie wzgardza nowinkami technologicznymi oraz wyprzedażami w Play Station Store. Gdyby Batman istniał naprawdę, wolałby chodzenie po ścianach i wielką moc, bo z nią przychodzi ...