Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wielka rozrywka w SkyShowtime!

Journey to the Savage Planet - recenzja gry. Nudno, ale wciąga

Autor: Kamil Witkowski
22 lutego 2023
Journey to the Savage Planet - recenzja gry. Nudno, ale wciąga

Już od jakiegoś czasu tęsknię za grami typu survival. W sensie… lubię zbierać materiały. Czekam na nowego The Foresta i myślę o Valheim, ale w międzyczasie na moim horyzoncie pojawiła się produkcja, której w zasadzie nie wiedziałem, że potrzebuję. Hype na High on Life jakoś mnie ominął, ale dzięki temu jeszcze bardziej jestem w stanie docenić grę, o której będzie dzisiaj mowa. Pod wieloma względami te tytuły są do siebie bowiem dość podobne. Zanim jednak powiem coś więcej, to standardowo muszę poinformować, że klucz do gry na PlayStation 5 dostałem od wydawcy, ale nie miał on żadnego wpływu na moją opinię o tym tytule.

Journey to the Savage Planet zaczynamy od przywitania nas w naszym statku kosmicznym przez szefa. Widzimy go jednak tylko na telewizorze. Jest to nagranie. Dowiadujemy się z niego, że jesteśmy pracownikiem wielkiej korporacji. Wylecieliśmy w kosmos na nieznaną planetę, aby ją przebadać. Mowa tu nie tylko o ukształtowaniu terenu, ale także oczywiście o roślinności, czy innych formach życia, na które możemy się natknąć. Jednak w trakcie zwiedzania nowego, nieznanego świata okazuje się, że już kiedyś planeta była zamieszkana przez jakąś inną inteligentną cywilizację. W trakcie rozgrywki dowiadujemy się zatem, kim byli, co osiągnęli. A jakby tego było mało, do prostej, nieskomplikowanej fabuły dodany zostaje pewien element intrygi, konspiracji i… a nie będę mówił na ten temat więcej, żeby nie zepsuć frajdy z odkrywania tego, co jest niewidoczne na pierwszy rzut oka. Skupmy się zatem na tym, co powiedziałem na samym początku. Grając w Journey to the Savage Planet czułem, że moja potrzeba zapoznania się z High on Life została zaspokojona. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na grafikę. Jest ona stylizowana na taką trochę bajeczkę. Dużo jasnych kolorów zdecydowanie budzi u mnie przyjemne odczucia. Do tego nie jest to grafika, która sili się na realizm. Właśnie to mi się bardzo podoba. Jednak nawiązania nie kończą się tylko na grafice. Tytuł posiada bardzo ciekawy humor. Nie pojawia się jednak na szczęście żadne przekleństwo. Przynajmniej ja jeszcze na żadne nie wpadłem. Jednak dużo jest tutaj cynizmu, autokrytyki i wyśmiewania typowych dla gatunku survival pomysłów na rozgrywkę. Przykładowo. Aby uzyskać nowe ulepszenia do naszego sprzętu, musimy zbierać surowce. No i komputer pokładowy w wielu różnych sytuacjach wyśmieje to, co znajdziemy, czy przyniesiemy do naszej bazy. Ponadto w bazie tej właśnie na wspomnianym już telewizorze będą leciały reklamy sprzętów, które dostępne mamy w grze. Te również pełne są autoironii. https://www.youtube.com/watch?v=jHa6G-skppk&ab_channel=PlayStation

Zobacz także: Hogwarts Legacy – recenzja gry. Przyleciał list z Hogwartu!

Humor ten towarzyszy nam w całym tym tytule. Czy to kiedy wpadniemy na jakieś starożytne ruiny, na nową formę życia, czy na jakąś znajdźkę. Komputer pokładowy towarzyszy nam bowiem wszędzie. Mamy go w naszym skafandrze. Trochę jak Iron Man. Nasze umiejętności są jednak zupełnie inne. Możemy skakać, a do tego bić i kopać naszych wrogów. Z czasem jednak, gdy zbieramy materiały, odblokowujemy również nowe umiejętności. Przede wszystkim coś, co przyda nam się, gdy napotkamy formy życia, które nie są nastawione przyjaźnie. Mowa oczywiście o broni palnej. Nie tylko możemy ją stworzyć, ale także ulepszać. Drugą rzeczą, którą możemy stworzyć, są silniczki umożliwiające nam podwójny skok. I to też możemy ulepszać. No, ogólnie ulepszeń mamy w tym tytule całkiem sporo. Jak już wspomniałem, tworzymy je za pomocą materiałów, które zdobędziemy w otwartym świecie nieznanej planety. Czy to rzeczy wypadające z wrogów, czy z rud, które możemy znaleźć. Potem zanosimy te przedmioty do drukarki 3D. Ona stworzy dla nas to, czego właśnie potrzebujemy. Co ciekawe, istnieje tutaj dość interesująca mechanika umierania. Kiedy bowiem stracimy całkowicie nasze zdrowie, odradzamy się jako klon w naszej bazie. Wtedy musimy ruszyć w okolice miejsca, w którym polegliśmy, aby zebrać nasze rzeczy. Jednak, gdy uruchamiałem grę pierwszy raz, miałem do wyboru dwie opcje. Pierwszą z nich jest tryb, na którym gram. Druga możliwość grania w Journey to the Savage Planet ogranicza nam jednak ilość możliwych reinkarnacji. Nie próbowałem tego trybu, ale domyślam się zatem, że kiedy licznik klonów zejdzie do zera, będziemy musieli zaczynać całą przygodą na tej nowej, nieznanej planecie od początku. Jeżeli ktoś jest fanem permadeath, lub po prostu lubi ciężkie wyzwania, to ten tryb może przypaść do gustu. Ja nie lubię się aż tak spinać, a do tego trochę szkoda mi czasu w razie, gdyby ilość żyć mi się wyczerpała, więc całkiem dobrze bawiłem się, odradzając bez stresu, że to może być moja ostatnia szansa. https://www.youtube.com/watch?v=gYzzSzFn25g&ab_channel=GameTrailers

