Jean to znudzony życiem człowiek. Po nieudanej randce z ukochaną postawia przejść się po nocnym Paryżu. Łazi więc i łazi, aż trafia w miejsce, przy którym nawet najpodlejsze dzielnice francuskiej stolicy wydają się schludne. Szybko też wpada w poważne kłopoty, ale z opresji wybawia go kobieta imieniem Karen. Z powrotu do swego monotonnego życia jednak nici. Jean i Karen znajdują się w miejscu, którego nie ma na mapach, a jakakolwiek próba jego skatalogowania najpewniej skończy się śmiercią.
Miasto podzielone jest na kolejne rozdziały, niekiedy znacznie różnicę się od siebie treścią. Mamy historię z niemal biblijnym potopem. Jest nowoczesny, autonomiczny hipermarket nietolerujący złodziejaszków. Albo ucywilizowaną i ufortyfikowaną dzielnicę, nad którą wiszą czarne chmury. Wszystko to zatopione w gargantuicznej, zdawać by się mogło nieskończonej strukturze tytułowego Miasta. Nastrój ciągłego zagrożenia, którego natury nie da się przewidzieć, kojarzy mi się z serią horrorów Cube, choć Barreiro tworzy coś znacznie bardziej zróżnicowanego i złożonego. Strach i niepewność są tu bardziej pierwotne. Autor zaskakuje odwagą swoich pomysłów, ale ostatecznie pojawia się pęknięcie w całej strukturze opowieści.
Pomimo całej złożoności scenariusza, po zamknięciu albumu czułem lekkość. Wizja Miasta jest ponura i zwykle coś takiego mi nie przeszkadza, ale brak tu jakiejkolwiek spójności. Sensu całej tułaczki Jeana i Karen. Ot idą przez kolejne kwartały złowrogiej metropolii. Raz spotykają zagrożenia jak najbardziej racjonalne, innym razem nadprzyrodzone. I byłoby to dobre, gdyby autor wrzucił coś pomiędzy. Bohaterowie nie mają punktu odniesienia, co potęguje pesymistyczny klimat, ale też z czasem nuży. Wiele momentów jest obiecujących. Momentów, które mogłyby być przełomowe. Ostatecznie jednak nawet finał pozostawia więcej zagadek niż odpowiedzi.
Juan Gimenez to wielkie nazwisko komiksu europejskiego. I patrząc na kadry Miasta nie sposób temu zaprzeczyć. Zatopione w czarni i bieli plansze mają więcej barwności i charakteru niż te tchnące feerią kolorów i to nie tylko ze względu na różnorodność Miasta. To jest zlepkiem różnych estetyk architektonicznych, ale wszystkie sprawiają przytłaczające, chłodne wrażenie. To jednak nic przy całej palecie niebezpieczeństw, o których już wyżej wspomniałem. Wyobraźnia scenarzysty trafiła na podatny grunt umiejętności rysownika, dając komiks wybitny na płaszczyźnie wizualnej.
Miasto wywołało we mnie dwojakie odczucia. Z jednej strony to historia z rozmachem, nokautująca i zaskakująca pod wieloma aspektami. Z drugiej jednak brak logicznej ciągłości, tułaczka bohaterów i piętrzący się stos tajemnic sprawiają, że czułem ulgę po zakończeniu czytania. Intensywność i ciężar historii dają w kość, radziłbym więc przygotować się na lekturę niełatwą, ale też i nietuzinkową, do tego w mistrzowskiej oprawie Juana Gimeneza.
Tytuł oryginalny: Ciudad
Scenariusz: Ricardo Barreiro
Rysunki: Juan Gimenez
Tłumaczenie: Jakub Jankowski
Wydawca: Lost In Time 2024
Liczba stron: 192
Ocena: 70/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.