Komiks zaczyna się jednak całkiem intrygująco. Superman dowiaduje się o tajemniczym więźniu przetrzymywanym od lat w zabezpieczonej celi gdzieś pod więzieniem na wyspie Strykera. Przed laty zamknął go tam sam Luthor i wyrzucił klucz. Nasz bohater zupełnie irracjonalnie uwalnia oczywiście ową postać, zupełnie nie zważając na to, że Lex mógł mieć przecież sensowne powody, by trzymać niebezpieczeństwo pod kluczem. I zgadnijcie co? W efekcie na wolność wydostaje się kolejny potężny antagonista z supermocami i od razu przypuszcza atak na Metropolis.
Ta naiwna sytuacja dobrze oddaje to, w jaki sposób Williamson snuje tę historię. Pretekstowe sytuacje, banalne sposoby zawiązania akcji, nagromadzenie bohaterów, którzy nie dostają odpowiednio dużo czasu oraz mamienie czytelnika potencjalnie ciekawymi motywami – które być może kiedyś nadejdą, ale jeszcze nie teraz. Podobnie robił to Spencer w swoim runie Spider-Mana i doskonale pamiętacie efekty. Co z tego, że autor obiecuje nam powrót Brainiaca czy Lobo, skoro póki co dostajemy głównie mdłe, płaskie i bezpłciowe czarne charaktery pokroju Kajdaniarza czy Oddziału Odwetowego?
Ciekawiej wypada za to pojawienie się matki i córki Lexa Luthora, które są najlepszym dowodem na to, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach i że są to postacie godne swojego nazwiska. Niestety obie panie pojawiają się na zdecydowanie zbyt krótko, a szkoda, bo moim zdaniem właśnie tutaj kryje się nieodkryty i niewykorzystany jeszcze potencjał. Mam nadzieję, że WIllamson powróci jeszcze do tego tematu w kolejnych tomach.
Niestety warstwa graficzna jest równie nieciekawa, co fabuła. Nad zamieszczonymi w Superman tom 2 – W łańcuchach zeszytami pracowało aż ośmiu artystów, z których wyróżnia się może ze dwóch i to tych tworzących gościnne plansze. Pozostali, z Glebem Melnikovem i Davidem Baldeonem na czele, tworzą sztuczną i sterylną oprawę, w której brak powagi, napięcia i grozy. Wszystko jest jaskrawe i cukierkowe, choć czytelne, twarze zazwyczaj są po prostu brzydkie, a niektóre kadry wypadają wręcz kuriozalnie.
Superman tom 2 – W łańcuchach zawiódł mnie naiwnością, banalnością i chodzeniem na skróty, a także bezsensownymi, niepotrzebnymi zapychaczami w stylu podróży w czasie do okresu Dzikiego Zachodu. Nieco wymuszona współpraca Luthora z Supermanem to niezły punkt wyjścia, ale zostaje on rozwodniony przez inne wątki niespecjalnie popychające fabułę do przodu. Lepiej wypadają te związane z funkcjonowaniem Daily Planet, w tym sposoby radzenia sobie Lois z objęciem steru redakcji czy ambicjami Jimmy’ego Olsena. Ale to za mało, by móc z czystym sercem polecić lekturę. A szkoda, bo były momenty, kiedy Supermana czytało mi się lepiej niż nowe przygody Mrocznego Rycerza.
Tytuł oryginalny: Superman vol. 2 - The Chained
Scenariusz: Joshua Williamson
Rysunki: Gleb Melnikov, David Baldeon, Bruno Redondo, Dan Jurgens, Edwin Galmon, Ron Rapmund, Jamal Campbell, Caio Filipe
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 180
Ocena: 45/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.