Wojsławicka masakra kosą łańcuchową zdominowana jest przez starcia Jakuba i jego przybocznych z Bardakami. Złowrogi klan pod przywództwem seniora rodu, Izydora, to ciekawe połączenie plemiennych tradycji i lokalnego cwaniactwa wczesnych lat 90.. Historie jak Poduszka-uduszka czy Teodor to znakomity przykład rodzimej fantastyki z niepowtarzalnym klimatem polskiej wsi. Nie takiej z młodopolskich rojeń, a woniejącej obornikiem, odgłosami silników nieśmiertelnych Ursusów i oczekiwaniem na PKS. Uwielbiam ten niepowtarzalny humor autora. Podlany absurdem i dziwacznością, ale bez bełkotliwej hermetyczności w przekazie. Ale jest jeszcze jedna ważna rzecz. Na przykładzie Bardaków widać, że Jakub nie jest tym, kim był kiedyś. Choć nadal ma tę moc.
Jakub się zmienia. Jest trochę jak heros ze Złotej Ery, który nagle trafił do współczesnego komiksu. Nadal potrafi rozstawić wszystkich po kątach, ale gdzieś tam się gubi. Nie rozumie współczesnych realiów. Ubrane jest to w szaty humorystyczne, a obok pomocą służy kozak Semen. Człowiek ogarniający nowoczesną technologię, ale też tęskniący za carem. Ale Jakub to stary człowiek, który może. Burzowa kuchnia czy dystopijny Projekt Ikar pokazują, że Wielki Grafoman wciąż ma na tę postać pomysł. I liczę jeszcze na jakąś przełomową, odważną opowieść.
Pilipiukowi udało się stworzyć spójne uniwersum, niebywale realistyczne jak na fantastykę. Wspominałem już o ukazanej tu specyfice wsi, jednak cały świat jest boleśnie prawdziwy, w tym mało tabloidowym i influencerowym słowa znaczeniu. Polska to kraj dziwaczny, ale piękny. Inny niż kraje zachodnie, ale już nie naznaczony cieniem Moskwy. Pilipiuk od czasu do czasu daje upust swojemu konserwatywnemu światopoglądowi, w ten nieco sentymentalny sposób. Wspomniany już Projekt Ikar może się komuś przez to nie spodobać, ale to kawał porządnej historii. Powoli też światy Pilipiuka zaczynają się zazębiać. Pojawia się pewien znany z innych opowiadań badacz przeszłości, będący z Jakubem w dobrych stosunkach. Może więc kiedyś doczekamy się ich wspólnej historii. Crossoveru, na jaki zasługujemy.
Wojsławicka masakra kosą łańcuchową to udana antologia, zbudowana ze wszystkiego, co w opowiadaniach jakubowych najlepsze. Lokalny, często czarny humor. Obowiązkowe lekcje historii przemycane w luźnych dialogach. Brawurowe przygody ocierające się o fantastykę i reportaże z prowincji. Wreszcie komentarze samego autora do rzeczywistości. I na koniec trochę nostalgii. Twórczość Pilipiuka poznałem jeszcze w szkole średniej, gdy obok niego Fabrykę Słów napędzali Grzędowicz czy Piekara. Wydawca nieco zmienił swą ofertę, część pisarzy poszła w swoją stronę, ale Wielki Grafoman pozostał ten sam. No, może nie do końca, ale trzyma się tych samych klimatów, wierny niczym Jakub wielowiekowej rodzinnej recepturze.
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawca: Fabryka Słów 2025
Stron : 372
Ocena: 75/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.