Doktor Skórzewski raz już został niemal uśmiercony, a niedawno widzieliśmy go jako staruszka w okupowanej przez nazistów Polsce. Autor postanowił, po raz drugi po rzekomym zgonie, zaskoczyć czytelnika i cofnął się w życiorysie bohatera o wiele dekad, gdy ten jeszcze nie mógł poszczycić się dyplomem medyka. Przenosimy się na Syberię, gdzie młody Paweł Skórzewski rusza w podróż poza nieprzyjazną krainę, trafiając na swój pierwszy, tajemniczy przypadek. Tytułowa Czarna góra to obiecujący powrót w przeszłość. Wszak w życiorysie medyka jest jeszcze wiele białych plam, mogących okazać się znakomitymi przygodami.
O ile Skórzewski to światowiec z hardym charakterem, tak Robert Storm, przy całym swym intelekcie, wiedzy i miłości do kuriozów, to oryginał niebezpiecznie balansujący na granicy zdziwaczenia, samemu chwilami zachowujący się jak żywy ludzki artefakt. W opowiadaniu Decha pojawia się wątek Juliusza Verne'a, będący pięknym hołdem dla francuskiego pisarza, do tego zbudowany na nieco humorystycznych fundamentach. Dwie czaszki to podróż w czasy Jaćwingów, gdzie Storm, sam wywodzący się z ludu Natangów, pomaga parze potomków tego ludu znaleźć tytułowe szczątki zasłużonych wodzów.
Grom przedstawia nam alternatywną historię odrodzenia Polski. Rzeczpospolita nie powstała po I wojnie światowej, a już w 1912 roku, wykorzystując pewien atomowy fortel. Wcześniejsze pojawienie się na mapie zdaje się jednak czymś mniej pozytywnym, gdy weźmie się pod uwagę, że monarchie dawnych zaborców mają się dobrze i robią wszystko, by zgnieść ledwo co powstałe państwo, wykorzystując nawet najdrobniejszy incydent do ewentualnej zbrojnej interwencji. A nominacja nieco nazbyt kierującym się porywami serca carewicza Aleksa na ambasadora i potencjalna możliwość zamachu ze wszystkich stron sprawiają, że świeża niepodległość wisi na włosku. Obok wielkiej polityki mamy pokazane życie codzienne, które nieco odbiega standardem od poziomu znanego z realnej II RP, czym pisarz uwiarygodnia swą alternatywę Polski.
Ostatnia historia zapowiada nowy rozdział w opowieściach Pilipiuka. Główną bohaterką jest wnuczka Skórzewskiego, Malwina, która staje się elementem gry Niemców, a poznany w jednym z poprzednich opowiadań Antonio Knot. Naziści zmuszają chłopaka, posiadającego pewne nadnaturalne zdolności, do współpracy w celu znalezienia zaginionego dzieła Vivaldiego. Tajemnicze dzieło sztuki i łaknący go zbrodniarze? Motyw znany, ale w wykonaniu Pilipiuka rozpisany bez odmóżdżającej i banalnej sensacji, choć w Jesiennym sztormie nie ma chwili na stagnację. Historia ta pokazuje świetnie, jak Pilipiuk gra kartą fantastyki. Nie wali nią o stół z impetem, a trzyma do końca w ręce, zagrywając w najbardziej dogodnym momencie.
Coraz mocniej odczuć można przewagę historii z autorskimi bohaterami Pilipiuka nad innymi opowieściami. Panowie Skórzewski i Storm powinni więc dostać własną, dłuższą opowieść, na wzór Jakuba Wędrowycza, choć pisząc te słowa we łbie gra mi śmiała wizja pilipiukowersum. Tymczasem głodny jestem luźniejszych utworów Wielkiego Grafomana, które przy swobodzie i poczytności narracji autora pozostają wartościowe fabularnie. Kolejny tom zapewne jest kwestią czasu i jestem spokojny o jego poziom.
Książkę do recenzji dostarczyła księgarnia internetowa Inverso.pl. Czarna góra do kupienia dostępna jest tutaj.
Autor: Andrzej Pilipiuk Wydawca: Fabryka Słów 2021 Stron : 398 Ocena: 80/100
PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.