Dzisiaj o tym, jak jeden Polak samemu stworzył grę, która podbiła Steama. Historię, jak ten tytuł powstawał, twórca przedstawił w swoim wywiadzie dla TV GRY, więc nie będziemy o tym zbytnio mówić. Skupimy się na samej grze, którą Jakub Dźwinel stworzył. Czy to faktycznie hit? A może tytuł jest przehypowany? Za chwilę przybliżę moje własne doznania.
W tytule wcielamy się w Babyface’a. Jest on przesłuchiwany przez dwóch policjantów. Twierdzi, że nic nie pamięta. W trakcie dyskusji z nimi przypomina sobie jednak wydarzenia, które wcześniej wydarzyły się w jego życiu. Czy pomogą mu one? No nie wiem, bo jeszcze gry nie skończyłem. Mam za sobą jakieś dziesięć z czterdziestu poziomów i trochę ponad sześć godzin, które spędziłem z tytułem. Tak czy inaczej, ruszamy za pewnym dronem, aby pokonać Szefa. Po drodze oczywiście, jak to zwykle bywa, zmuszeni jesteśmy pobić jego pracowników. Niestety, ci także mają swoich pracowników. Okazuje się, że cała ta parszywa zgraja chce przejąć władzę nad miastem. My staramy się temu zapobiec, pokonując kolejnych wrogów. Okazuje się, że gra oparta tylko na obijaniu parszywych mord może być dużo przyjemniejsza i bardziej wciągająca, niż to się może na początku wydawać. Twórca wymyślił bowiem naprawdę niezły sposób, aby sztucznie wydłużyć grywalność tytułu. Jaki to sposób?
https://www.youtube.com/watch?v=OwxdmBoSTxY&ab_channel=IGN
W menu głównym możemy wybrać etap, w który chcemy obecnie zagrać. Aby uruchomić jakiś nowy etap, najpierw należy ukończyć poprzedni, aby nie zaspoilerować sobie fabuły. Etapy nie są zbyt długie. Jak to się zatem stało, że mam w grze ponad sześć godzin i zrobiłem dopiero dwadzieścia pięć procent gry? Powtarzam sobie te poziomy, aby je wymaksować. Każdy z leveli ma po trzy unikalne wyzwania, które możemy wykonać. Do tego podczas walki możemy wybić przeciwnikom złote zęby. W każdym etapie potrzebujemy ich dziesięć. Do tego, za nasz performens na koniec dostajemy ocenę. Najwyższą jest S. Aby wymaksować poziom, należy wykonać wszystkie te rzeczy, przechodząc go raz za razem. Za ponowne przechodzenie poziomów i wypełnianie dodatkowych celów, dostajemy nagrody w postaci elementów kosmetycznych dla naszej postaci, elementów na plac zabaw, na którym możemy potrenować i dodatków, które możemy uruchomić przy ponownym przechodzeniu poziomu. Podczas przechodzenia tytułu dostajemy też pieniądze i punkty umiejętności.
fot. zrzut ekranu z gry Midnight Fight Express
Drzewko umiejętności nie jest duże. Każda z rzeczy do odblokowania budzi jednak pewną ekscytację i fascynację. Jako że bardzo lubię efektowne pojedynki, najpierw wydałem tyle punktów, ile się da w drzewko finisherów. Dzięki temu mogłem dokonywać naprawdę ciekawych akcji na swoich przeciwnikach. Zarówno za pomocą jakichś pałek, noży czy gołymi pięściami. Ciekawym pomysłem wydaje się być także rzucanie przedmiotami. Gdy rzucimy w przeciwnika nożem, jest bowiem duża szansa, że pokonamy go tylko tym jednym atakiem. Wygląda to nie dość że bardzo satysfakcjonująco, to jeszcze mega efekciarsko. Dzięki temu tytuł przyciąga nie tylko możliwością powtarzania ukończonych już poziomów, ale także animacjami, które były pierwszą rzeczą, które powstały w ramach tworzenia tytułu. Twórca naprawdę się postarał i odwalił tutaj kawał porządnej roboty. Nic, tylko wziąć jakiś wielki młot i łupać nim przeciwników, którzy postanowią zbliżyć się do nas za bardzo. No, ale jak chcą, to czemu mielibyśmy im zabraniać otrzymywania srogiego wpierdolu?
