Fabuła na początku nie wydaje się zbyt skomplikowana. Po raz kolejny Joker i arkhamowa gromadka przejęli Azyl we władanie. I oczywiśćie nie mogło obyć się bez Batmana, bo Klaun zaprasza go w swe mroczne podwoje. I tu dzieje się coś zaskakującego. W standardowej historii z Gackiem ten wpadłby przed okno na bat-linie i batarangami rozgonił towarzystwo, może nieco więcej czasu poświęcając Jokerowi. Tym razem jednak wchodzi skromnie przez drzwi i rzuca wyzwanie nie tyle Księciu Zbrodni, co samemu sobie.
Akcja dzieje się dwutorowo. Obserwujemy wędrówkę Mrocznego Rycerza przez korytarze Azylu zgodnie z planem jego nemezis. Jednocześnie Grant Morrison przedstawia nam losy Amadeusza Arkhama, założyciela placówki. Obie ścieżki fabularne są ze sobą misternie splecione, choć ich charakter jest odmienny. Dla Batmana to swoista Golgota, a kolejni przeciwnicy są stacjami do celu, którym może być zarówno popadnięcie w obłęd, jak i zwycięstwo nad prowokacją Jokera. Kompletnie inaczej zbudowana jest historia założyciela Azylu. Od początku naznaczona szaleństwem, niepokojąca i szokująca. Nad wszystkim unoszą się duchy Freuda, Junga i innych, którzy obnażyli słabości ludzkiej duszy.
Dość szczególnym elementem Azylu Arkham jest mikrokosmos, jaki stworzył Morrison na potrzeby swej opowieści. Joker czy Two-Face jakoś wpisują się w swój powszechny wizerunek, ale już persony jak Clayface czy Maxie Zeus to zupełnie inni bohaterowie. Inny jest też charakter opowieści, bo choć protagonista to peleryniarz, to mało tu superbohaterskiej akcji. Grant Morrison serwuje nam ogromną ilość symboliki o mistycznym charakterze, do której w tym przypadku sprowadzona została również religia. Odniesieniom i ukrytym znaczeniom można by poświęcić osobny tekst, oczywiście opatrzony adekwatnymi do nich kadrami. Choć historia nie jest długa, to jej odbiór powinien pochłonąć nieco czasu. Za stronę wizualną odpowiada bowiem legenda Vertigo.
Dave McKean to artysta z wielkim dorobkiem, lecz próżno szukać jego prac w mainstreamie. Wystarczy zerknąć na pierwsze strony komiksu, by pojąć, że jego styl to nie komfortowe dla oka superhero czy artystyczne pejzaże, doskonałe technicznie, ale łagodne i pełne światła. McKean to surrealista, korzystający z różnych form plastycznych. Polecam tu przyjrzeć się bliżej jego metodom twórczym. Od detali w tle, poprzez wydarzenia na głównym planie- wszystko jest wysmakowane i przemyślane. I nawet Batman wydaje się być kimś więcej niż herosem w pelerynie. Po mistrzowsku rozwiązane są przejścia między bieżącymi wydarzeniami a przeszłością Amadeusza Arkhama. Azyl Arkham to machina obłędu, ale niebywale przy tym czytelna i dobrze naoliwiona. McKean momentami zbliża się do granicy horroru, ale ostatecznie jedynie czerpie z narzędzi tego gatunku, tworząc coś bardziej nieoczywistego.
W nowym wydaniu A.D. 2025 sporo jest dodatków. Mamy pełny szkic scenariusza, który różni się od wersji ostatecznej. Są szkice i rozmaite wczesne koncepcje, pokazujące ile Morrison i McKean włożyli wysiłku w stworzenie Azylu Arkham. Do tego w niniejszej edycji Egmont zmienił politykę wydawania pozycji z DC Deluxe. Obwoluta zostaje, ale pod nią kryje się coś znacznie ciekawszego niż czarna, siermiężna okładka. Dla człowieka lubującego się w detalikach i sztukaterii to ogromna radość, zwłaszcza w przypadku tego albumu.
Batman: Azyl Arkham to jeden z kamieni milowych tej mroczniejszej i dojrzalszej strony Batmana, ale i samej bibliografii Granta Morrisona. Plotki głoszą, że umysł Szkota wspomagany był rozmaitymi specyfikami, ale pewnie i one na nic by się zdały, gdyby nie skomplikowana dusza artysty. Morrison to bowiem geniusz w swym fachu i ten komiks jest tego najlepszym przykładem. To nie pozycja, którą można, a którą trzeba posiadać.
Tytuł oryginalny: Batman: Arkham Asylum
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Dave McKean
Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz, Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 248
Ocena: 95/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.