Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Ostatni Ronin: Nieznane lata - recenzja komiksu

Autor: Tomasz Drozdowski
29 kwietnia 2025
Ostatni Ronin: Nieznane lata - recenzja komiksu

Prequele i sequele często nie budzą zaufania. Bywa, że twórcom jakoś nie idzie opowiadanie tego, co było przed i po danej historii. Zwłaszcza jeśli jest to jakiś wielki tytuł, doceniony przez publikę i krytyków, a tym samym kuszący, by wycisnąć z niego jeszcze więcej dolarów. Ostatni Ronin to komiks niebanalny, opowiadający w ponurych losach ostatniego z ocalałych członków TMNT. Historia miała jednak zbyt wiele niedopowiedzeń, a i zakończenie zostawiało otwartą na oścież furtkę. Nie mogło skończyć się na jednym tomie... Czy Ostatni Ronin: Nieznane lata, będący prequelem i sequelem w jednym, daje radę lub chociaż nie kala oryginału? 

Strona komiksu Ostatni Ronin: Nieznane lata

Akcja podzielona jest, rzecz jasna, na dwa wątki. Widzimy Mike'a krótko po wszystkich tragediach, które go spotkały. Złamany i bezsilny, wyrusza w ostatnią podróż bliższą rozbudowanemu samobójstwu, niż próbie odnalezienia nowej drogi. Przynajmniej na początku. Tymczasem w przyszłości April i jej córka wychowują kwartet nad wyraz wyrośniętych żółwi. Innych, ale jakże podobnych do czwórki Splintera.

Spodziewałem się komiksu w najlepszym wypadku grającego motywami z  poprzedniego tomu. Eastman i Waltz jednak zaskoczyli, uderzając w zupełnie inne tony. Tułaczka Mike'a to bolesna droga w poszukiwaniu nowej wersji samego siebie. Bez rozdmuchanej dramaturgii, ale z wątkami na tyle poważnymi, by zdominowały inne aspekty jego opowieści. To całkowicie moje klimaty. Umiarkowana psychologizacja, nieco więcej mroku i cierpliwie kreowany proces przemiany. I gdybym słyszał jedynie skrót tej opowieści, stawiałbym ją wysoce historię z młodzikami. Po lekturze obu części bliższa memu sercu jest jednak opowieść nowej generacji pancernych ninja.

Strona komiksu Ostatni Ronin: Nieznane lata

Oryginalna czwórka żółwi jest rozpoznawalna w równym stopniu, co Lord Vader czy Batman. Kolorowe opaski, odmienny oręż i nieco inne tony zieleni skóry. Widać od razu, że to bracia z tej samej krwi. Nowa generacja żółwi-mutantów to jednak coś zupełnie innego. I dla przeczulonych na rzekome woke - mamy dwóch chłopców i dwie dziewczynki. I, o zgrozo, wszyscy mocno się od siebie różnią! Gdyby jednak bliżej im się przyjrzeć, to rodzeństwo jest równie harde i niezwykłe, co ich nieodżałowani wujaszkowie. Autorzy unikają kopiowania podopiecznych Splintera i tak jak Leonardo i spółka stanowili grupę braci-kumpli o szorstkich relacjach, tak między młodziaki iskrzy nie tyle co bardziej, ale po prostu inaczej. 

Wszystko pięknie się dopełnia. Ostatni Ronin: Nieznane lata to wyważona, przemyślana opowieść, w której oczywiście nie zabrakło miejsca na komiksową akcję, ale przede wszystkim to historia z mocnym, obyczajowym wątkiem. O nowym początku kolejnej generacji wojowników i przemianie ostatniego ze starej gwardii, która pozwoliła tym pierwszym przyjść na świat. W dosłownym i tym mniej bezpośrednim znaczeniu. Twórcy zadbali też, aby z technicznego punktu widzenia oba wątki przechodziły między sobą gładko. Nie ma tu zgrzytów i faworyzowania któregokolwiek z nich.

Strona komiksu Ostatni Ronin: Nieznane lata

Dwie historie i dwa inne podejścia do rysunków, choć oba bez rewolucji. Opowieść Michelangelo jest mroczniejsza, ale bez rzeźniczych widoczków. Krew się leje, ale nie zalewa sensu i ducha przemiany bohatera. Prequel jest zdecydowanie bardziej dynamiczny i tworzący ją Gallant  musiał naoglądać się oldschoolowych filmów karate, z całym ich etosem treningu i kształtowania charakteru. Ben Bishop popisuje się w innej kwestii. żółwi żółwie z nowego pokolenia różnią się od siebie dużo mocniej niż ich poprzednicy. Masywny Odyn i smukły w swej sprawności Uno. Oraz dziewczyny, które może nie są zwiewnymi żółwiczkami, ale budzą respekt. Warto dać im szansę, zwłaszcza, że w najważniejszych kwestiach są godnymi kontynuatorami dziedzictwa Splintera i spółki.

Ostatni Ronin: Nieznane lata zapowiadał się w mojej głowie jako coś, co mogłoby nie istnieć. Nawet otwarty finał oryginalnego komiksu mógłby zostać jedynie cliffhangerem bez dopięcia. Kevin Eastman i Tom Waltz dokonali jednak czegoś, czego mogą im pozazdrościć twórcy największych popkulturowych tytułów. Dali czytelnikowi dopełnienie, które nie tylko dorównuje właściwej opowieści, ale ma szansę stać się kolejnym udanym etapem legendarnej marki. Jak dalej potoczą się losy uniwersum Ostatniego Ronina? Mam nadzieję, że na poziomie tego tomu. Żal byłoby zmarnować potencjał gromadki April i jednego jestem pewien: nie będzie to odgrzewany kotlet, ani tym bardziej tania zagrywka w stylu superbohaterskich „all-new, all-different”. 


Tytuł oryginalny: Teenage Mutant Ninja Turtles: The Last Ronin - Lost Years
Scenariusz: Kevin Eastman, Tom Waltz 
Rysunki: Ben Bishop, S.L. Gallant, Kevin Eastman
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Wydawca: Nagle Comics 2025
Liczba stron: 208
Ocena: 85/100 

 

 

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.