Thor by Donny Cates tom 3 otwiera niemal szorująca po dnie historia z dżentelmenami z jego okładki. Zdawać by się mogło, że team-up Venoma i Thora pióra Ala Ewinga i Donny'ego Catesa będzie czymś co najmniej ciekawym. Tymczasem dostajemy historię słabiutką, w której to, co mogłoby być świetne, zostało wykorzystane w łopatologiczny sposób. Salvador Larocca jako rysownik również nie pokazuje się z najlepszej strony, nawet przy projekcie piekielnej alternatywy dla Mjollnira, skądinąd absurdalnej. Na szczęście dalej jest lepiej.
Na arenę wkracza bowiem wspomniany Thanos. Pojawiają się zgrabne retrospekcje, ale zanim dochodzi do ostatecznego starcia z Szalonym Tytanem, źle się dzieje w państwie asgardzkim. Walhalla i Hel świecą pustkami. Dusze umarłych gdzieś zniknęły, a tropy prowadzą do Latverii. I jak to bywa z Thorem, jego kłopoty rozciągają się na różne epoki. Tym razem sporo do powiedzenia ma dziadek Odinsona - Bor. Jak łatwo się domyślić po charakterkach jego potomków - osobnik dość ciężki w obyciu i o iście boskim ego.
Cates sprawnie łączy mity z komiksową brawurą. Zresztą gdyby przyjrzeć się pierwotnej mitologii, w tym także nordyckiej, zaskakująco wiele ma ona wspólnego z typowym komiksem superbohaterskim. I to bez szczególnego naciągania jej pod trykociarskie realia. Przykład? O ile Thor i Odyn są częstymi bohaterami mitów, tak o Borze wiemy stosunkowo niewiele. Cates i inni twórcy dopisują kolejne historie, które brzmią dość przekonująco, a być może nawet bardziej zrozumiale dla współczesnego czytelnika niż abstrakcyjne często opowieści Normanów. Nie przeszkadza też fakt, że z bóstwami Wikingów walczy kosmiczny superłotr. Każda epoka ma swych herosów, choć nasi peleryniarze wymagają bezkrwawej ofiary za komiksy z nimi.
Czytając ten tom zrozumiałem, że Cates to autor, który może nie ma potencjału na miarę Seana Murphy'ego czy Jeffa Lemire'a, ale gdyby był filmowym reżyserem, to jego nazwisko przyciągałoby większe tłumy. Bo w jego twórczości są jednocześnie akcja i refleksja. Bywa śmiesznie i poważnie. Miewa też szalone, ale ciekawe idee, jak Czarny Kamień Nieskończoności. Warto jednak odnotować, że w tym tomie stery po nim przejmuje norweska autorka Torunn Grřnbekk. Jej narracja jest nieco spójniejsza. Jest też trochę dobrych dialogów, a przynajmniej na tyle, by ostudzić buzujące pomysły Catesa. I mam nadzieje, że to nie ostatnie słowo Grřnbekk w Marvelu.
Thor by Donny Cates tom 3 nie do końca jest samego Catesa, ale duch autora przenika wszystko. Ostatecznie jego run był udany, a niniejszy album, poza kiepskim otwarciem, utrzymuje umowną średnią superbohaterską. Jak to bywa ostatnimi laty w komiksie głównego nurtu, to co widowiskowe miesza się tu z tym, co jest nieco ambitniejsze. W różnych proporcjach niestety. Liczę, że Egmont zdecyduje się na wydanie Immortal Thora, bo to nieco inne spojrzenie na postać nordyckiego boga niż to Catesa czy Aarona, a ostatnie wieści o dalszych planach Ala Ewinga w kwestii tej serii budzą przynajmniej zainteresowanie.
Tytuł oryginalny: Thor by Donny Cates Vol.5: Legacy of Thanos, Thor by Donny Cates Vol.6: Blood of the Fathers
Scenariusz: Al Ewing, Donny Cates, Torunn Grřnbekk
Rysunki: Salvador Larroca, Nic Klein, Sergio Davíla, Juan Gedeon
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 276
Ocena: 75/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.