Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Advertisement Moviesroom HBO

Heweliusz - recenzja serialu Netflixa! Na dnie Bałtyku i moralności

Autor: Łukasz Kołakowski
5 listopada 2025
Heweliusz - recenzja serialu Netflixa! Na dnie Bałtyku i moralności

W trakcie oglądania Heweliusza dzieliłem się cząstką opinii z bardzo wąskim gronem osób i wspominam o tym dlatego, że dobrze oddaje to mój stosunek do nowej produkcji w reżyserii Jana Holoubka. Seans pięcioodcinkowego serialu rozłożyłem na kilka dni i w zależności od tego, w którym z nich spytałeś – Jak tam? – mogłeś ode mnie dostać dwie skrajnie różne opinie. Rozczarowało mnie rozpoczęcie, potem dawałem więcej szans po lepszym drugim odcinku. Następnie przyszły świetne trzeci i czwarty, po których nieśmiało mówiłem, że po drugim sezonie 1670 druga najważniejsza rodzima produkcja Netflixa tej jesieni również ma papiery na hit. A na sam koniec był rozczarowujący finał, po którym powstaje ten tekst i który, choć widzi wyraźne plusy, stwierdza z całą stanowczością, że mogło być lepiej. Czyli powtarza coś, co o produkcjach Holoubka można mówić od samego początku. 

Zaczynała się ta kariera Rojstem jeszcze w Showmax i był to właściwie pierwszy serial, na który postawiła tamta, nieistniejąca już od kilku lat platforma. Pięcioodcinkowa seria miała scenariuszowe mankamenty i niedopracowaną historię, jednak pokazywała nam pracę debiutanta, który w tak dużej produkcji wypracował swój własny styl i silny akcent wizualny. Późny PRL był tam wykreowany świetnie, atmosferę mogliśmy chłonąć i pewnie dlatego chcieliśmy obserwować, jak ta droga się będzie rozwijać. Minęło 7 lat, trylogia Rojsta, Sprawa Tomka Komendy, Doppelganger i Wielka woda co mówi jednoznacznie, że urosła do rozmiarów nieosiągalnych dla znakomitej większości rodzimych filmowców. Twórczo jednak rozwinęła się w dużo mniejszym stopniu. 

Kadr z serialu Heweliusz

Stało się coś najgorszego, a echa katastrofy zaczynają pobrzmiewać. Jan Heweliusz, trochę już zużyty i zdecydowanie nienależący do cudów techniki prom, wyruszył nocą w rejs. Mimo  niedostatków technicznych zostaje posłany w poważny sztorm. Jak się później okazuje, to że popłynął ten Heweliusz, tego dnia, z takim opóźnieniem i jeszcze taką załogą, jest częścią grubszej intrygi, prawdziwej serii niefortunnych zdarzeń. Splot ten sprawia, że tragiczne wydarzenie z 1993 roku ma naprawdę wielu winowajców. Tragedie jednak podobnie jak porażki w znanym powiedzeniu, z uwagi na mnogość prób uniknięcia odpowiedzialności są sierotami. A jeśli jest inaczej, to najlepiej tak sprawić. Dosłownie i w przenośni, bo jeśli komuś trzeba przypisać winę, to najlepiej temu, który już żadną miarą się nie obroni. 

To chyba najważniejszy motyw tej historii. Próba oczyszczenia dobrego imienia kapitana Ułasewicza. Pewnie miał na pokładzie jakieś przewiny, jednak na pewno nie były to kwestie kluczowe, które finalnie sprawiły, że prom skończył swój rejs wywrócony na drugą stronę, a 56 osób nie uratowano. Wdowa po kapitanie w ciężkiej traumie zaczyna walkę o dobre imię i normalną resztę życia. Bo jeśli ofiar dowódcy statku jeszcze nie ma, to co stanie się na sali sądowej, może je dopiero wykreować. 

Kadr z serialu Heweliusz

Do tego dochodzą ocaleni. Jest dziewięciu członków załogi, którzy tę katastrofę przeżyli. Mogło być ich więcej, jednak błędy komunikacyjne w znacznym stopniu opóźniły akcję ratunkową. Choć do ról tych panów zatrudniono śmietankę, ciężar całego tego wątku spada na kreującego jedną z ciekawszych ról w swojej karierze Konrada Eleryka. Chęć dosięgnięcia prawdy musi zmierzyć z potężnym PTSD, czekającą żoną i malutkim dzieckiem oraz problemami natury formalnej, wszak uratował się w Niemczech, a nawet Niemcy przed Schengen, Unią Europejską i innymi wspólnotami naszych czasów nie były krajem, do którym mogłeś się tak po prostu wyleczyć jako ofiara katastrofy i wrócić.