Zobacz także: Returnal (PC) – pierwsze wrażenia. Był taki film…

Co do udźwiękowienia, to nie mogę powiedzieć, aby było jakoś ekstra. Tytuł niespecjalnie zapada w pamięć pod tym względem. Tak jak jednak powiedziałem, nadrabia grafiką i humorem. Zdarzają się jednak błędy. najczęstszym z nich jest fakt, że pokonana już istota zaczyna nagle wydawać z siebie dźwięki. Dokładnie takie same jak te, które można było usłyszeć, kiedy ona jeszcze swobodnie biegała po swoim domu, zanim zapoznała się z moją bronią palną. Do tego miejscami gra wydaje się być dosyć pusta, ale temu łatwo można zaradzić za pomocą tego, co może uratować niejeden tytuł. Mowa oczywiście o multiplayerze. Niestety można w niego zagrać tylko przez internet, a jako że ja nie mam znajomych, którzy graliby w ten tytuł, musiałem testować go sam. Zdecydowanie brakuje jednak opcji grania w kanapową kooperację. Mimo że to jest shooter z elementami survivalu, uważam, że taka opcja idealnie pasowałaby do gry w tym stylu. Chciałbym móc podać komuś siedzącemu obok drugi kontroler i śmiać się razem z głupich reklam produktów w grze oraz eksplorować ten świat we dwójkę, a nie na własną rękę. Aby ułatwić nam to zwiedzanie, twórcy zdecydowali się wprowadzić szybką podróż. Jednak nie możemy przenieść się z każdego miejsca na mapie, a tylko za pomocą starożytnej, obcej technologii. Podoba mi się to rozwiązanie. Szczególnie, że gdyby tak to nie wyglądało, pewnie co chwila wracałbym do bazy, aby odłożyć zapasy i nie martwić się, że coś mnie zaraz pokona, a ja będę musiał znów po nie wracać. Twórcy zdecydowanie wiedzieli, co robią przy projektowaniu tego tytułu i o ile może się wydawać, że jest on dość prosty, to mechaniki bardzo dobrze się ze sobą łączą, a ogólna przyjemność z rozgrywki stoi raczej na wysokim poziomie.

Zobacz również: Fire Emblem: Engage – recenzja gry. Władca pierścieni

Mam jednak wrażenie, że poza cukierkową grafiką, ciekawym humorem i całkiem nieźle współgrającymi ze sobą elementami eksploracji, survivalu i walki, coś w tej grze nie gra. Już rozwijam. Wrogowie są dość mocno powtarzalni i nie zaskakują specjalnie. Jest taki jeden gatunek, który żyje na tej planecie. Stworzenia go reprezentujące wyglądają jak ogromne, napuszone wróbelki. I to właśnie głównie będą nasi przeciwnicy. Oczywiście są zwykłe wróbelki, do tego wybuchowe wróbelki, pancerne wróbelki, agresywne wróbelki czy jaskiniowe wróbelki. Fajnie, że jest ich całkiem sporo, ale dla mnie to trochę mało. Chciałbym wpadać na jakichś innych przeciwników, którzy będą ode mnie wymagali pomyślunku, zastosowania innej broni i będą chociaż trochę różnić się wyglądem od tych przerośniętych pisklaków. Zdarzają się co prawda jakieś inne biomy, a w nich trochę inne stworzenia, ale nadal odnoszę wrażenie, że tytuł mógłby być choć odrobinę bardziej wymagający i zróżnicowany.

Zobacz film na YouTube!

Journey to the Savage Planet jest dobrą grą. Niestety nic więcej. Ładna grafika i trafiające do mnie poczucie humoru napakowane autoironią nie są w stanie jednak tytułu uratować. O ile testując go bawiłem się dosyć dobrze, to nie ciągnie mnie, aby znów w niego zagrać. Mechaniki survivalu, walki i eksploracji łączą się ze sobą całkiem nieźle, ale po paru godzinach gra zaczyna się nudzić i w pewnym momencie pomyślałem nawet, że chyba już wszystko, co było najciekawsze, to zrobiłem. A to było po jakichś dwóch godzinach. Tytuł jednak zdecydowanie może uratować multiplayer i odkrywanie nowych znajdziek oraz ulepszanie naszej postaci. Myślę, że może się też całkiem nieźle sprawdzić u młodszych graczy, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę ze zbieraniem materiałów, ulepszaniem postaci i eksploracją nieznanych terenów. Innymi słowy można spróbować, ale raczej nic oryginalnego się tutaj nie znajdzie. [poll id="153"] Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Przede wszystkim gracz i miłośnik kina. Zakochany w MARVELu, a najbardziej w Spider-Manie. Prowadzi swój kanał YouTube, streamuje na Twitchu, montuje filmy i zbiera figurki. Takie duże dziecko.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.