Serial #BringBackAlice opowiada historię Alicji Stec, influencerce która zaginęła po imprezie. Z dnia na dzień dziewczyna wraca i jest jakaś dziwna. Młoda gwiazda Internetu stara się dojść do tego, kto wyrządził jej taką krzywdę oraz cytując słowa polskiego białostockiego wieszcza - jak do tego doszło. Można powiedzieć, że będzie to przemielony wielokrotnie wątek na polskim podwórku i może to odrzucać widzów, lecz muszę przyznać, że byłem zaskoczony bardzo pozytywnie.
Podobnie jak mój serdeczny kolega redaktor Łukasz Kołakowski, staram się wspierać polskie produkcje, gdy ma to sens. W przypadku #BringBackAlice tak właśnie jest. Może najnowsza produkcja HBO Max nie jest arcydziełem na miarę twórczości Wojciecha Smarzowskiego czy Xawerego Żuławskiego, ale zdecydowanie zasługuje na uwagę. Zwłaszcza ze względu na to, że prezentuje nam coś, co dobrze znamy, w stylu rodem z Twin Peaks Davida Lyncha. Gdy oglądałem ten serial, miałem wrażenie, że jest w nim więcej tego specyficznego "lynchowskiego" klimatu niż w samych filmach czy serialach Lyncha. Nie ukrywam, że scenariusz jest naprawdę ciekawie napisany, a młode twarze, które nam przedstawiono, wpisują się doskonale w całość.
Nie mówię jednak tylko o tym, że w serialu występują głównie młode osoby. Chodzi mi o to, że widzimy tam wiele młodych twarzy, niektórzy z nich nawet debiutują na ekranie. Szczególną uwagę zasługuje rola Mili Jankowskiej, która w serialu gra Paulę. Gdy zobaczyłem, co ta aktorka potrafi wyczarować z tą rolą, nie mogłem odzyskać tchu z wrażenia. Podobne wrażenie wywarła na mnie również Magda Wieczorek, gdy oglądałem jej kreację z Zadry. To właśnie takie role jak ta rozwiewają moje wszelakie obawy dotyczące polskiego aktorstwa. Rola Mili to prawdziwy majstersztyk. Gra piękną, bogatą dziewczynę, która lubi się zabawić, ale różni się od reszty tej pozornej fasady bananowców, na których skupia się #BringBackAlice. Może to tylko moje wrażenie, albo też taką postać wykreowali twórcy, ale Jankowska jest tutaj czarnym koniem produkcji. Aktorka wcześniej zagrała również w 25 lat niewinności o historii Tomka Komendy, ale jej postać tam trochę mi umknęła. W tym serialu dostajemy od niej dużo, co bardzo mnie cieszy.
Nie można przejść obojętnie obok Heleny Englert. To właśnie ona doskonale odgrywa główną rolę Alicji Stec i zasługuje na miano twarzy marki. Wspaniale oddaje problemy osoby z traumą. Już po jej wyrazie twarzy widać, że coś ją dręczy, a z oczu bije strach i ból zadany w przeszłości. Również Sebastian Dela wykazał się świetnym aktorstwem, jak na swój młody wiek, ma już spory bagaż doświadczeń. Doskonale odgrywa postać typowego Sebka (a właściwie Tomka), który kieruje się w życiu pewnymi zasadami. Nie będę ukrywał, że najbardziej przywiązałem się do niego i żyłem z nim w trudniejszych momentach. Postać świetnie wykreowana.
Niestety, tylko Mila Jankowska, Helena Englert i Sebastian Dela zasługują na większe uznanie wśród obsady. Reszta aktorów jest co najwyżej przeciętna. Czasami aktorska młodzież wydaje się być sztuczna i mało przekonywująca - jakby byli w serialu za karę. Stara gwardia, tak jak Jowita Budnik czy Marieta Żukowska, również nie zachwyca. Co do drugiej z wymienionych aktorek, nie miałem dużych oczekiwań, ponieważ grała już w produkcjach Vegaversum, które nie wymagają od widza głębszego wczuwania się czy większej uwagi. Jednakże Pani Budnik mnie zawiodła, a za każdym razem, gdy pojawiała się na ekranie, pragnąłem, żeby jak najszybciej zniknęła.
Mimo wszystkich pochwał, #BringBackAlice ma również pewne wady, a nawet całkiem spore. Oprócz nieco drętwej obsady, serial nie należy do tych, które od razu wciągną widza. Produkcja może początkowo odstraszać, ponieważ jest niezwykle dziwna i trudno się w nią wczuć. Moje zainteresowanie wzbudziła dopiero w połowie sezonu, około trzeciego lub czwartego odcinka. Dodatkowo, czasami gubi się w swojej konwencji. Jak już wspomniałem, tytuł chce być bardziej lynchowski, niż są twory Davida Lyncha. Można go porównać do drugiego sezonu Riverdale z elementami najbardziej skomplikowanych odcinków Twin Peaks (choć tutaj brakuje nadprzyrodzonych zjawisk, to widz może poczuć takie "co za diabli?"). Próba takiej konwencji przynosi szkodę przede wszystkim w ostatnim odcinku, ale nie zdradzę więcej, żeby nie spoilerować!
Nie mogę powiedzieć, że serial mi się nie podobał, bo stoi on naprawdę na wysokim poziomie. Ma on obiecującą obsadę, której wróże naprawdę świetlaną przyszłość - głównie Mili Jankowskiej. Dodatkowo bardzo dobrze wypada soundtrack. Usłyszymy sporo dobrych rapów zza wielkiej wody czy też kilka rodzynków z naszego podwórka. Mimo wszystko ostatni odcinek pozostawił mi spory niesmak, a także problemy z aktorstwem niektórych "gwiazd" aż kłują w oczy. Niemniej serial uczy nas tego, że to nie hajs robi człowieka, a człowiek powinien robić hajs. Nigdy nie patrzmy na innych przez pryzmat portfela czy ciuchów, bo osoba w ficie z lumpa może być więcej warta, niż banan ubrany z góry do dołu w najdroższe marki ;)
Geek i audiofil. Z wykształcenia dziennikarz. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.