Jest jeszcze kolega z firmy, który ma doświadczenie i zna ludzi, więc będzie świetnym ławnikiem. Do tego inna wdowa, której mąż był jednym z kierowców na tym promie, a która mieszka niedaleko Kapitanowej. Wszystkie te historie w momencie wywrócenia kajut zbiegają się w jednym punkcie i starają się utrzymać poważny ton tej opowieści. Scenariusz nie idzie na łatwiznę i nie daje nam zwyczajnie, chronologicznie przekazanej historii a informacje dawkuje, starając się zawsze dbać o odpowiedni sztorm napięcia, raz po raz podburzany kolejnymi falami. Sama katastrofa jest fotogeniczna, lecz nie dawałaby przestrzeni do zainteresowania widzów na tak długi czas, więc scenarzysta obudowuje ją historią, która nie tylko ma być emocjonalna, ale też jak w soczewce ma w tej czarnej karcie historii współczesnej odbić wszystko, z czym zmagała się ledwo narodzona w Polsce wolność i kapitalizm. Dziki i bezwzględny dla maluczkich, niezależnie od tego czy żywych, czy już martwych.

Kadr z serialu Heweliusz

Pierwszy odcinek dobitnie tę pustą fotogeniczność katastrofy udowadnia. Zazwyczaj taki premierowy epizod służy rozstawieniu pionków na planszy, zorientowaniu w sytuacji, nieśmiałym wprowadzeniu pierwszych fabularnych meandrów. Ten daje nam próbkę możliwości technicznych, a bohaterów nie tyle przedstawia, co pokazuje, nie budując z widzem żadnej relacji. Akcja zaczyna się tu właściwie od epizodu numer dwa, którego dotyczą wszystkie opisane wcześniej atuty. Ten pierwszy mógłby nie istnieć, wrzucając jedynie wzmiankę na temat zapoznania z postacią ławnika Piotra Bintera. 

Im dalej w serial, tym coraz bardziej zaczynają odzywać się typowo holoubkowe przywary. Pięcioodcinkowa opowieść nagle zaczyna być za krótka, wątki się nie domykają, postacie stają w rozwoju, a scenariusz, jakby wychodząc z mylnego wrażenia, że nie dał widzowi wystarczająco dużo emocji, zaczyna się stosować tanie dramaturgiczne chwyty. Ta historia jest wystarczająco czarną kartą, nie trzeba dodatkowo jej domalowywać. Mimo to, ostatni odcinek, który autorzy decydują się osadzić na sali sądowej ma takich scen mnóstwo. Emocje ustępują patosowi, a finały dobrze rozkręcających się historii osobistych brną donikąd albo są rozwiązane tak, jak jedna z głównych, której bohaterem jest ławnik Piotr Binter, grany przez Michała Żurawskiego. Nie znalazłem jego odpowiednika na kartach historii. Może za słabo szukałem i taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce, bo tylko jej realne przełożenie z kart historii by ją obroniło. W każdym innym przypadku tego typu zagranie w tej fabule, gasząc ostatnią iskierkę nadziei, jest zwyczajnie tanie i niepotrzebne. 

Kadr z serialu Heweliusz

To urwanie i nierozwinięcie wątków boli o tyle bardziej, że dotyczy dwóch bodaj najlepszych występów aktorskich tego serialu, performance’ów Konrada Eleryka i Justyny Wasilewskiej. Obydwoje dumnie, cały serial biorą na siebie emocje widza tu i teraz, na lądzie już po katastrofie. W tym aspekcie jest lepiej niż w przypadku debiutu kinowego Holoubka, gdzie najwięcej emocji nie wzbudził sam paskudnie skrzywdzony główny bohater, Tomasz Komenda, a policjanci, którzy po latach zaczęli grzebać w jego sprawie, znajdując nieprawidłowości. Tutaj akcent jest tam gdzie powinien, najbardziej zżywamy się na ekranie z bliskimi ofiar i ocalałymi, toteż szkoda, że tego samego wobec nich nie czuje scenarzysta. 

Chciałoby się powiedzieć po prostu – Znowu? Jan Holoubek znowu parkując w latach swojego dzieciństwa znalazł sobie historię, która go interesuje i zekranizował najlepiej jak umiał, a przy tym niczym nie zaskoczył. Co produkcja tego reżysera czuję, że z niewielkimi wychyleniami trzymają one bardzo podobny poziom. Czy jest to współpraca z Kasperem Bajonem, jak przy produkcjach netfliksowych, czy z Andrzejem Gołdą, jak przy filmach kinowych i serialach powstających na ich kanwie, mnożące się problemy są zupełnie podobne. Przy debiucie dostrzegałem potencjał na rozwój, przy produkcji numer 7 mogę już zarzucać brak rozwoju. Z jednej strony to nieźle, bo cały czas możemy się spodziewać po Holoubku produkcji dobrych, z drugiej jednak, chciałoby się wreszcie zobaczyć coś ponad skalę i przewidywania. 

Zobacz inne recenzje w Movies Room:

1670 - recenzja 2. sezonu! Gwiazdy w niebiosach są zazdrosne o twój posag

Życie dla początkujących – recenzja filmu. Ludzkie życie po wampirzemu

Rocznica - recenzja amerykańskiego filmu Jana Komasy! Nie śnij, że to koniec

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

70/100
  • Świetne role Konrada Eleryka i Justyny Wasilewskiej
  • Klimat
  • Zgrabnie przemycana krytyka rodzącego się w Polsce lat 90. kapitalizmu
  • Tanie dramaturgiczne chwyty, jak rozwiązanie historii Piotra Gintera
  • Średni pierwszy odcinek, stanowiący kiepskie wprowadzenie
  • Niepodomykane wątki

Movies Room poleca