Na początek mały spoiler. Nathan Burnett w wyniku gwałtownych wydarzeń oddaje tytuł swemu przyjacielowi Marshallowi. „Oddaje” to łagodne słowo, bo poobijany Burnett zapada w śpiączkę, gdy moc Radiant Blacka przechodzi na kolejną osobę. A Marshall, jak to dobry kumple, szuka zemsty, co zapowiada radiantową wojenkę. Na szczęście komiks ten to dzieło ambitniejsze niż mainstreamowe heroizmy i nie musicie się obawiać kolejnej wojny domowej. Higgins stawia na show, ale nie aż tak rozdmuchane, koncentrując sporo sił na wątkach mniej superbohaterskich.
Radiant Black od początku stawiał na tę bardziej człowieczą stronę fachu superbohatera. Higgins jest świetny w tworzeniu obyczajowego zaplecza, na którego czoło wysuwa się oczywiście przyjacielska, wręcz braterska relacja Marshalla i Nathana. Nie jest to typowy bromance, bo panowie pełni są pęknięć. To nie kolejna fikcja literacka, gdzie wszystko idzie gładko bądź wprost przeciwnie - napotyka na absurdalny, mroczny opór. Podoba mi się, jak drużyna się dociera i uczy swoich zdolności. Team Radiantów nie jest może świetnie zgraną kapelą grającą na stadionach, a raczej garażowym zespolikiem ze sprzętem przekraczającym ich możliwości. Ale mają serducha do walki i rozwoju. Każdy kolejny wspólny krok przynosi pewien progres, choć czasem trzeba się zatrzymać, by nie zgubić tempa.
Marcelo Costa nabiera wiatru w żagle. W drugim tomie połączenie powerrangersowej aury w klimatach superbohaterskich ze szczyptą neonów z serii Tron w pełni do mnie trafia. Jeśli chodzi o akcję, komiks zilustrowany jest wystarczająco dobrze, by konkurować ze swoimi inspiracjami. Jest kosmicznie, widowiskowo i dosłownie - wielokolorowo. Jednak znowu mam problem z kwestią cywilną życia Radiantów. Costa się stara, potrafi nawet odpowiednio oddać nastrój, ale jego styl jest zbyt przyjemny i lekki. Oglądając tę część jego rysunków czuje się, jakby ktoś odgrywał chopinowskie nokturny na remizowym weselu. I to w weselnym stylu. Choć może nadmierna ponurość zabiłaby ducha całej opowieści?
Massive-Verse powoli dojrzewa i czekam, aż nabierze spójności. Uniwersum jest wciąż zielone, ale rośnie obiecująco i oby wszystkie jego elementy pasowały do niego choć w połowie tak dobrze, jak ma to miejsce na przykład w świecie Invincible'a. Radiant Black tom 2: Połączenie sił to drużynówka, w której brak ścierania się ego, prężenia muskułów, a w miejsce tego pojawia się niepewność i zagubienie żółtodziobów. I najważniejszy element, nakręcający przy tym tę bardziej widowiskową akcję: przyjaźń i poświęcenie między parą kumpli. Bez niepotrzebnego maskulinizmu. Słowem - człowieczeństwo. Miła odskocznia od Marvela i DC, które częściej niż tylko czasem pożerają własny ogon.
Tytuł oryginalny: Radiant Black vol.2: Team-Up
Scenariusz: Kyle Higgins
Rysunki: Marcelo Costa
Tłumaczenie: Anna Sznajder
Wydawca: Non Stop Comics 2025
Liczba stron: 176
Ocena: 75/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.