
Mariko Yashida powraca. Tym razem musi ocalić krainę Ikai, zamieszkaną przez pradawne duchy. Nie jest to łatwe, bo świat rodem ze snu przenika się z jawą, a wizyty w nim są gwałtowne i pełne wydarzeń. Codzienne życie nastolatki nawiedzanej przez yokai jest wystarczająco trudne, a narzucona jej rola zbawicielki magicznego świata może przynieść same kłopoty. Tym bardziej, że ugrupowania Żelaznego Samuraja i Tarczy Sprawiedliwości dążą do rozbieżnych celów, a w całym tym zamieszaniu kluczową rolę pełnią demoniczne konotacje rodzinne Mariko. Momoko może nie tworzy skomplikowanej opowieści, ale wszystko ma pewien ulotny urok. Inny, niż spodziewają się ortodoksyjni fani Marvela.
Okładka i tytuł sugerują, że dostaniemy jakąś wariancję na temat Wojny domowej Millara. Nie do końca tak jest. Mamy dwie strony konfliktu, które w pewien sposób przypominają Iron Mana i Kapitana Amerykę, ale bliżej im do autorskich bohaterów niż kopii klasycznych herosów. Momoko przepuszcza wszystko przez filtr folkloru i legend tak mocno, że Żelazny Samuraj to nic innego jak zaklęta zbroja Bake-yoroi, a tutejszy Cap/Yamato od tarczy preferuje miecz. Jest jeszcze Pajęczak z wyraźnie dominującą stroną pajęczą i rodzeństwo Maximoff, których rodzony ojciec by nie poznał. Peach Momoko snuje opowieść lekko, w stylu znanym fanom wielkich shonenów, gdzie epickie walki mieszają się z humorystycznymi detalami, a mitologia Japonii nabiera zupełnie nowego wymiaru. Ale gdzieś w tym są echa poezji animacji mistrza Miyazakiego, choć subtelne.

Charakter Wojny demonów najlepiej oddaje forma samego komiksu. Nie jest to manga w standardowej postaci. Nie jest to też komiks amerykański, bo autorka swoim stylem daleko odbiega od jankeskich ilustracji. I to nawet tych japonizowanych. Mamy więc komiks z herosami, którzy herosami nie są. Wydarzenia nawiązują do sławnego starcia, choć chodzi o coś kompletnie innego. I właśnie dlatego jest to jeden z najciekawszych alternatywnych światów Domu Pomysłów. Nie mamy kolejnego łopatologicznego światka, który jest cherlawym odbiciem głównego uniwersum. Momokowersum to w pełni autorska wersja Marvela, na którą warto spojrzeć inaczej niż na kolejny elseworld.
Rysunkami Peach Momoko zachwycałem się już w poprzednim tomie, a nawet przy okazji licznych okładek alternatywnych. Nie zawadzi więc pochwalić jeszcze trochę. Szczególnie, że interpretacje Starka, Rogersa czy Scarlet Witch i Quicksilvera są fascynujące i zaskakujące, ale zarazem nie ma wątpliwości, o kogo chodzi. Peach Momoko to prawdziwy dar dla Marvela. Jej styl nie ogranicza się tylko do mistycznych opowieści, a pozwala tchnąć powiew świeżości do generycznie heroicznego Marvela, zarówno w jej autorskich dziełach, jak i licznych pracach okładkowo-pobocznych.

Wojny demonów to propozycja dla fanów niebanalnego komiksu, posiadającego zarówno cechy mangi, jak i zachodnich dzieł. To komiks nie tylko do oglądania, choć trudno nie zatrzymać się na planszach pomagających dość prostej fabule wyrosnąć na coś więcej. W porównaniu z Dniami demonów czuję jednak pewien niedosyt. Mogłoby być tego więcej, zwłaszcza, że autorka nie poszła na łatwiznę i reinterpretowała kultowy konflikt z Wojny domowej po swojemu. Zakończenie daje szansę na ponowne zobaczenie Mariko Yashidy. Oby w nieco bardziej rozbudowanej historii.

Tytuł oryginalny: Demon Wars Treasure Edition
Scenariusz: Peach Momoko
Rysunki: Peach Momoko
Tłumaczenie: Maciej Błahuszewski
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 152
Ocena: 75/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.