Diuna to klasyczna powieść science fiction autorstwa Franka Herberta, która zyskała ogromną popularność od czasu swojego wydania w 1965 roku. Więcej - wpłynęła w znaczący sposób na całą literaturę i popkulturę, bo przez kolejne dekady twórcy z różnych nurtów wzorowali się na uniwersum stworzonym przez amerykańskiego wizjonera. Czasem robili to świadomie, innym razem nie do końca, ale nie zmienia to faktu, że mnóstwo znanych nam z innych źródeł konceptów pochodzi właśnie z Diuny. Przybycie rodu Atrydów na pustynną planetę Arrakis uruchomiło nie tylko pułapkę zastawioną przez wrogich Harkonnenów, ale wiele innych istotnych zdarzeń - zarówno w świecie książki, jak i poza nią.
Nie chcę zdradzać zbyt wiele z fabuły, bowiem gorąco polecam sprawdzić to wszystko na własną rękę, niemniej głównym bohaterem jest oczywiście Paul Atryda (w filmowej wersji wciela się w niego oczywiście Timothée Chalamet). Co nie zmienia tego, że w arcydziele Herberta nie braknie rozbudowanych postaci o różnych motywacjach i charakterach - od wiernego i porywczego Duncana Idaho, poprzez matkę Paula Jessikę, aż po demonicznego Vladimira Harkonnena. Diuna jest jednak nade wszystko bogatym, złożonym światem, gdzie poświęcono mnóstwo czasu na elementy kultury, polityki, ekonomii, a nawet ekologii. Co istotne, uniwersum jest niepowtarzalne i ma własny charakter, ale jednocześnie przynajmniej w jakimś stopniu można go uznać za hipotetyczną daleką przyszłość ludzkości. Otóż minęły stulecia po wielkiej wojnie z maszynami (powtarzanym często w książce Dżihadzie Butleriańskim) i teraz wolne od nich kolejne pokolenia opierają się na potędze potężnych stronnictw - od Wielkich Rodów pod wodzą Imperatora po żeński zakon Bene Gesserit i Gildię Kosmiczną. Każde z nich godne jest odrębnej notki, ze swoimi osobliwymi zasadami, genezą i wpływami, a wszystko łączy się w bardzo skomplikowany ciąg zależności tworzący status quo (które oczywiście zostanie bezpowrotnie utracone już w tym pierwszym tomie) zbudowane na mentatach - swoistych superumysłach potrafiących wykonywać nieprawdopodobne obliczenia zamiast maszyn - czy przyprawie (określanej przez tłumaczy też jako melanż), drogocennej substancji wpływającej na wszelkie sfery życia, a nawet w ograniczonym stopniu przewidującej przyszłość.
To nie jest tak, że nie dostrzegam w Diunie pewnych elementów, które co najmniej mogą być przez kogoś uznane za problem. Przy niesamowicie rozbudowanym światotwórstwie, poruszaniu kwestii powiązanych z eugeniką czy wpływu religijnej propagandy na działanie mas i ogólnie wyjątkowo szerokim spektrum tematycznym coś ucierpieć musiało. W tym przypadku relacje pomiędzy danymi postaciami mogą być nieco mechaniczne. To nie jest tak, że wydarto im emocje, aczkolwiek są one cokolwiek ograniczone i w dużej mierze kryją się za subtelnościami. Sam uważam to za swojego rodzaju urok opowieści, nadający mu specyficznego charakteru (choć kto wie, może to już nostalgia za mnie przemawia). Poza wspomnianym rozwijaniem świata, fascynuje mnie też to, jak Herbert rozwija przed nami kolejne niuanse. Startujemy od nieomal sterylnego środowiska Atrydów - rodu wyrwanego z wilgotnej planety Kaladan, by na rozkaz Imperatora przejąć we władanie Arrakis/Diunę - a przynajmniej takie są oficjalne wieści. Z czasem trafiamy do siczy Fremenów - ludzi pustyni, którzy przez całe pokolenia doskonalą sztukę egzystowania w ekstremalnych warunkach, używając m.in. filtraków - odzienia z mechanizmami potrafiącymi przekształcać ludzkie płyny w wodę. W międzyczasie uchylą nam nieco fragmentów związanych czy to z Harkonennami, czy innymi organizacjami (choć będzie to oczywiście rozwijane w późniejszych tomach). To prawdziwy tygiel idei i różnych spojrzeń na rzeczywistość.
Diuna jest jedną z najważniejszych książek mojego życia, toteż nawet nie starałem się o maksymalny obiektywizm, bo to prawdopodobnie niemożliwe. Pisałem o niej wielokrotnie, zatem uznałem, że tym razem poza byciem okazyjną recenzją, niniejszy tekst jest swojego rodzajem hołdem dla mistrzowskiego pióra Herberta. To specyficzna lektura i zdecydowanie znajdzie się wiele osób, które po prostu nie przebrną przez bezkompromisowy styl pisarza, gęstość poruszanych m.in. ideologiczno-społecznych tematów, czy dość surowo rozpisywanych relacji międzyludzkich - co niejeden czytelnik poczytuje wręcz jako wadę. Trudno jednak odmówić Diunie - i właściwie całej sadze - kluczowej roli w fantastyce, wychodzącej w zasadzie poza gatunek, tak samo jak na przykład można nie przepadać za H.P. Lovecraftem, oddając jego niekwestionowane wręcz zasługi dla literatury i nie tylko. Szkoda jedynie, że syn Franka uznał za stosowne ruszać jego spuściznę, rozciągając ją na franczyzę. Ale cóż, nie każdy jest Christopherem Tolkienem…
Książka w filmowym wydaniu w sprzedaży:
Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.