Długie wyczekiwania w końcu się opłaciły. W Polsce dostępne jest już HBO Max, na którym oprócz kinowych hitów możemy w końcu obejrzeć wiele wcześniej niedostępnych w Polsce seriali. Jednym z nich jest Nasza Bandera Znaczy Śmierć. Parę razy już dostawaliśmy seriale nawiązujące do prawdziwych postaci bądź wydarzeń. Tym razem HBO starało się luźno nawiązać do postać Stede Bonneta. Zbuntowanego arystokraty, który zdecydował się zostać piratem. Jak to bywa z takiego rodzaju seriali, nie zawsze jest z czego się zaśmiać. Czy historia z przymrużeniem oka o piracie dżentelmenie okaże się nowym hitem, czy raczej zatonie w odmętach innych produkcji z tego typu?
O kryzysie wieku średniego dość sporo słyszeliśmy i widzieliśmy wiele jego przejawów. Akcja serialu
Nasza Bandera Znaczy Śmierć cofa się o 400 lat i pokazuje pewnego dżentelmena, który zaczął odczuwać potężny kryzys w swoim wygodnym życiu. Stede Bonnet zaczyna odczuwać prawdziwą monotonnie w swoim codziennym życiu arystokraty. Decyduje się porzucić żonę, dzieci oraz majątek aby mógł się teraz spełniać jako pirat. Nie wszystko okazuje się takie łatwe w życiu pirata jakie by się mogło wydawać. Bonnet brzydzi się pomocą co mocno utrudnia mu zostanie rozpoznawalnym piratem. Decyduje się wprowadzić nowość na piracki rynku i zaczyna się lansować na pirata-dżentelmena.
https://www.youtube.com/watch?v=xFE8ASwxmpA
Pirat dżentelmen, pirat idiota czy najgorszy kapitan na świecie, pod różnym nazwami już pojawiała się w popkulturze. Niektórzy mogą kojarzyć go z jednej z odsłon serii gry
Assassin's Creed. Jednak przede wszystkim warto zapamiętać, że Stede Bonnet naprawdę istaniał. Jeśli zaczniecie szukać w różnych źródłach to nijaki Stede Bonnet jako bogaty ziemski właściciel na początku XVIII wieku zrezygnował ze swojego dotychczasowego życia i zdecydował się zostać piratem. To może sugerować odpowiedź na pytanie jak kiedyś mężczyźni przeżywali kryzys. Warto również dodać, że serial pomimo luźnego podejścia do historii stawia na fakty z życia Bonneta. Stede rzeczywiście spotkał Czarnobrodego jednak możemy polemizować, czy rzeczywiście rozmawiali o miękkości jedwabiu.
Nasza Bandera Znaczy Śmierć, to przede wszystkim popisowa rola Ryhsa Darby'ego, który w absolutnie przerysowany sposób wciela się w eleganckiego pirata z zasadami. Darby pokazuje Bonneta, mocno oddanego w swoje przekonania o wizerunku pirata i stara się go nakreślić swojej niezadowolonej z takiego sposobu myślenia załodze. Wprowadza swoje groteskowe zasady, która dają śmieszny kontrast do środowiska okrutnych piratów. Nie wstydźcie się - Pionokio na dobranoc to rzecz dla prawdziwych twardzieli. Ryhs Darby daje prawdziwy popis swoich umiejętności, a jego oddanie w postaci Bonneta oraz oddanie swojemu głupkowatemu celowi jest absolutnie przekonujące.
Od czwartego odcinka naprawdę świetną kreacje Ryhsa Darby'ego dopełnia Taika Waititi który wciela się w postać Czarnobrodego. Widać, że Taika ma olbrzymie dystans do swojej postać i świetnie się nią bawi. Razem z Darbym tworzą kapitalny duet, który zdobywa każdą scenę. Czarnobrody również oddaje specyficzne poczucie humory do jakiego przyzwyczaił nas Waititi.
Jednak czym byłby kapitan bez swojej załogi. Podobnie rzeczy mają się do załogi prowadzonej przez Bonneta, w której zobaczymy m.in Matthew Mahera, Ewena Brammera, Kristiana Nairna, Joel Fry, Vico Ortiz, Nata Faxona czy Samsona Kayo. Każdy z nich to indywidualności starając się wczuć w rolę wilka morskiego jednak mentalnie pozostając na poziomie. Mało w nich rozsądku, więc impulsywności oraz odklejonych od rzeczywistości zachowania. Całość daje jednak naprawdę zabawny efekt.
Jak to bywa z serialami komediowymi żarty nie zawsze trzymają poziom. Są momenty naprawdę całkiem niezłe, jednak czasami naprawdę żarty są dość kiepskie. Serial stara się łączyć kilka skeczów w jedną spójną całość o dość specyficznym poczuciu humoru, co nie zawsze może każdego przekonać. Wyrafinowanych żartów nie znajdziemy, produkcja zachowana jest w kontekście niezobowiązującej rozrywki.
Nasza Bandera Znaczy Śmierć dają odczucie, że mamy do czynienia z lekką i nie absorbującą rozrywką. Zdecydowanie jeśli szukacie niewymagającego poczucia humoru, produkcja HBO przypadnie wam do gustu. Historia pirata dżentelmena w swojej absurdalności wciąga a z każdym kolejnym odcinkiem daje kolejny zaskakujący (czasem dramatycznie głupi) zwrot akcji, który ciągnie nas w odmęt kolejnego odcinku. Produkcja zdecydowania warta obejrzenia w poszukiwaniu łatwej niezobowiązującej odskoczni.
Ilustracja wprowadzająca: fot. HBO Max
Entuzjastka literatury i kina. Wielbicielka odkrywania nowych seriali oraz filmów. Poza tym ogromna fanka Formuły 1 i Disneya