Odkąd Superman powrócił na Ziemię w życiu jego i jego rodziny znowu dzieje się dużo. Lois pod nieobecność Perry’ego White’a została naczelną Daily Planet i użera się z całą bandą mało kreatywnych dziennikarzy. Lex Luthor z kolei wylądował za kratkami, ale przecież korporacji takiej jak Lexcorp nie można zostawić samopas. Postanawia więc przemianować ją na tytułowy Supercorp i oddać w ręce swojego największego wroga. Tak. Człowiek ze Stali ma teraz do dyspozycji całą korporację z armią naukowców mogących pomagać mu na wielu frontach. A jedyną konsekwencją ma być utrzymywanie łączności z Luthorem, który pomimo odsiadki bardzo chce pomóc Supermanowi ocalić Metropolis.
Pomysł ten jest dokładnie tak abstrakcyjny, jak wydaje się Wam na pierwszy rzut oka. Przerabialiśmy już takie historie i rzadko wychodziły one dobrze. Już Peter Parker został prezesem wielkiego korpo i zaczął działać globalnie, Bruce Wayne z kolei utracił swoją fortunę. Pomysły tego typu zawsze okazują się krótkotrwałe i zazwyczaj dzieje się tak z dobrego powodu. Ja nie widzę Clarka kierującego firmą, ale czy Lexowi uda się przetrwać w więzieniu, dowiemy się dopiero w kolejnych tomach. Póki co nasz bohater będzie musiał stawić czoło wielu starym i nowym wrogom, z których część to antagoniści właśnie Luthora.
W Superman tom 1 – Supercorp dzieje się bardzo dużo, niestety nie zawsze sensem i nie zawsze z polotem. Pełna chaotycznej i narwanej akcji narracja sprawdzała się świetnie przy niezłym Flashu, ale do Supermana pasuje mniej. Fabuła nie porywa i jest dość przewidywalna, niektóre rozwiązania są wręcz głupkowate i nieco ośmieszają zazwyczaj podniosły klimat opowieści o Człowieku ze Stali. Dialogów nie ma tu dużo i na pierwszy rzut oka widać, które aspekty chcieli uwypuklić twórcy.
Williamsonowi towarzyszy rysownik Jamal Campbell, którego mogliśmy poznać przy okazji Amazing Spider-Man tom 5 – Spisek klonów oraz Green Arrow tom 5 – Konstelacja strachu. Bez bicia przyznam się, że nie podobały mi się jego prace, wizja Supermana, Metropolis czy potyczki ze złolami. Owszem, dużo tu dynamiki, ale też sporo sztuczności i sterylności. Nie wszystko zawsze wydawało mi się czytelne, a w jego wykonaniu postacie takie jak Parasite budzą raczej uśmiech politowania niż grozę.
Oczywiście nie jest tak, że scenarzysta nie potrafi zaskoczyć i nie ma paru asów w rękawie. Ciekawie rozwiązano tu wątek Luthora i cliffhanger na końcu piątego zeszytu sprawia, że chętnie od razu sięgnąłbym po kolejny tom. Twórcy wykorzystują tutaj też dawno niewidzianą postać, która należy do czołówki ulubieńców polskich czytelników komiksów, mianowicie po… Lobo! Tak, Ostatni Czarnian może odegrać istotną rolę w fabule, ale czy okaże się to hit czy kapiszon, przekonamy się dopiero w przyszłości.
Po runach Johnsona, Bendisa czy Taylora opowieść snuta przez Williamsona w Superman tom 1 – Supercorp okazała się dla mnie lekkim rozczarowaniem. Mając jednak w pamięci duże doświadczenie scenarzysty łudzę się, że w kolejnych tomach jeszcze nas zaskoczy. Współpraca Clarka i Lexa nie może przecież trwać wiecznie, a ten drugi na pewno ma jakiś ukryty niecny plan. Chętnie sprawdzę, jakie asy w rękawie chowa jeszcze ten autor.
Tytuł oryginalny: Superman vol. 1 - Supercorp
Scenariusz: Joshua Williamson
Rysunki: Jamal Campbell, Nick Dragotta, Mahmud Asrar, Edwin Galmon, Jack Herbert, Max Raynor, Caitlin Yarsky
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 180
Ocena: 55/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.