https://www.youtube.com/watch?v=vAAG5ramERM&ab_channel=IGN
Poza animacjami warto się skupić także na grafice. Ta, mimo że nie jest wymagająca i jakaś super realistyczna, przyciąga oko i idealnie pasuje do tego typu produkcji. Nie mamy tu kwestii dialogowych w formie audio, więc brak ruchu ust postaci absolutnie nie przeszkadza. Wszystko to trzyma się w ramach przyjętego przez twórcę stylu artystycznego i nie wybiega przed szereg. Dźwiękowo również jest naprawdę dobrze. Przez większość czasu, który spędziłem przy grze, grałem jednak przy wyłączonej muzyce. Nie dlatego, że była ona słaba. Nawet pisząc ten scenariusz, słucham sobie soundtracku z gry. Wolałem jednak skupić się na efektach uwypuklających tytuł. Mam tu na myśli uderzenia, rzuty czy darcie mordy przeciwników upadających na plecy. Mimo że nie jest to arcydzieło, to ponownie - idealnie wpasowuje się to w przyjęty przez autora styl, tworząc jedną, spójną całość. Nie ukrywam jednak, że tytuł całkiem mnie do siebie przekonał, mimo że nie byłem do niego przekonany.
fot. zrzut ekranu z gry Midnight Fight Express
Pojedynki naprawdę czuć, a uderzanie przeciwników w pewien rytm skojarzyło mi sceny walki z gier
Batman Arkham. Trzeba było zwracać uwagę na wszystko. Czy któryś z przeciwników ma broń? A może jest to specjalny typ wroga? Niektórzy z nich są bowiem szybsi, a inni wytrzymalsi niż większość napotkanych wrogów. Zdarzają się oczywiście również bossowie, którzy zamykają akty związane z konkretną grupą przestępczą. O ile na początku pojedynki nie wywołują potu, czy nie wymagają skupienia, o tyle po jakimś czasie to się zmienia. Musimy się uczyć nowych wrogów, zachowań i sposobów na to, jak ich pokonać. Jeśli przeciwnik trzyma tarczę, nie zranimy go. Musimy najpierw pozbyć się tej tarczy. Może się jednak zdarzyć, że wymierzymy atak akurat w tym momencie, w którym wróg się odsłonił. W takim wypadku dostanie wciry jeszcze zanim pozbędziemy się jego tarczy. Warto szukać takich okazji na atak, aby łatwiej pokonywać wrogów i zwiększać swoje wyniki końcowe.
fot. strona Steam gry Midnight Fight Express
Takim etapem, który najbardziej mi się spodobał, był chyba poziom z pociągiem. Walczyłem tam z wieloma przeciwnikami na raz, co bardzo zwiększyło mój poziom skupienia na walce. Musiałem jednak jednocześnie unikać ataków snajpera, który leciał helikopterem. Okazało się jednak, że jeśli odpowiednio nim pomanewrowałem, mógł on trafić swoich współpracowników. To był pierwszy moment, w którym pomyślałem: „O! Bardzo fajnie, że coś takiego się tu znalazło”. Drugą taką sytuacją był etap, w którym pojedynkujemy się pomiędzy dwoma torami. Przejeżdżały tam pociągi, które mogły zniszczyć zarówno nas, jak i naszych wrogów. Jedno z wyzwań nawet polegało na tym, aby pokonać wszystkich przeciwników za pomocą pociągu. Wymagało to jedynie wykonywania uników i starania się, aby wrogowie wchodzili na tory wtedy, gdy pociąg akurat przejeżdżał. Fajny pomysł na poziom i jeszcze fajniejsze wyzwanie z nim związane. O ile poziom nie był najłatwiejszy, o tyle wspominam go raczej dobrze. Czy polecam zatem tytuł polskiego dewelopera?
Midnight Fight Express zaskoczył mnie swoją grywalnością. Oglądając filmy z rozgrywki, nie czułem tak bardzo tego klimatu. Kiedy jednak zacząłem, nie mogłem się oderwać. Powtarzałem kolejne poziomy i tłukłem przeciwników na miazgę w kółko. Przyciągały mnie bowiem ciekawe wyzwania, mechaniki i chęć odkrycia wszystkiego, co się da. Bezbłędne animacje i soundtack świetnie komponują się z tym stylem graficznym, a ubogie menu oraz fabuła nie odpychają od tytułu. Nie ukrywam jednak, że chętnie ograłbym grę Jakuba Dźwinela jako pełnoprawnego tytułu AAA. Chętnie zobaczyłbym bardziej realistyczną grafikę ze świetną fabułą i przerywnikami filmowymi. Niemniej jednak jest to zdecydowanie udany debiut polskiego dewelopera i pozostaje jedynie zostawić pozytywną ocenę na steamie i czekać na kolejne produkcje. Oby były równie udane. Warto również wspomnieć, że gra jest dostępna w dość przystępnej cenie. Dwadzieścia euro za około dwadzieścia cztery godziny naprawdę dobrej zabawy wydaje się być naprawdę dobrym układem. Napisz w komentarzu, co Ty myślisz o tej grze. Zamierzasz w nią zagrać? A może to nie są Twoje klimaty?
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Przede wszystkim gracz i miłośnik kina. Zakochany w MARVELu, a najbardziej w Spider-Manie. Prowadzi swój kanał YouTube, streamuje na Twitchu, montuje filmy i zbiera figurki. Takie duże dziecko.