Hickmana jako scenarzystę kojarzycie doskonale, nie tylko z serii Avengers i New Avengers. Teraz jest architektem świata mutantów, a jego spuścizna po latach może okazać się równie istotna, co swojego czasu dzieła Chrisa Claremonta, ale to inna para kaloszy. Amerykański scenarzysta przejął F4 w 2009 roku i było to jego pierwsze duże zlecenie na serię dla Marvela. I poradził sobie doskonale, uwypuklając najważniejsze cechy od dekad towarzyszące akurat tym konkretnym bohaterom. Mowa tu przede wszystkim o nieskrępowanych, przesyconych naukowymi teoriami przygodach, wykraczających daleko poza czas, przestrzeń i wymiary. Nie inaczej jest w Fantastyczna Czwórka tom 4.
Jeśli więc lubicie być przenoszeni o tysiąclecia w przyszłość, albo świadkować, gdy bohaterowie Marvela odbywają kosmiczne wojaże, zwiedzają nieodkryte planety, poznają obce rasy, są miniaturyzowani, doświadczają czasowych paradoksów i poznają alternatywne wersje samych siebie – to jesteście w domu, jest to seria dla Was. Nie bójcie się przy tym stopnia skomplikowania – właściwie od pierwszego tomu Hickman dba, by całość była przystępna, ale i porywająca, używając różnych technik narracyjnych. Na szczęście słowotok bardzo rzadko jest jedną z nich.
W czwartym tomie niejako na drugi plan schodzą wątki związane z rodziną, chociaż genialne dzieciaki w postaci Val, Franklina i reszty przeżywają swoje przygody na równi z dorosłymi. Wciąż sporo tu ciepła i humoru, ale i emocji nie brakuje. Twórcy dbają o to, byśmy rozumieli, że stawka jest duża, ale nie taka, która wymagałaby interwencji wszystkich bohaterów Ameryki. Reed i reszta sobie doskonale poradzą, bo mają przede wszystkim samych siebie. No, z drobną pomocą Spider-Mana czy Black Panthera, ale nawet jeśli gdzieś migną nam inni bohaterowie, jak Inhumans czy X-Men, to raczej w rolach epizodycznych.
Fantastyczna Czwórka tom 4 trzyma wysoki poziom poprzednich tomów i jest to bardzo dobra wiadomość, bowiem mamy do czynienia z serią równą zarówno scenariuszowo, jak i graficznie. Chociaż Hickman współpracował z całą armią rysowników i rysunki czasami nieco od siebie odstawały, to nie schodziło poniżej pewnego mainstreamowego poziomu. W czwartym tomie swojego talentu użyczyło kilku artystów i z pewnością znacie większość z nich. Ryan Stegman do dziś rysuje dla Marvela serie jak Venom, Giuseppe Camuncoliego kojarzycie z Amazing Spider-Man: Globalna sieć, Ron Garney na pewno jest Wam znany z Wolverine’a, Daredevila czy wydanego niedawno BRZRKR, a Nick Dragotta wpadł Wam w oko przy lekturze X-Statix i Na wschód od zachodu. Słowem – doświadczeni, rozpoznawalni i co najmniej dobrzy twórcy.
Hickman trzyma scenariusz w ryzach i wydaje się dobrze nad nim panować. Rysunki, chociaż nie ma tu wiele plansz zapadających w pamięć na dłużej, bronią się konsekwencją i w najgorszym wypadku przyzwoitym poziomem. Czego można życzyć sobie więcej od takiej serii? Fantastyczna Czwórka tom 4 to kilka nieco bardziej samodzielnych historii domykających rozpoczęte wątki i satysfakcjonująca konkluzja, która może stanowić zarówno koniec czytelniczek przygody z F4, jak i jej nowy początek. Nie zabraknie wzruszających motywów, happy endów i chwili refleksji. Pozostaje mi więc tylko polecić tę serię, jeśli jakimś cudem ją ominęliście.
Tytuł oryginalny: Fantastic Four by Jonathan Hickman: The Complete Collection vol. 4
Scenariusz: Jonathan Hickman
Rysunki: Ron Garney, Mike Choi, Nick Dragotta, Giuseppe Camuncoli, Gabriel Hernandez Walta, Andre Lima Araujo, Ryan Stegman
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 368
Ocena: 80/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.