Jean Van Hamme i William Vance wciąż luźno podążają tropem powieści Tożsamośći Bourne’a Roberta Ludluma, ale na tym etapie różnic jest tak wiele, że śmiało możemy mówić o własnej nomen omen tożsamości niniejszej serii. Pierwszy album - Czerwony alarm – jest niejako epilogiem wydarzeń z pierwszego tomu – dowiemy się, kto i dlaczego planuje zamach stanu w USA i kto stoi za zabójstwem prezydenta. I właściwie tutaj historia mogłaby się zakończyć, gdyż album z numerkiem 5 na pierwszy rzut oka stanowi całkiem zgrabne zwieńczenie pewnego rozdziału przygód naszego bohatera. Nic jednak bardziej mylnego.
W kolejnych dwóch zebranych tutaj albumach twórcy decydują się zgłębić przeszłość Trzynastki. Zaglądają w czasy jego dzieciństwa, sprawdzają, co się stało z jego ojcem i pokazują nam, w co był zamieszany. W efekcie otrzymujemy tutaj świetny małomiasteczkowy western, przeplatany iście kryminalnym śledztwem. Scenariusz robi się nieco bardziej kameralny, co nie znaczy, że mniej emocjonujący, szczególnie, że tropem naszego bohatera wciąż podąża bezwzględny morderca – Mangusta. To on bezpośrednio odpowiada za utratę pamięci XIII, ale na czyje zlecenie tak naprawdę działał? Kto jest Jedynką – postacią najwyżej postawioną w całym szeroko zakrojonym spisku?
Podczas lektury XIII tom 2 uświadomiłem sobie kilka rzeczy. Po pierwsze zauważyłem, że bardzo zawiła, złożona fabuła nieco się uspokoiła. Jako że figury na planszy zostały już rozstawione, czytelnikowi o wiele łatwiej jest przyswoić kolejne wątki. Czyta się to wszystko po prostu łatwiej i nawet typowo „ejtisowe” przeładowanie dialogami zupełnie tu nie przeszkadza, bo Van Hamme dba by były one ciekawe i wiarygodne, a kiedy trzeba po prostu przypominały nam najważniejsze informacje. Po drugie, scenarzysta cały czas trzymał mnie na krawędzi fotela. Nawet na chwilę nie pozwolił zapomnieć, że w świecie szpiegów, podwójnych agentów, bezwzględnych wojskowych czy skorumpowanych urzędników każdy może okazać się zdrajcą i nic nie jest takie, na jakie wygląda na pierwszy rzut oka.
Zwrotów akcji jest więc co nie miara, czasami występuje też przeładowanie postaciami, ale opowieść piętrzy się w tak intrygujący sposób, że od lektury nie idzie się oderwać. Owszem, są też i słabe punkty: protagonista to beznadziejny uwodziciel, którego iście bondowskiemu urokowi nie potrafią oprzeć się żadne niewiasty, oczywiście przeseksualizowane i zawsze chętne na romans. Do tego skądinąd świetne i realistyczne rysunki w niektórych momentach trącą już myszką i widać w nich upływa lat. Mankamenty jednak schodzą na drugi plan, kiedy już uda nam się wsiąknąć w fabułę.
XIII tom 2 łapie za gardło i nie puszcza. Kiedy już załapiemy kto jest kim, możemy z radością oddać się lekturze, a jeśli macie z tym problem, łyknięcie obu tomów jednego po drugim. W uporządkowaniu wiadomości na temat serii pomoże też kolejny odcinek Dossier XIII, zbierający nowe fakty o serii i jej twórcach: między innymi omawiający przyczyny sukcesu sprzedażowego i wysokich nakładów poszczególnych albumów. To jeden z najlepiej opracowanych dodatków, jakie ostatnio widziałem w komiksach.
Jak pisałem w recenzji pierwszego tomu, XIII to seria, którą trzeba znać. Może miejscami wydaje się nieco zagmatwana i narwana, ale każdy kolejny album jest dowodem na pieczołowitość, z jaką twórcy utkali świat przedstawiony. Historia o wiele bardziej podoba mi się teraz, niż kiedy czytałem ją będąc nastolatkiem. Jeśli lubicie bezpardonowe komiksy akcji, równie mocno bazujące na innych dziełach gatunkowych, co na prawdziwych wydarzeniach historycznych, to jest to album dla Was.
Tytuł oryginalny: XIII - Integrale 2
Scenariusz: Jean Van Hamme
Rysunki: William Vance
Tłumaczenie: Paweł Łapiński
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 208
Ocena: 85/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.