Album zaczyna się od wspólnej misji Logana i Nicka Fury'ego skierowanej przeciw pewnej tajnej organizacji. To klasyczna, nieco bondowska historia, gdzie czasem nawet umiejętności naczelnika S.H.I.E.L.D. i szpony Rosomaka nie wystarczają. To otwarcie z przytupem, do tego z ilustracjami Howarda Chaykina, które nieco kojarzą mi się z Elektra Assasin i rysunkami Billa Sienkiewicza. A dalej jest równie ciekawie.
Na scenę wkraczają bowiem Walter Simonson i Mike Mignola, zapraszający nas do Savage Landu. Tam Wolverine musi zmierzyć się nie tylko z akceptacją pewnego plemienia, ale i arcyłotrem wagi ciężkiej. Ale czy aby na pewno...? Simonson powraca tu do dzikich korzeni Logana. Towarzystwo ludzi pierwotnych niebywale do niego pasuje, a Mignola zgrabnie oddaje surowość środowiska, w jakim znalazł się bohater. Zaznaczyć warto, że rysownik tworzy tu zupełnie inaczej niż w swoim flagowym Hellboyu, ale nie będziecie rozczarowani. Jeśli polubiliście Uniwersum DC Comics Mike'a Mignoli, to tu również się odnajdziecie.
Mała obserwacja względem komiksów z przełomu lat 80-90.. Tak jak niektóre gatunki anime muszą mieć tak zwany epizod plażowy, tak herosi z tamtego okresu musieli zaliczyć misję w Ameryce Łacińskiej. Zazwyczaj ścierali się wtedy z jakimś lokalnym watażką i jego wojskową juntą, nierzadko wzmocnioną drugoligowym superzłolem. I taki też etap zalicza Wolverine. Historia jest rozbudowana, główny czarny charakter to nazista, a w tle pojawiają się pomniejsi superludzie. Dużo w tym kryminalno-ulicznego ducha, umiarkowanej głębi i dowodów na to, że Logan jest dobry w tym co robi, a to co robi, nie jest miłe.
Powyższe i inne obecne w tym tomie historie oddają rosomaczego ducha lepiej niż współczesne jego wyobrażenie. Choć czasem zdarza mu się „sniktować” w stylu berserka w swym ikonicznym kombinezonie, to autorzy ukazali też wiele tego, co skrywa pod maską. W całej swej włochatości to niebywale moralny facet, choć szorstki i piwożłopny. Jego kodeks jest jasny i brutalny. Może to nie ekstremista jak Punisher, ale z pewnością nie cacka się z przeciwnikami jak Spider-Man. I chyba bliżej mu do tego drugiego. Choć tu nie mamy crossoveru Pająka i Rosomaka, to obaj panowie są super-, a nie antybohaterami. Wolverine Epic Collection: Powrót do podstaw to cykl oddający ducha swych czasów, ale przede wszystkim - ducha Wolverine'a. To, jaki był, jest i będzie.
Wreszcie warstwa graficzna. Howard Chaykin i Mike Mignola to klasa sama w sobie, lecz o wiele bardziej znamienny jest John Byrne, będący tu w najlepszej kondycji i do tego nieugrzeczniony heroicznymi przygodami. Wolverine może pokazać pazury dosłownie i w przenośni i choć to komiks może nie w pełni 18+, ale z pewnością trzeba przygotować się na radykalniejsze treści niż w dziełach z dobrotliwymi trykociarzami. To zresztą zasługa wszystkich ilustratorów. Zastanawia mnie jednak jedno... Kto dobiera okładki do Epic Collection? Pytanie to dotyczy nie tylko tego albumu. W tym przypadku główna okładka wypada przeciętnie przy tych, które znajdziemy w środku.
Wolverine Epic Collection: Powrót do podstaw to album z nieco ciekawszą, pełniejszą zawartością niż poprzedni tom. Jest tu klasyczny, samotniczy Logan, ale pojawia się też jego x-menowe wcielenie. Przede wszystkim Logan to jednak bestia. Oswojona, ale bestia. Gdyby Marvel miał imprint jak Vertigo, to spora część tego albumu z pewnością by się do niego kwalifikowała. Scenarzyści wyciągnęli z Rosomaka wszystko, co najlepsze w tamtej epoce i czekam na kolejne wydania, jak i albumy Benjamina Percy'ego. Choć dzięki branży filmowej Wolverine dorównuje popularnością Avengersom i Spider-Manowi, to na naszym rynku jest jeszcze dla niego sporo miejsca.
Tytuł oryginalny: Wolverine Epic Collection: Back to Basics
Scenariusz: Peter David, Walter Simonson, Jo Duffy, Archie Goodwin
Rysunki: Mike Mignola, Klaus Janson, Howard Chaykin, John Buscema, Gene Colan, Barry Kitson, John Byrne, Bill Jaaska
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 464
Ocena: 80/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.