
Duncan i Sam to rodzice małoletniej Penny. Dziewczynka w niewyjaśnionych okolicznościach zapada w śpiączkę, a medycyna w jej przypadku jest bezsilna. Gdy wszystko wydaje się przesądzone, pomocną rękę w stronę zdruzgotanej pary wyciąga niejaki Tash - ekscentryczny staruszek, który jwie, co stało się Penny. I co ważniejsze - jak ją uratować. DWJ prezentuje opowieść o walce na wielu płaszczyznach, z których ta najważniejsza nie jest najbardziej widowiskowa. Emocjonalne plot twisty to u autora komiksu Murder Falcon norma, jednak bez popadania w powtarzalność.
Gdy przyjrzeć się bliżej temu, co tworzy Johnson, na pierwszy rzut oka widać śmiałe i spektakularne widowiska, przy których te z superbohaterami to inscenizacja zagrożeń na kursie BHP. Z czasem na jaw wychodzi prawdziwy sens opowieści, dla której całe to show było obudową. W Księżyc za nami podąża jest podobnie. Rodzice Penny mierzą się z morderczą hordą zwaną Kaskadą, ale to nie takie sobie zębate potwory. Dowodzący nią to postaci z przeszłości Sam i Duncana. O ile trauma matki jest bolesna, tak to, co czyha na Duncana, jest realnie paraliżującą ciemnością i brawa dla autora za tak dojrzałe i warsztatowo świetnie skrojone jej ukazanie. Ale to nie wszystko.

Śnienie w komiksach nie jest czymś nowym i nie tylko Gaiman pisał o tym tak wiele. Tu cała fabuła opiera się na koncepcji walki w snach o życie na jawie. Niekończące się boje LaMarrów to jednak nie bitewka z koszmarami rodem z komiksu peleryniarskiego. Bliżej temu do wojny na wyniszczenie, gdzie sojusznicy i przeciwnicy mają swoje cele, a zwycięstwo jest mgliste i niejasne. To ten rodzaj snów, które zdają się nie mieć końca i pozornie nie są ze sobą powiązane, ale gdzieś tam łączy je śliska nić ciągłości…
Scenarzysta dzieli stanowisko rysownika z Rileyem Rossmo, artystą, którego wciąż u nas za mało. Odpowiada on za świat snu, gdzie między innymi zabawki Penny toczą u boku jej rodziców bój o jej duszę. Trąci to nieco psychodelią, ale nie bełkotliwą i przekombinowaną na kwasowo, ale przemyślaną w swej formie. Zwłaszcza, gdy na jaw wychodzi z kim mierzą się LaMarrowie. Sam Johnson odpowiada za wydarzenia ze świata jawy. Bardziej ponure i bolesne, ale świetnie zgrane z kreską Rossmo. I chyba za rzadko wspominam Mike'a Spicera, który kolejny raz zajmuje się kolorami w dziełach DWJ. Solidny artysta, którego praca jest czymś znacznie więcej niż wisienką na torcie.

Księżyc za nami podąża to typowe komiksowe dziecię Daniela Warrena Johnsona. Pełno tu nieokiełznanej akcji, będącej pięknym snem fanów popkultury, ale gdzieś w środku są emocje i to nie banalnie powierzchowne. To opowieść o rodzicielskiej miłości, oddaniu swemu dziecku i traumach, które nie znikają nawet w dorosłości. To także niezły materiał do dyskusji dla miłośników Freuda i roli podświadomości w jego teoriach. DWJ po prostu nie zawodzi i płynąc z mainstreamowym nurtem komiksów przekazuje czytelnikowi znacznie więcej niż inni autorzy.

Tytuł oryginalny: The Moon is following us
Scenariusz: Daniel Warren Johnson
Rysunki: Daniel Warren Johnson, Riley Rossmo
Tłumaczenie: Olga Mysłowska
Wydawca: Nagle Comics 2025
Liczba stron: 232
Ocena: 85/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.