Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Moons of Madness - recenzja gry

Autor: Maksymilian Sikorski
21 kwietnia 2020
Moons of Madness - recenzja gry

Czy zastanawialiście się kiedyś co powstałoby z połączenia kilku gier w jedną? Powiedzmy, że wzięlibyśmy zagadki rodem z początków serii Resident Evil, kosmiczny klimat Obcego: Izolacja, a do tego - czemu nie - bohatera platformówki Mario. Na koniec wszystko umieśćmy w świecie inspirowanym twórczością H.P. Lovecrafta i gotowe. Mieszanka niemożliwa do połączenia? Skądże! Ta gra już powstała, a jej tytuł to Moons of Madness.

Moons of Madness to gra stworzona przez norweskie studio Rock Pocket Games, która była dla twórców debiutem w dziedzinie survival horrorów. Nie był to jednak debiut Norwegów na rynku gier. Studio do tej pory stworzyło zabawną produkcję pod tytułem Shiftlings. Trudno tu  mówić o ich większych sukcesach. Te miały nadejść wraz z Moons of Madness, a więc grą o znacznie większym budżecie i ambicjach. Wcielamy się w niej w Shane'a Neweharta - złotą rączkę pierwszej stacji badawczej na powierzchni Marsa. Spokój w bazie zostaje zaburzony przez serię niewyjaśnionych wydarzeń. Zostaje ona pozbawiona prądu, pojawiają się problemy z łącznością, a część załogi przepada bez śladu. Tutaj do gry wkraczamy my. Naszym zadaniem jest poznać przyczynę dziwnych zdarzeń i uratować resztę załogi. Nie będzie to jednak takie proste. [caption id="attachment_110486" align="alignleft" width="1920"]moons of madness fot. screen z gry Moons of Madness[/caption] Rozgrywka opiera się głównie na eksploracji i rozwiązywaniu zagadek (mniej lub bardziej) logicznych. Świat który przyjdzie nam odwiedzić jest zaskakująco różnorodny zważając na fakt, że mamy do czynienia z grą, której akcja toczy się na niezamieszkałej planecie. Odwiedzimy tutaj całkiem ciekawe, podzielone na specjalistyczne sekcje, budynki stacji badawczej. Co najważniejsze nie zostały one stworzone metodą kopiuj-wklej przez co nie mamy wrażenia, że kręcimy się w kółko o co bardzo łatwo w grach, których akcja toczy się w przestrzeni kosmicznej. Jednak Moons of Madness to nie gra stworzona na podstawie Marsjanina z Mattem Damonem, a survival horror. Dzięki temu opuścimy powierzchnię Marsa w poszukiwaniu dreszczyku emocji. [caption id="attachment_110487" align="alignleft" width="1920"]Moons of madness fot. screen z gry Moons of Madness[/caption] Shane'a Neweharta nieustannie nawiedzają przerażające halucynacje i koszmary. Bohater w swoich omamach widzi pochłaniające wszystko wokół macki, które są motywem przewodnim jego wizji. Tutaj ponownie trzeba pochwalić różnorodność "koszmarnych" lokacji. Za sprawą snów bohatera trafimy bowiem np. do mrocznej jaskini, w której nawet zetknięcie ze ścianą może doprowadzić do naszej śmierci (co niestety w grze stawiającej na eksplorację może doprowadzić nomen omen do szału), czy chociażby piwnicy w której w dzieciństwie bawił się Shane. Wspólną cechą wielu lokacji jest wszechogarniający mrok, który jak rozumiem miał stworzyć klimat grozy oraz zagrożenia. Dla mnie okazał się być jedynie przyczynkiem do nadwyrężania wzroku i delikatnego bólu głowy. Myślę, że znalazłoby się wiele sposobów na zbudowanie pożądanego klimatu innych niż wrzucenie gracza w odmęty ciemności. [caption id="attachment_110488" align="alignleft" width="1920"]moons of madness fot. screen Moons of Madness[/caption] Jeżeli chodzi o zagadki, które mają być samym nadzieniem norweskiej produkcji to ciężko poddać je jednoznacznej ocenie. A wszystko dlatego, że stoją one na bardzo nierównym poziomie. Jedne wymagają od gracza chwili zastanowienia i wykorzystania informacji rozsianych po danej lokacji, a inne polegają jedynie na mozolnym poszukiwaniu elementów układanki, czy wykonaniu zadania na poziomie klasy 3 szkoły podstawowej. Niech za przykład służy tutaj jedna z łamigłówek, w której gracz musi ułożyć zdjęcia w kolejności godziny kiedy zostały wykonane. Oczywiście godziny widnieją na zdjęciach i nie sposób ich przeoczyć. [caption id="attachment_110489" align="alignleft" width="1920"]moons of madness fot. screen z gry Moons of Madness[/caption] Muszę poruszyć temat elementów budujących grozę w Moons of Madness. Wspomniałem już o częstym wykorzystaniu w tym celu mroku, ale to oczywiście nie jedyny zabieg twórców mający na celu nas wystraszyć. Co jakiś czas naszego bohatera dręczą halucynacje, a raczej jump scare'y. Podczas rozgrywki rzeczywiście zdarzyło mi się delikatnie unieść wyżej pada, ale na tym koniec. Podobny efekt mogłaby uzyskać moja babcia zachodząc mnie po cichu ze świeżo upieczonym ciastem. Musimy sobie odpowiedzieć jednak na pytanie czy to już strach, czy po prostu zaskoczenie? Znacznie bardziej rozgrzała mnie ucieczka przed jednym z potworów. Jako że bohater gry nie może się w żaden sposób bronić pozostaje nam tylko biec nie oglądając się za siebie. Dosłownie. Kiedy raz odwróciłem się i zobaczyłem pokraczne monstrum, które utknęło w jednym z przejść cały czar prysnął. [caption id="attachment_110490" align="alignleft" width="1920"]moons of madness fot. screen z gry Moons of Madness[/caption] To dobry moment na skupienie się na bolączkach technicznych gry. Największą wadą gry w wersji na konsole jest praca kamery. Gdyby zachowywała się ona podobnie w jakiejkolwiek strzelance sieciowej to jestem pewien, że zginałbym około 55 razy zanim zdążyłbym się odwrócić. Wspominam o tym dlatego, że twórcy nie umożliwili opcji zmiany czułości kamery, a w wersji na PC problem zdaje się nie występować. Brak możliwości zapisu gry również daje się we znaki. Autozapis lubi płatać figle i zdarzyło mi się, że po wyłączeniu gry byłem zmuszony jeszcze raz przechodzić daną lokację. Moons of Madness to jedna z najbardziej specyficznych gier z jaką się spotkałem. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda tutaj interesująco, zwłaszcza dla fana science fiction. Jest tu baza na dziewiczej planecie, badania nad obcymi formami życia, bohaterowie poddani działaniu nieznanych sił itd. Jeszcze przed premierą produkcja Rock Pocket Games wzbudziła moje zainteresowanie ciekawymi grafikami koncepcyjnymi i interesującą fabułą. Niestety gra jest na wielu płaszczyznach nierówna i wydaje się, że to zbiór naprawdę ciekawych pomysłów uzupełniony pustymi wypełniaczami. Ponadto fabule brakuje ostatecznie głębi i bardziej bezpośredniego sposobu przekazu aniżeli jedynie poprzez porozrzucane wszędzie notatki.
Ilustracja główna: FunCom
Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Entuzjasta kina klasycznego, fan filmów SCI-FI ubiegłego wieku oraz nałogowy konsolowiec.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.