Fioleta to nastolatka z niezwykłym darem. Ona i jej kumpel widzą bowiem potwory. Na obserwacji się jednak nie kończy, bo duet aktywnie łoi ich tyłki, używając do tego wysłużonego walkmana dziadka bohaterki - urządzenia, które wchłania zło. Na co dzień Fioleta jeździ na desce, słucha i tworzy punk, a gdy trzeba, przybiera tożsamość tytułowej Superpunk. Pewnego dnia do jej miasta przybywa szczególne bydlę, uderzające w lokalną społeczność, która pod jego wpływem z żywej i energicznej staje się zdyscyplinowana w nieludzki sposób. Tak jakby chcieli tego prezesi Januszplexów. A na to Fioleta nie może pozwolić. Lecz czy w obliczu powrotu dawnej przyjaciółki będzie gotowa do walki?
Podoba mi się luźny, nieskomplikowany i niewinny humor tego komiksu. Guilherme Petreca nie sili się na trudne, dołujące tematy, ale porusza czasem kwestie emocji młodych ludzi. Jego potwory może i mają potencjał horrorowy, lecz dają się ugłaskać i nie czynią krwawych szkód. Superpunk to komiks, który możemy wręczyć młodszemu pokoleniu bez obaw, że zdemoralizuje się ukrytym przesłaniem o naturze obrazoburczej i depresyjnej. Po prostu dobra przygoda z charakterem, do tego pozbawiona mózgożernej infantylności. Stanowi fajną pozycję startową przed konsumpcją innych dzieł popkultury dla „starszych”.
Superpunk ma w sobie składowe wielu sławnych produktów popkultury. Scott Pilgrim, Stranger Things czy kreskówki pokroju Zwariowany świat Gumballa. Gdzieś tam majaczą też cienie Coś zabija dzieciaki, ale to już odległe skojarzenie. Do tego dochodzi punk rock, ale nie taki, o jakim myślicie. Gdyby Superpunk był kapelą, z pewnością nie byłyby to zespoły pokroju Black Flag czy The Clash. Komiksowi Petreci i Santany bliżej raczej do Simple Plan i The All-American Rejects. Grup niosących pewien punkowy pierwiastek, ale w łagodniejszym stylu. I taki jest ten komiks. Skierowany do wchodzących w wiek nastoletni odbiorców, ale mający szansę trafić i do starszego czytelnika. Napisany jest z serduchem, pełen emocji i przygody, mogący przełamać generacyjne bariery i bawić nawet najbardziej stetryczałych dorosłych.
Mirtes Santana to artystka silnie zainspirowana stylem klasycznych kreskówek i anime. Mimika jej postaci, dynamika akcji i komediowe przerysowanie świata to najlepsze na to dowody. Ale prawdziwa moc jej prac tkwi w kolorach. Komiks skierowany jest do nieco młodszej publiki, ale to, w jaki sposób tworzy ona kontrasty i dobiera barwy, może stanowić lekcje dla znudzonych kolorystów poważnych powieści graficznych, gdzie czasem bywa mdło i nieciekawie. Tu już sam roboczy, wręcz punkowo prosty strój Fiolety/Superpunk jest ciekawym zjawiskiem na tle komiksowych trykotów innych herosów. Zamiast wielowarstwowych kostiumów i pancerzy - minimalistyczna czapeczka. Santana świetnie radzi sobie też z kadrowaniem i humorem. Nie tylko bywa, ale jest zabawnie. W całej lekkości historii potrafi zaskoczyć pomysłowo prowadzoną akcją w kadrach, choć niewykraczającą w artystowskie ramy. A punk? Pojawia się, ale w kolorowym wydaniu, choć już nie cukierkowo dziecięcym.
Superpunk to pozytywne zaskoczenie. Obawiałem się prościutkiej, wręcz głupiutkiej historyjki z żenującymi motywami. Tymczasem dostałem komiks o małolatach z wojowniczymi duszami, które punk rozumieją nie tylko poprzez głośny bunt. Opowieść na pozór skierowana jest do młodszego czytelnika, ale wszyscy ci rodzice, którzy myślą jedynie o utemperowaniu młodego człowieka i przetworzeniu jego małoletniej energii w coś dorośle konstruktywnego, powinni dokładnie i z namaszczeniem go przeczytać. Superpunk to punk bez głośnego buntu przeciw systemowi, kapitalizmowi i innym -izmom. To frajda z przyjaźni, czynienia dobra dla lokalnej społeczności i sprzeciwu wobec prób pakowania indywidualności w skostniałe ramy. Po prostu świetna opowieść.
Tytuł oryginalny: Superpunk
Scenariusz: Guilherme Petreca
Rysunki: Mirtes Santana
Tłumaczenie: Jakub Jankowski
Wydawca: Nagle Comics 2025
Liczba stron: 160
Ocena: 80/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.