Dylan Siegel to trudny dzieciak. Buntownik wychowywany samotnie przez matkę, którego przyszłość nie wróży dobrze. Wszystko zmienia się w chwili śmierci jego ojca, który jak się szybko okazuje, był herosem znanym jako Rogue Sun. Wielka moc przyszła więc do kogoś, kto nie był zbyt odpowiedzialny. Do tego spadek ten wiąże się nie tylko z supermocami, ale i nieoczekiwanym rodzeństwem i formalnościami. Ryan Parrott serwuje nam więc z jednej strony standardową genezę superbohatera, który mierzyć musi się z nagłą zmianą w życiu, a z drugiej dość niebanalną podstawę do niej, gdzie rodzinne problemy są istotniejsze niż super-przepychanki.
W fachu superbohaterskim dziedziczenie maski nie jest niczym odkrywczym. Nawet kurczowo trzymający się swej peleryny Batman kilkukrotnie użyczał ją innym. Za każdym razem różnica w działaniu była widoczna, ale najczęściej wszystko kręciło się wokół gromienia łotrów. Ryan Parrott podszedł do tego mądrzej. Każdy normalny nastolatek cieszyłby się z epickich zdolności Rogue Suna. Dylan jednak pamięta brak obecności ojca, który zamiast być z nim, miał swoje dość dostatnie życie i superbohaterskie przygody. Nie jest więc entuzjastą tego dziedzictwa i tego, co się z nim wiąże. Zwłaszcza, że i jego matka wie znacznie więcej, niż on.
Wątki obyczajowe w komiksie superbohaterskim to nic nowego. Stanowią one wręcz najlepszą część całej branży, bo ileż można czytać wyłącznie o laserach, batarangach i szponach z adamantium? W Rogue Sun tom 1: Kataklizm Parrott przedstawia je nienachalnie. Buduje swego bohatera powoli, zdając sobie sprawę, że musi dodać nieco więcej dynamiki niż w tych bogatych w emocje historiach ze znanymi przebierańcami. I czasem bywa, że wątki się plączą, ale nigdy nie tracą na autentyczności. Z każdym zeszytem jest lepiej i Rogue Sun junior rozwija się nieźle i dość innowacyjnie. Co jest największym plusem w biznesie superbohaterskim.
W kadrach Abla i Ragazzoniego dostajemy Nowy Orlean w superbohaterskim, ale pasującym do tego miasta stylu. Autorzy są jednak dość bezpieczni i tradycyjni w swych pracach. Jak na opowieść o tym ładunku obyczajowym i przy tym charakterze bohatera, mogliby pozwolić sobie na więcej cienia. Choć z drugiej strony Dylan to jeszcze nastolatek i niech superbohaterski sznyt na razie dominuje. Tym bardziej, że całe Massive-Verse jest zielone w swej branży i dopiero kształtuje swój charakter. Plusem jest projekt głównego bohatera. Niby zachowawczy, ale w akcji prezentujący się świetnie.
Rogue Sun tom 1: Kataklizm to nie tylko superhero z młodym bohaterem, ale i opowieść o ciężkich relacjach rodzinnych. Wprawdzie Parrott nie obciąża nas nadmierną dramaturgią, ale tło akcji ma więcej głębi niż przeciętna opowieść z tego gatunku. Choć Rogue Sun ideowo jest dość świeży, to ogólny płomienny klimat z mroczną magią w tle spodobać może się fanom Ghost Ridera/ Danny'ego Ketcha. Choć nie ma tu diabłów i motocykli, jest ten buntowniczy ogień w sercu bohatera i jakby podświadomie wyczuwam pewne konotacje. Na pewno czekam na kontynuację, bo choć herosów u nas mnogo, to takich jak Rogue Sun mogłoby być więcej.
Tytuł oryginalny: Rogue Sun Vol.1: Cataclysm
Scenariusz: Ryan Parrott
Rysunki: Abel, Simone Ragazzoni
Tłumaczenie: Anna Sznajder
Wydawca: Non Stop Comics 2024
Liczba stron: 168
Ocena: 80/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.