Punisher Epic Collection – Najwyższy wymiar kary to blisko 500 stron, które zapełnia 13 zeszytów głównej serii, a także 3 nieco dłuższe historie: Przeciążenie, Trudna śmierć w łatwym mieście i crossover z Czarną Wdową zatytułowany Pajęczyna zagłady. W otwierającym album Przeciążeniu Mike Baron, pierwszy autor głównej serii przygód Franka, zabiera nas na wojnę z kartelem w Gujanie. Tym razem jednak Castle zmierzy się z gangolami uzbrojonymi po zęby w nowe technologie…w kosmosie. I nawet jeśli brzmi to głupkowato, to swoimi dynamicznymi rysunkami Hugh Haynes zapewnia nam jazdę bez trzymanki. Jeśli wydaje się Wam to znajome, to jesteście na dobrym tropie – czytaliśmy już tę historię 30 lat temu dzięki TM-Semic.
Przenieśmy się na chwilę do 1995 roku. Wydawana w Polsce od 1990 roku seria o Punisherze zaczyna nieco podupadać, wydawca decyduje się więc na odważny krok – będzie stawiał na grubsze wydania (ok. 130 stron), ale pozbawione koloru. Pogromca w czerni i bieli nie wszystkim przypadł do gustu, ale w nasze ręce trafiły wtedy mocne historie, takie jak Year One czy Eurohit. I właśnie tą drugą opowieść, ciepło wspominaną przez rodzimych czytelników, będziemy mogli po raz pierwszy w kolorze przeczytać w Punisher Epic Collection – Najwyższy wymiar kary.
Eurohit to siedmioczęściowa, epicka podróż Franka po Europie, podczas której odwiedzi on Anglię, Francję, Niemcy, Szwajcarię i Hiszpanię (szkoda tylko, że zapomniano o Polsce…), a wszystko po to, by zapobiec zrzeszeniu regionalnych gangów przez Kingpina, którego macki najwyraźniej sięgają daleko poza Stany Zjednoczone. W tej utrzymanej w szaleńczym tempie historii Punisher zmierzy się z nieco pokracznymi, typowo najntisowymi zabójcami jak Snakebite czy Rapido, gościnnie pojawi się francuskojęzyczny Batroc, a po stronie sprzymierzeńców dość nieoczekiwanie znajdzie się Tarantula.
Za scenariusz Eurohitu odpowiada duet, który dużo później zasłynął takimi dziełami jak Imperatyw Thanosa, Strażnicy Galaktyki czy oczywiście Anihilacja. Dan Abnett i Andy Lanning, późniejsi architekci kosmosu Marvela, tutaj są jednak bardzo przyziemni, serwując dość typową dla Punishera sieczkę, która może przeszłaby bez większego echa, gdyby nie bardzo dobre rysunki Douga Braithwaite’a (m.in. X-O Manowar, Bloodshot, Doom Patrol). Mamy więc nieco trącących myszką wrogów, często zmieniającą się scenerię, tony wystrzelonych nabojów, pojedynki na pięści i krwawe zgony – wszystko, co tygryski lubią najbardziej.
Co jeszcze? Powrót Pogromcy do USA to tak naprawdę więcej tego samego, a Abnett, Lanning i Braithwaite serwują nam jeszcze więcej kadrów, w których wszystko sypie się w drobny mak. Samoloty, helikoptery, budynki i oczywiście uzębienie gangusów. W pewnym momencie scenarzyści nasyłają nawet na Franka specjalnie powołany oddział policji (tę historię też znamy) i nic się nie zmienia – jeszcze więcej rozpierduchy. Trzeba tę konwencję po prostu polubić, albo przerzucić się na innych bohaterów. Ja ją uwielbiam, szczególnie, że jest konsekwentnie realizowana.
No właśnie, jest w tych przygodach Punishera pewna prawidłowość. Innym herosom twórcy starają się zaserwować jak największy background. Poznajemy ich rodziny, przyjaciół, sąsiadów, miejsca pracy, ukochanych partnerów. W przypadku Franka tego zazwyczaj nie ma – tutaj liczy się akcja, im bardziej dynamiczna, tym lepsza. Castle podróżuje z miejsca na miejsce, z miasta do miasta, czasem z kraju do kraju i sieje zniszczenie w szeregach przestępców. Tylko tyle i aż tyle. Nawet nie zauważymy, kiedy mija tak blisko 400 stron lektury.
Warto wspomnieć oczywiście o pozostałej zawartości Punisher Epic Collection – Najwyższy wymiar kary. Mamy tu jubileuszowy, 75 zeszyt serii, zawierający króciuteńką, bo zaledwie czterostronicową historię z rysunkami legendarnego Simona Bisleya. Mamy nieco niewykorzystaną, osadzoną w Nowym Orleanie opowieść z voodoo w tle, którą napisał John Wagner (Batman, Sędzia Dredd, Button Man) oraz wspólną przygodę Franka i Czarnej Wdowy, którzy łączą siły by zapobiec termojądrowej zagładzie. I chociaż na ten zeszyt czekałem najbardziej, to jednak okazał się dla mnie największym zawodem ze względu na swoją sztampowość.
Przy lekturze – chociaż powtarzalnej i pozbawionej jakiejkolwiek głębi – bawiłem się bardzo dobrze, a i podróż w przeszłość do opowieści, które już kiedyś czytałem w innym wydaniu, sprawiła mi ogromną frajdę. Całość wygląda bardzo dobrze, z kilkoma zapadającymi w pamięć planszami i bez większych wpadek. Uliczna walka jest tutaj wymieszana z iście szpiegowskimi spiskami na szeroką skalę, co również zaliczam na plus, podobnie jak feeling filmów sensacyjnych z dawno minionej ery VHS.
Tytuł oryginalny: Punisher Epic Collection: Capital Punishment
Scenariusz: Mike Baron, Chuck Dixon, Dan Abnett, Andy Lanning, John Wagner, Dan G. Chichester, Roger Salick, Mike Lackey
Rysunki: Hugh Haynes, Tod Smith, Doug Braithwaite, Phil Gascoine, Larry Stroman, Val Mayerik, Simon Bisley
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 492
Ocena: 80/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.