W Transformers tom 3: Pojedynek Combinerów akcja rozwija się znacznie szybciej niż w poprzednich tomach. Powraca Megatron. Dotąd stanowiący obiekt badań Kobry był wielkim nieobecnym całego Energon Universe. Jego spotkanie z Optimusem w finale komiksu zapowiada coś ciekawego i zaskakującego, jak na tych dwóch tytanów przystało. Przedtem jednak dostajemy więcej pomniejszych starć. Decepticony i Autoboty biorą się za łby zarówno na Cybertronie, jak i Ziemi. I są to naprawdę zabójcze zderzenia, gdzie złom ściele się gęsto. Acz przeplatane jest to z bardziej złożonymi motywami.
Gwiazdą albumu zdecydowanie jest Starscream. Pyszałkowaty samolocik przeżywa tu flashbacki, dzięki którym dowiadujemy się o jego młodzieńczej niewinności i pierwszych zbrodniach. DWJ daje mu solidną podbudowę i wzbogaca jego osobowość. Choć na arenę wkracza jego dawny szef, a konkurencyjny Soundwave również nie ułatwia mu spełniania jego ambicji, to fruwający Decepticon wyrasta tu na najciekawszego złola. Choć jest on jedynie wierzchołkiem tych mniej bojowych motywów.
Na arenę wkracza coraz więcej robotów, oczywiście sfatygowanych niekończącym się konfliktem. DWJ pozwala sobie nawet na autorski debiut nowego Autobota i fani furgonetek będą zadowoleni. A co u oryginalnych postaci? Mamy Beachcombera i jest pacyfizm oraz niewielkiego Cliffjumpera o wielkiej odwadze. Kontynuowany jest wątek Ultra Magnusa, Autobota potężnego, ale z syndromem stresu pourazowego tak wielkim, jak on sam. Optimus z kolei przekonuje się, że dobieranie niektórych części zamiennych ma znaczenie…
A skąd tytuł? I tu odpowiedzią jest ta bardziej widowiskowa część komiksu. Combinery to rodzaj robotów, które łączą się w jednego, wielkiego jak wieżowiec blaszaka. Devastatora widzieliśmy w poprzednich tomach. Teraz na ring wkracza jego godny przeciwnik - Bruticus. Obu łączą gabaryty, niszczycielska siła i prowadzenie na smyczy przez kolejno Soundwave'a i Starscreama. Ich starcia to czyste widowisko w skali rodem z filmów z Kaiju. I fakt, że DWJ jest fanem wrestlingu, ma tu znaczenie. Jeśli więc komuś nie wystarczy emocjonalna strona Cybertronian, to jest i ta bardziej stalowo-bojowa.
Daniel Warren Johnson oddał krzesło rysownika innym twórcom. I choć to właśnie jego rysunki tworzyły unikalną atmosferę serii, to trio Howarl/Ottley/Corona zdołało ją zachować. Roboty nadal zachowują swoją kanciastą fizjonomię rodem z G1, ale blaszane gęby nadal są pełne emocji. Nie brakuje też śladów wojennego zużycia, zmęczenia i złamania. Pięknie widać to przy Ultra Magnusie i Megatronie. Transformery wagi ciężkiej ledwo stoją na nogach, psychicznie i fizycznie. Jest jednak coś, co zauważyłem dopiero teraz. Brak tu okładek poszczególnych zeszytów. Szkoda, bo to dzieła Johnsona. Pełne charakteru i dobrze oddające klimat serii.
Transformers tom 3: Pojedynek Combinerów to zdecydowanie najbardziej bitewny jak dotąd tom serii Johnsona. Roboty z Cybertrona nie kryją się już ze swoją wojną, otwarcie wdając się w starcia z ludźmi, spośród których część widzi w nich ciekawy zasób technologiczny. Nie zabrakło solidnej podbudowy psychologicznej bohaterów i nawet taki zdradziecki łotr jak Starscream nabiera tu złożonych barw. Przede wszystkim seria nie traci impetu, a autor ma na nią pomysł. Nadal to najlepszy tytuł Energon Universe, choć Void Rivals depcze mu po piętach.
Tytuł oryginalny: Transformers vol.3: Combiner Chaos
Scenariusz: Daniel Warren Johnson
Rysunki: Jorge Corona, Jason Howard, Ryan Ottley
Tłumaczenie: Tomasz Kupczyk
Wydawca: Nagle Comics 2025
Liczba stron: 144
Ocena: 85/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.