Tytułowy Redcoat (Czerwony płaszcz) to ksywka Simona Pure’a, 27-letniego brytyjskiego żołnierza, który – powiedzmy sobie szczerze – nie jest wzorem cnót i postacią godną naśladowania. Lubi wypić, ma lepkie ręce, nie stroni od towarzystwa różnorakich kobiet. Ot zwykły łajdak i awanturnik. Przynajmniej do czasu. Simon uczestnicy bowiem w wydarzeniach o historycznym charakterze – o mało nie zabija samego George’a Washingtona - Ojca Założyciela Stanów Zjednoczonych. Salwując się ucieczką nasz bohater natrafia na grupę zakapturzonych ludzi przeprowadzających tajemniczy rytuał, które Pure staje się przypadkową ofiarą.
W wyniku potężnego zaklęcia Simon staje się praktycznie nieśmiertelny. To znaczy może umrzeć, ale za chwilę wraca do życia. Niektórym dałoby to pewnie nieskończone możliwości zdobycia ogromnego bogactwa czy niezmierzonych zasobów wiedzy, ale Pure’owi wystarczy dobra strawa i zabawa. Do czasu, bo nasz awanturnik dość niespodziewanie staje się centralną częścią planu mającego na celu zniszczenie całej Ameryki.
Podobnie jak inne pozycje z tego uniwersum, Redcoat tom 1 to przede wszystkim świetny komiks rozrywkowy. Pełno tu akcji i łotrzykowskiego humoru, ale dzięki wykorzystaniu prawdziwych postaci historycznych fabuła wciąga jak bagno. Czy to możliwe, że George Washington nie umarł i chce zniszczyć Amerykę? I dlaczego naszemu bohaterowi pomaga młody Albert Einstein? Akcja pędzi na złamanie karku, a nakreślona fantastycznymi rysunkami Bryana Hitcha porywa od pierwszej do ostatniej strony. Owszem, ten komiks to praktycznie nieustanna rozpierducha (chociaż i przegadanych momentów odrobina się znajdzie), ale za to taka z najwyższej półki.
Nad Redcoat tom 1 unosi się duch Indiany Jonesa, Skarbu narodów, czy Kodu da Vinci. Przygoda miesza się tu z fantastyką, magia z akcją, a sam Simon Pure należy do takich rzezimieszków, których kochamy nawet jeśli na to nie zasługują. Szczególnie, że gdzieś pod szorstką łajdacką warstwą kryje się dobre serce, dzięki czemu mamy szansę śledzić również te bardziej wzruszające wydarzenia. Johns stworzył dobrze przemyślanego (anty)bohatera, który na pewno nie jest tak jednowymiarowy jak wydaje się na pierwszy rzut oka.
Rysunki Hitcha znakomicie się sprawdzają zarówno w komiksach superbohaterskich, jak i opowieściach takich jak Redcoat. W scenach wybuchów czy pościgów pełno jest szczegółów, dynamika zachwyca, a i kolory robią znakomitą robotę. Co więcej, ta historia to idealny materiał na znakomity, wysokobudżetowy film fabularny. Aż dziwne, że nikt do tej pory nie pokusił się o jej zekranizowanie. Ja bardzo polecam, bo całe uniwersum Bezimiennych wydawane na szczęście u nas przez Nagle Comics to świetne guilty pleasure.
Tytuł oryginalny: Redcoat vol. 1
Scenariusz: Geoff Jones
Rysunki: Bryan Hitch, Andrew Currie
Tłumaczenie: Olga Mysłowska
Wydawca: Nagle Comics 2025
Liczba stron: 240
Ocena: 80/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.