Zanim przejdziemy do głównego bohatera, autor sporo miejsca poświęci rodzinie Elona Muska. Z kronikarską dokładnością relacjonuje wybrane fakty z jego życia dotyczące edukacji, pracy czy wreszcie wielkich sukcesów biznesowych na miarę SpaceX i Tesli. Niewiele tu dialogów, a sporo encyklopedycznych, wręcz protokolarnych faktów, nazw, dat. Lektura nie należy więc do szybkich, łatwych i przyjemnych, a przypomina raczej brnięcie przez nudnawą książkę lub wyjątkowo szczegółowy reportaż, a jednostajny układ kadrów nuży, zamiast przykuwać uwagę. Przygotujcie sobie więc trochę czasu i cierpliwości.
Nie jestem wielkim fanem Muska (małym też niespecjalnie), ale już sięgając po komiks Darryla Cunninghama wiedziałem, w którym kierunku pójdzie narracja. Sama okładka przedstawiająca Elona rzekomo pokazującego salut rzymski wskazuje, że autor z obiektywizmem nie będzie miał wiele wspólnego. I rzeczywiście – wszystkie sukcesy Muska są przez niego przedstawiane jako efekt szczęścia, przypadku lub wykorzystywania czyjejś pracy – nigdy talentu, inteligencji czy geniuszu tytułowego bohatera tej opowieści.
Szczególnie pod koniec albumu scenarzysta i rysownik zarazem nie szczędzi ciosów zarówno samemu Elonowi, jak i prawicowemu środowisku politycznemu. Im bliżej ostatnich stron, tym Cunningham bardziej zatraca obiektywizm i wbija czytelnikom do głowy „jedyną słuszną” wizję i interpretację świata. Owszem, czasem ostrzega przed niebezpiecznymi trendami i niepokojącymi zjawiskami, ale jednocześnie zdarza mu się niesprawiedliwie oceniać i odsądzać od czci i wiary. Nic dziwnego, że nawet pomimo ciepłego przyjęcia biografia Elon Musk – Amerykański oligarcha we Francji, Cunningham miał problemy ze znalezieniem anglojęzycznego wydawcy.
Treść jest zatem bardzo mocno nacechowana poglądami autora, niezbyt obiektywna i wartościująca, a co z rysunkami? Te są często bardzo uproszczone, wyglądają raczej jak twórczość niezależna i mogłyby z powodzeniem być publikowane w sieci. Podoba mi się, jak Cunningham kreśli twarze i jak gra kolorami, żeby oddzielić od siebie poszczególne tematy, ale przy dłuższym obcowaniu lektura zaczyna męczyć i łapałem się na tym, że mogę przyjąć ją tylko w małych dawkach po 10-20 stron.
Elon Musk – Amerykański oligarcha zapowiadało się jako ciekawa pozycja biograficzna o kontrowersyjnym, ale interesującym człowieku. Niestety nachalna indoktrynacja, jakiej uległ Cunningham podczas pracy nad swoim dziełem, mocno obniża końcową ocenę. Gdyby pewne wnioski zostały podane bardziej subtelnie, pewnie dałyby odbiorcom do myślenia. A tak autor przyjął prosty schemat – wszystko, co liberalne jest zawsze dobre, a wszystko co prawicowe - złe. Przykładem jest chociażby temat zakupu Twittera i pokazanie, że liberalna cenzura była w porządku, natomiast dopuszczenie do głosu drugiej strony już nie. Tendencyjność bije tu na każdym kroku.
Autor skacze po wątkach, wprowadzając nieco zbędnego chaosu. Jak ognia unika przyznania Muskowi, że jego wizjonerskie działania nieodwracalnie zmieniły oblicze świata, czy tego chcemy czy nie. Cunningham lubi myśleć o Musku jako rozkapryszonym chłopcu z drogimi zabawkami, bezgwiezdnym oligarsze idącym po trupach do celu, którego należy próbować zdyskredytować. I pewnie jest w tym jakieś ziarnko prawdy. Ale czy ktoś taki tak po prostu, sam z siebie, zgromadziłby wart 340 miliardów dolarów majątek tylko poprzez sprzyjające mu uwarunkowania systemowe?
Tytuł oryginalny: Elon Musk: American Oligarch
Scenariusz: Darryl Cunningham
Rysunki: Darryl Cunningham
Tłumaczenie: Wojciech Birek, Maciej Muszalski
Wydawca: Non Stop Comics 2025
Liczba stron: 200
Ocena: 40/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.