Tajemniczy przybysze z przyszłości to ograny, ale wciąż pięknie prezentujący się motyw. W świecie mutantów Marvela Cable i Bishop do dziś są ikonami swej epoki. W Ultimate X-Men tom 8 przyszedł czas na debiut ich alternatywnych wersji, podobnych, ale jakże różnych od oryginałów. Ten pierwszy bierze na celownik Charlesa Xaviera, co nie jest niczym nowym. Bishop z kolei stoi do niego w opozycji, z czym również mieliśmy do czynienia. Kirkman nie jest jednak plagiatorem, a sprawnym rzemieślnikiem wykorzystującym cenione standardy do realizacji własnej, niezwykle dynamicznej wizji.
Po pierwsze akcja. Po drugie akcja. Po trzecie... Wiadomo co. Scenarzysta już na łamach serii z Markiem Graysonem pokazał, że potrafi rozwijać tło nie zwalniając bitewnego tempa. A tu dzieje się sporo. Nagłe zgony, niespodziewane powroty zza grobu, tajemnicze plany przybyszów z przyszłości i wieczne turbulencje emocjonalne w młodocianej drużynie X-Men. Lata 90. dla mutantów były szczególne i to, w jaki sposób transformował je Kirkman, może zarówno zachwycić, jak i zniesmaczyć.
Część rzeczy wychodzi mu naprawdę nieźle. Dwaj wymienieni panowie są pozbawieni rebelianckiego ducha epoki, chociaż brak tego postapokaliptycznego klimatu trochę mnie zasmucił. Ale nie wyobrażam sobie też przeniesienia ich 1:1 w świat Ultimate, gdzie tradycyjny superbohaterski heroizm schodzi na bok. Nie jest to ta sama seria, co za czasów Millara i Bendisa. Wkradła się pewna stagnacja i próba rozkręcenia wszystkiego bohaterami z drapieżnych ejtisów nie wychodzi w stu procentach. Może to też kwestia rysunków, a może alternatywny Marvel sam staje się przyciężki i przekombinowany treściowo?
Na początku seria pozytywnie zaskoczyła mnie projektami strojów i ukazaniem samych bohaterów w świeży sposób. I to bez zbyt wielkiego odchodzenia od pierwowzorów. Ultimate X-Men tom 8 to debiut dwóch kultowych bohaterów i w ich przypadku musiało dojść jednak do kilku zmian. Kieszonki i sakiewki poszły w niebyt. Muskularne przerysowanie również, a Bishop nawet zmienił kolor włosów. Zamysł ten wygląda dobrze, ale gorzej z jakością ilustracji. Paquette jest dobry, ale zdarzają mu się karykaturalne wpadki. Ben Oliver i Pascal Alixe to półka niżej i obu panom najwyraźniej nie chce się tworzyć czegoś ciekawego, jakby duży tytuł z X-Men był jakimś pobocznym cyklem z Ziemi-616 o równie pobocznej grupce.
Ultimate X-Men tom 8 kontynuuje myśl przewodnią serii. Sęk w tym, że ogień powoli maleje, a dokładanie do niego nowych polan nie daje zamierzonego efektu. Cable i Bishop z Ziemi-616 stanowią symbole swych czasów. Ich ultimate'owe odpowiedniki są po prostu nieźle skonstruowanymi postaciami. Bez fajerwerków. Kirkman to jednak zdolny scenarzysta, potrafiący zaskoczyć odbiorcę i dać mu to, czego oczekuje. Nawet jeśli to danie nie jest już tak wyraziste, jak to przygotowane przez poprzednich twórców. Historia tego wcielenia Ultimate powoli dobiega końca i widać jasno, że świat ten zaczyna uginać się pod własnym ciężarem. Nie ma jednak podstaw, jak główny świat Domu Pomysłów, by trwać i iść własną drogą. Czekam na kolejne tomy, ale bardziej liczę na to, że w przyszłości Egmont wyda nowe wcielenie tego świata. Zwłaszcza z Pajęczakiem.
Tytuł oryginalny: Ultimate X-Men Ultimate Collection Book Eight
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Yanick Paquette, Ben Oliver, Pascal Alixe
Tłumaczenie: Marcin Roszkowski
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 352
Ocena: 65/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.