Batman: Nawiedzony rycerz to trzy opowieści dziejące się w noc halloweenową. Dla kogoś, kto przebiera się za wielkiego nietoperza, czas strachów nie mógł być okresem wypoczynku. Tak więc Batman staje naprzeciwko klasycznych przeciwników, których pokonanie nie należy do łatwych. Znacznie większym wyzwaniem jest to, co Jeph Loeb przemyca pod spodem. Osobiste demony Bruce'a Wayne'a to przeciwnik o wiele groźniejszy od całej bandy z Arkham.
Punktem wyjścia historii o Batmanie jest śmierć jego rodziców. Niektórzy autorzy przesadzają tu z dramaturgią, skutecznie niszcząc całą traumatyczną psychologię tego zdarzenia. Inni zrobili z tej tragedii naiwny pretekst do złożenia jeszcze bardziej naiwnej przysięgi. Jeph Leob podchodzi do tego z innej strony. Wręcz staje się terapeutą Bruce'a, zdejmując mu na chwilę z gardła but nietoperzowej powinności. W życiu Wayne'a pojawia się pewna kobieta, z którą mógłby być szczęśliwy. Rezydencję nawiedzają dzieciaki i to jeszcze przed erą Robinów. Pojawia się też książka, którą małemu Nietoperzątku czytała matka. I tu pojawia się istotna kwestia tego albumu: literacka.
W Batman: Nawiedzony rycerz spotkać można cytaty rodem z Lewisa Carrolla i Charlesa Dickensa. Nie są to tylko pojedyncze zdania, a pełne kwestie włożone w usta adekwatnych postaci z panteonu łotrów Batmana. Loeb nie serwuje nam tu taniego eskapizmu, wciąż twardo stąpając po gothamskiej ziemi, a wykorzystuje klasyki literatury do przyprawienia swej historii. Przy okazji pojawia się też cień kina Złotej Ery Hollywood spod znaku Bogarta... Cała estetyka historii z Batmanem Loeba i Sale'a jest zresztą jakby wyjęta z tej niezapomnianej epoki.
Lekkiej metamorfozie od czasu Długiego Halloween uległa kreska Tima Sale'a. Niezapomniany autor niezmiennie pozostał wspaniałym rysownikiem, ale pewne elementy wskazują na ewolucje jego stylu. Najbardziej widoczne jest to w przestrzeni kadrów, ujęciu w nich postaci i ich ruchu. Jest dynamiczniej, bardziej trójwymiarowo, ale co ważniejsze, bez strat dla najlepszych aspektów twórczości Sale'a. Jest więc dużo noirowego miasta, rezydenci Arkham są nieco retro, a sam Batman wydaje się być postacią na poły realną, a nie kolejnym herosem w pelerynie. Do tego halloweenowa atmosfera... Można by rzec - pumpkin spice Batman.
Batman: Nawiedzony rycerz to solidny album z Obrońcą Gotham autorstwa uznanego duetu. Nie jest tak wybitny jak Długie Halloween, ale całe rzesze twórców i tak nie dorastają do pięt tej estetyce. Klasycznej, ale nie nużącej niedzisiejszą narracją i rysunkiem. Do tego rozwijającej psychologiczne niuanse postaci Batmana, które najczęściej spychane są na bok na rzecz kolejnych perturbacji w jego życiu - zazwyczaj niestety niepotrzebnych i superbohatersko kiczowatych. DC Deluxe wzbogaciło się o kolejną klasyczną i ekskluzywną historię, a w dalszej kolejności na rynku pojawią się inne pozycje Loeba i Sale'a. I tylko żal, że ten drugi już nic dla nas nie stworzy...
Tytuł oryginalny: Batman: The Long Halloween Deluxe Edition The Prequel: The Haunted Knight
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 200
Ocena: 85/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.