Billi Chadam to córka jedynego uczciwego miliardera, żyjąca na wygnaniu po jego śmierci. . Dziewczyna jednak nie daje za wygraną. Nocami sieje postrach jako samozwańcza obrończyni sprawiedliwości, ale daleko jej do heroicznego archetypu. Billi bliższa jest bowiem Zorro, Robinowi Hoodowi czy bohaterowi pewnego legendarnego komiksu, którym Sarah Byam wyraźnie się inspirowała. Ale o tym nieco później. Idea przewodnia jest bowiem nieco inna, choć przystająca do uniwersalnej opowieści, w której okrutni możni świata dręczą maluczkich, ale dni ich chwały są policzone.
Powiedzieć, że kapitalizm nie jest idealny, to jakby stwierdzić, że arszenik powoduje niestrawność. Daleko mi do zwolennika myśli Marksa i Engelsa, ale nie da się ukryć, że niewidzialna ręka rynku nader często zaciśnięta jest w pięść lub pokazuje środkowy palec, a idea amerykańskiego snu okazała się koszmarem. Byam ukazuje elitę NY roku 1999 jako po prostu złą do szpiku kości. Na ich miejscu mogliby jednak siedzieć komunistyczni towarzysze albo feudalni panowie. Ustrój nie ma tu znaczenia - ważne, że wąska grupa uprzywilejowanych zapomniała o swoim człowieczeństwie. Może ojciec Billi jest nieco wyidealizowany, ale to figura konieczna, by reszta opowieści mogła się formować. To swoisty wujek Ben, choć bez całej tej mocy i odpowiedzialności.
Należy wzorować się na wielkich. A kimś takim niewątpliwie jest Alan Moore. Echa jego V jak Vandetta są w Billi 99 obecne, choć raczej szkieletowo. Mamy bohaterkę ludu, której legenda owiana jest pewnymi przerysowaniami. Jest nawet charakterystyczny znak wypisywany na murach. Oczywiście po przeciwnej stronie mamy bogoli uciskających masy, pławiących się w swych zwyrodnieniach. Ktoś krzyknie, że to samo było w historiach z Zorro. I tu pełna zgoda. Spadkobierczyni fortuny staje się pogromczynią uciskających, ale świat wokół niej to usystematyzowany aparat opresji, którego nie można pokonać maską i szpadą. Historia Byam narracyjnie bywa równie mroczna jak losy V, ale z większą nadzieją na zmiany i pewnym światełkiem w tunelu.
Tim Sale ostatnimi czasy częściej gości na naszym rynku, głównie za sprawą Batmana. Rysownik stworzył dla DC jedne z najsłynniejszych dzieł i na nich zdefiniował swój styl. Nim jednak zagościł w Gotham, ukazał ponury Nowy Jork końca XX wieku o wiele groźniej niż metropolię Gacka. Wielkie monolity drapaczy chmur górują nad pozostałą zabudową. Po ulicach snują się wynędzniali obywatele, a niczym drapieżniki krążą wśród nich możni tego miasta w swych limuzynach, przy których Czarna Wołga zachęca do przejażdżki. Jest też deszcz, nadający wszystkiemu chłodnego, noirowego nastroju. Centralnym punktem jest Billi, dziewczyna z elity, która zeszła do szarzyzny obywatelskiej. To klasyczna heroina w najtwardszym tego słowa znaczeniu, bez lukru czy przeseksualizowania zamaskowanego pod samczymi akcesoriami.
Billi 99 to dzieło przedstawiające mroczne rozwinięcie wzrostu gospodarczego USA lat 80. i początku 90.. Na progresie skorzystali, jak to bywa i w naszych realiach, tylko wybrańcy losu, pogrążając w marazmie inne klasy społeczne. Przy okazji zamieniając pnący się w górę Nowy Jork w pustą, dystopijną metropolię. Sarah Byam przedstawia w nim losy bohaterki, dziedziczki ogromnej fortuny, która jest ostatnią szansą tego świata na poprawę. Podoba mi się, że autorka uniknęła heroicznego patosu i mesjanistycznego uproszczenia. Billi Chadam to kobieta waleczna, ale w pełni ludzka. Jest symbolem, nie zbawicielem mas. To komiks wprost stworzony dla fanów historii z mrocznym, politycznym wątkiem, ceniącym Orwella i Moore'a. Do tego prace Tima Sale'a, nieco mniej charakterystyczne dla tego autora, ale już charakterne na tyle, by wiarygodnie oddać ducha opowieści. Mucha Comics potrafi pozytywnie zaskoczyć, uzupełniając przy okazji ofertę konkurencji.
Tytuł oryginalny: Billi 99
Scenariusz: Sarah Byam
Rysunki: Tim Sale
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Mucha Comics 2024
Liczba stron: 232
Ocena: 80/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.