Raedwald Sakson i jego kompan Arnulf to handlarze relikwiami, ale też przy okazji bohaterowie rozmaitych wydarzeń, którym daleko do kupczenia rzekomymi świętymi przedmiotami. Bliżej im do poszukiwaczy przygód, samozwańczych detektywów z paranormalną specjalnością. Ich świat jest pełen zjawisk o nadprzyrodzonej naturze, choć nie oczekujcie kolorowego fantasy. To, co niezwykłe, ma tu raczej mordę niż twarz, a te mniej nadprzyrodzone trudności są o wiele bardziej niebezpieczne. Na szczęście kompani to nie pobożne, strachliwe baranki, a prawdziwe wilki. Raedwald może budzić skojarzenia z Mordimerem Madderdinem, ale jest mniej cyniczny. Z kolei jego wielki jak góra kompan swobodnie odnalazłby się w krasnoludzkiej kompanii. Przez pewien czas pojawia się też piękność imieniem Rowena, której uroda dorównuje waleczności. Nolane tworzy więc wyraziste postaci, ale nie mogłyby być inne w takich realiach.
Realia Milenium to surowa, ale przekonująca wizja tamtejszej epoki. Nie taka literacko spotworniała i okadzona dymem ciemnoty. To czas przed Apokalipsą, a tak przynajmniej sądziła wówczas większość społeczeństwa, czemu zresztą przyklaskiwali duchowni i możni ówczesnego świata. Wszak najłatwiej zarządza się wystraszoną owczarnią. Jednak żebyście nie pomyśleli, że Richard D. Nolane to jakiś histeryczny antyklerykał. Ówczesne władze kościelne nie organizowały pielgrzymek dla starszych pań. Nie tworzyły oaz, gdzie sympatyczny wikary grał religijne covery ogniskowych piosenek. Takie to były czasy i obyczaje, że Boga należało się bać, a jeszcze bardziej jego przedstawicieli na tym łez padole. Autor znalazł trochę miejsca na pozytywne postaci duchowne, ale głównym łotrom dał krzyże.
Zakonnicy z Cluny to dość szczególna banda, dbająca o swoje interesy i prawo, tak jak oni je rozumieją. Nolane zachował pewną równowagę w kreowaniu ich podłości i dzięki temu to nie rozkrzyczani o grzesznikach fanatycy, a sprawni intryganci. Granica dobra i zła w Milenium jest płynna, a imię Chrystusa często służy do usprawiedliwiania swych podłości. Treść nie jest lekka i przygodowa, choć nie brakuje tu akcji, ale nie przytłacza i nie przynudza. To sprawne widowisko, gdzie dość często obok odcinanych kończyn pojawiają się niewieście wdzięki, a czasem i zjawiska nadprzyrodzone.
Za oprawę wizualną odpowiada znakomity François Miville-Deschęnes. Nie szukajcie tu jednak rycerzy i pięknych zamków. To wieki średnie u swych początków, gdzie co prawda spotkać można było typowe pejzaże z epoki, ale nic tu nie lśni, a jeśli już, to pewnie jakaś diabelska sztuczka i trzeba uciekać. Nie wspominałem o elementach fantasy, których jest tu niemało. Na lądzie grasują ghule, w morzach pływają krakeny, a niektórzy dysponują magicznymi artefaktami, których nie powstydziliby się magowie. Miville-Deschęnes ugina jednak to całe sacrum do szaro-brązowego profanum i jeśli ktoś ma alergię na wróżki i czarodziejów, niech się nie obawia Milenium. To bowiem lektura, w której magia i wszystkie jej elementy są jak ówczesna rzeczywistość.
Milenium to album dla fanów sensacyjnego komiksu historycznego, zwłaszcza osadzonego we wczesnych wiekach średnich. To pozycja zdecydowanie dla dojrzałego czytelnika, którego nie uraża brutalność, golizna i wątki religijnie w mrocznym wydaniu. Richard D. Nolane i François Miville-Deschęnes tworzą w duchu Imienia Róży, choć dla mnie bliżej tu do serii Ja, Inkwizytor Jacka Piekary. Ponure realia, surowa religia i nadprzyrodzone zjawiska, w których nie ma żadnej cudowności. Polecam na nadchodzące, coraz ciemniejsze dni. Mroki średniowiecza mogą bowiem rozświetlić mroki teraźniejszości.
Tytuł oryginalny: Milleniare #1-5
Scenariusz: Richard D. Nolane
Rysunki: François Miville-Deschęnes
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Lost In Time 2024
Liczba stron: 288
Ocena: 80/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.