Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

pisf

Hellblazer by Paul Jenkins tom 2 - recenzja komiksu

Autor: Tomasz Drozdowski
19 kwietnia 2025
Hellblazer by Paul Jenkins tom 2 - recenzja komiksu

Pozwolę sobie na śmiałe stwierdzenie - każdy z nas jest antybohaterem. Może nie od razu takim, który poluje na kryminalistów z karabinami w łapach i czaszką na koszulce. Raczej takim, który chce dobrze, a wychodzi mu jak zawsze. Czasem bowiem najlepsze intencje niszczone są przez złe emocje i słabości. Innym razem, choćbyśmy starali się z całych sił, los poplącze nam nogi. Jednak staramy się być bohaterami, cokolwiek to dla nas samych znaczy. John Constantine to właśnie ktoś taki. Pełen wad i słabostek, ale prący do przodu z dobrymi zamiarami. I wychodzi mu jak zawsze.

Strona komiksu Hellblazer by Paul Jenkins tom 2

Gdy w życiu Johna jest dobrze, to wiedz, że coś się dzieje. Mag poznaje dobrą kobietę i razem z nią wiedzie spokojny żywot, mając u boku wierną, choć dziwaczną grupę kumpli. I tu Jenkins wskrzesza motyw, który pojawiał się już wcześniej. Tajemne, mroczne siły zaczynają podnosić łeb, a jedynym, który może go ściąć, jest właśnie Constantine. Oczywiście za sporę cenę. Do tego przypomina sobie o nim Pierwszy Wśród Upadłych, a pomiędzy tym dzieją się pomniejsze dramaty. Hellblazer by Paul Jenkins tom 2 to więcej tego samego, ale w dobrym tonie.

Legendy arturiańskie to coś, do czego mam dużą słabość. W popkulturze Artur i jego rycerze zostali przetworzeni na tysiące sposobów i to samo dzieje się tutaj. Paul Jenkins przywołuje postać Merlina w ciekawej formie i miesza przy okazji różne aspekty brytyjskości. Bo mamy mistycyzm i Pendragona, ale jest i żulo-punkowa klasa robotnicza. Są magiczne miejsca mocy, ale też puby, gdzie hipsterzy dostaliby alergii od samego patrzenia na szyld. Sam John również jest tu gdzieś pomiędzy. Z jednej strony to cham, dupek i człowiek sam rzucający sobie kłody pod nogi. Z drugiej prawdziwy bohater i sprawny mag, przyjmujący ciosy i upadający, ale zawsze podnoszący się po wszystkich tragediach. I oba te aspekty wzajemnie się napędzają.

Strona komiksu Hellblazer by Paul Jenkins tom 2

Warto wspomnieć o tych krótszych, choć równie treściwych historiach. Na powitanie dostajemy ciężką opowieść o córce, która pragnęła stać się ideałem w oczach ojca. A nie był to miły tatko. Mamy też historię o niespokojnych duchach, które ukoić może jedynie rozwiązanie problemów z infrastrukturą drogową. John Constantine, burząc czwartą ścianę, oprowadza czytelnika po swoim życiu, składając przy tym subtelny hołd swemu twórcy. Album kończy pełna smutku opowieść małżeńska narysowana przez Paula Pope'a. Lubię kilkuczęściowe historie z Johnem, składające się na większą całość, ale to właśnie krótsze formy są dla mnie kwintesencją Hellblazera.

Postaci posiadające solidne kulturowe fundamenty popadają w schematyzm. Batman goni Jokera, Indiana Jones poszukuje artefaktu, a James Bond ratuje świat lub chociaż Anglię. John Constantine nie pozostaje w tyle. Zazwyczaj zaczyna się od ciszy przed burzą. Później szambo wybija i fala wiadomo czego znosi z planszy jego najbliższych, pozostawiając bohatera z wyrzutami sumienia i zgorzknieniem. I nawet jeśli uda się coś odkręcić, to John ma spory cmentarzyk bliskich osób. Paul Jenkins nieco przełamuje ten motyw. Nieco, bo jak się domyślacie, magia ma swoją cenę i zawsze trzeba oddać więcej, niż się dostaje. Tym razem nie ma wielu nowych nagrobków, ale sam Constantine nie odchodzi jak zwykle w swoim stylu w mroek: z rozchełstanymi połami płaszcza i z unoszącym się dymem z papierosa...

Strona komiksu Hellblazer by Paul Jenkins tom 2

Hellblazer wizualnie to dla mnie przede wszystkim Dillon, Alcala i Frusin. Mieszanina demonicznych pejzaży i postaci z proletariacką brytyjskością, a pośród tego blondas w trenczu. Sean Phillips czy Warren Pleece nie odchodzą tutaj od stałych wizualnych wzorców, przeznaczonych dla oczu czytelnika o mocniejszym żołądku. W Hellblazerze rysunki nie mają być ładne i efektowne. Mają przedstawiać walkę z realnym złem, a nie takim w rajtuzach. Ukazują ludzi z krwi i kości. Magia tutaj to nie dym i lustra, a brudna dziedzina naznaczona krwią. W tym tomie sporo jest grozy i nie mogło być inaczej, zważywszy na ponury finał. Jednak wisienką na torcie są prace wspomnianego Paula Pope'a, udowadniające, że losy Johna to nie tylko długie i bolesne batalie z wielkim złem.

Hellblazer by Paul Jenkins tom 2 na razie zamyka główną serię na polskim rynku. Oczekiwać możemy ewentualnie Dead In America Simona Spurriera, ale wydawca przyzwyczaił nas, że Constantine nigdy nie mówi „żegnaj”, lecz raczej „do widzenia”. A pozostało jeszcze wiele do opowiedzenia. Trudno mi jest być krystalicznie obiektywnym względem Hellblazera, jednak Jenkins trzyma poziom, choć nie jest epokowym ojcem-założycielem na miarę Delano i Ennisa. Niniejszy tom to typowy dla Constantine’a zbiór historii, trzymający świetny poziom, choć z posmakiem znanym fanom serii. Czekam na dalsze kroki Egmontu, bo półka z Hellblazerem musi w końcu był pełna.


Tytuł oryginalny: Paul Jenkins Presente Hellblazer Vol. 02
Scenariusz: Paul Jenkins
Rysunki: Warren Pleece, Paul Pope, Sean Phillips, Charles Adlard 
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 576
Ocena: 90/100   

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.