Papa Pingwin wraca do miasta, a jego dzieciaczki szykują dla niego grób. I tu rodzeństwo Cobblepotów przekonuje się, że w starym piecu diabeł pali. Ozzie prowadzi ze swoimi dziećmi subtelnie morderczą grę, w której jednym z pionków jest sam Batman. Choć ten nigdy by się do tego nie przyznał. Aiden i Addison co prawda potrafią dziobnąć, ale ich ojczulek to ptaszysko groźniejsze niż na to wygląda. I ta poczciwa pozorna niepozorność stanowi największą siłę tego komiksu.
Widać to szczególnie w tym, jak King gra relacjami ojca z dziećmi. Nie ma tu dramatycznych scen rodem z pato-dokumentów, a wprost przeciwnie. Pingwin jest uprzejmy, wręcz czuły dla swych pociech. Do pewnego momentu rzecz jasna. Dysonansu między spijaniem sobie z dzióbków a wyrywaniem piór dodaje liftingowany wygląd tytułowego bohatera, już nie tak karykaturalny jak zwykle. Swoją rolę ma też otoczenie, składające się zarówno z przypadkowych osób, jak i współpracowników Cobblepota. Czy już wspominałem o Batmanie?
Mrocznego Rycerza i Pingwina łączą w Pingwin tom 2: Wszystko, co złe nie tylko zakulisowe układy, ale też sposób, w jaki portretuje ich autor. Obaj dawno wyrośli ze swoich klasycznych wizerunków. Nietoperz nie jest peleryniarsko heroiczny, a Oswald działa mniej teatralnie i komiksowo. King jednak całkiem nie odpuszcza i pojawiają się pęknięcia, przez które widać ich dawne oblicze. Pierwszy powtarza mantrę o „zabobonnej zgrai”, a drugi czasem użyje zabójczej parasolki czy pozwoli sobie na nieśmiałe „kwa kwa”. Autor komiksu Mister Miracle już wiele razy pokazał, że potrafi we współczesny sposób nawiązać do historycznej wręcz klasyki. I oby taki obraz Cobblepota utrzymał się na dłużej.
Rafael de Latorre rysuje ponury, miejski kryminał, gdzie Batman stanowi najbardziej egzotyczny element. Nie brakuje strzelanin i filmowej akcji, ale mrok przytłacza wszystko i sprawia, że Gotham to miasto proszące się wręcz o wojenki gangsterów. Pojawia się sporo kadrów, które zapadają w pamięć. Przytłoczony wydarzeniami Oswald kontrastuje z Oswaldem idyllicznie karmiącym ptaki. Jego wspólny morski „rejs” z Batmanem i te wszystkie sceny, w których wygłasza mrożące krew w żyłach kwestie z miną emeryta czytającego ulotkę tabletek na kaszel. Charakter prac de Latorre oddają najlepiej ostatnie kadry, pasujące bardziej do słodkiej historii obyczajowej niż rasowego kryminału.
Pingwin debiutował w latach 40. i jego wizerunek od czasu do czasu był odkurzany. Zazwyczaj jednak powracał do roli kurduplowatego gangusa z długim nosem i ptasim fetyszem. Czy tym razem będzie tak samo? Byłoby to wielką stratą, bo Tom King bez burzenia fundamentów postaci dokonał jej słusznej ewolucji. Pingwin tom 2: Wszystko, co złe to niestety już ostatni tom jego tradycyjnie już dwunastoczęściowej opowieści, ale niebawem dostaniemy Strange Adventures, a fani Oswalda będą mogli nacieszyć się historiograficznym przekrojem jego kariery na łamach Batman Arkham: Pingwin. Nie wspominając o serialu z Farrellem. Gdyby od czasu do czasu dokonywano odświeżenia wizerunku klasycznych postaci, DC nie musiałoby bawić się w resety całego uniwersum, przy okazji dając czytelnikom dojrzałe powieści graficzne.
Tytuł oryginalny: The Penguin Volum 2: All Bad Things
Scenariusz: Tom King
Rysunki: Rafael de Latorre
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 132
Ocena: 85/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.