Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Pose - recenzja 3. i ostatniego sezonu fenomenalnego serialu Ryana Murphy'ego

Autor: Katarzyna Janicka
8 czerwca 2021

Jeden z najlepszych seriali, jaki stworzył Ryan Muprhy, się zakończył. Jeszcze przed rozpoczęciem emisji trzeciego sezonu Pose, poinformowano, że będzie on również ostatnim. Produkcja nad wyraz oryginalna i przełomowa odbiła się szerokim echem w świecie popkultury. Recenzja poniżej.

W ostatnim sezonie Pose odnajdujemy bohaterów w połowie lat 90. Epidemia HIV i AIDS zbiera swoje żniwo. Blanca (Mj Rodriguez) i Pray Tell (Billy Porter) sami muszą zmagać się z piętnem osoby chorej, a przy tym uczęszczają na kolejne pogrzeby ich znajomych. Trzeci sezon jest dość specyficzny, bowiem wśród siedmiu odcinków znalazły się takie poświęcone konkretnemu bohaterowi. I tak epizod trzeci poświęcono Elektrze (Dominique Jackson) i jej backstory. Z kolei w odcinku czwartym wraz z Prayem odwiedzamy jego miasteczko rodzinne, wracając jednocześnie do jego młodości. Zobacz również: Łasuch – recenzja serialu. Lekcja tolerancji z apokalipsą w tle
fot. FX
Pose przede wszystkim skupiało się na ukazaniu undergroundowej sceny bali (ball cultures), stworzonej przez latynoskich oraz czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, których, jak mówią nam bohaterowie „nikt nigdzie nie chciał”. Niezwykle często były to osoby bezdomne, odrzucane przez rodziców przez wzgląd na swoją odmienność od tego, co uważali za normę. Jednak z czasem sam serial, jak i jego bohaterowie ewoluuje. Co prawda Pose nie jest serialem historycznym, ale często z samej historii korzysta. Wiernie oddając klimat epoki, w serialu można znaleźć odwołania do wspomnianego wcześniej HIV i AIDS, a także prześladowań mniejszości, nie tylko etnicznych, ale też seksualnych. Pose jest pierwszym serialem, który miał tak szeroką reprezentację transpłciowych osób o innym kolorze skóry niż biały. I samo to, sprawia, że stał się przełomowy. Trzeci sezon, w swoich siedmiu odcinkach nie zapomina o żadnym z bohaterów. Każdy z nich otrzymuje godne zakończenie, które jest zgodne z prowadzeniem ich wątków. Nie ma tu wielu zaskoczeń. Trochę można odnieść wrażenie, że twórcy przesadzili ze szczęśliwym zakończeniem. Momentami jest dość ckliwie (jak np. podczas ślubu Angel i Papiego), a ostatni odcinek po brzegi wypełniony jest znanym dla produkcji amerykańskich patosem. Odnosi się wrażenie, że momentami jest zbyt idealnie i dopiero śmierć jednego z najważniejszych bohaterów serialu daje zakończeniu odrobinę równowagi. Nie ulega wątpliwości, że dla wielu osób Pose stało się inspiracją do życia w zgodzie ze sobą. Bohaterowie serialu na każdym kroku podkreślają, że nie są w niczym gorsi od ludzi uznawanych przez ogół społeczeństwa za „normalnych”. Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: Historia Lisey. Ekranizacja powieści Kinga od Apple TV+
fot. FX
Nie można również zapomnieć o genialnych charakteryzacjach, które przyszło nam oglądać na przestrzeni całego serialu, również w jego trzecim sezonie. Pose to brokat, wielkie fryzury, krzykliwe kolory, wyrazisty makijaż i dobra zabawa. W ostatnim odcinku mamy tego piękny przykład. Wszystko to, razem ze świetną ścieżką dźwiękową oddają wiernie klimat epok – lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Również kreacje aktorskie sprawiają, że Pose jest serialem, na który warto zwrócić uwagę. To, co Billy Porter wyprawia w trzecim sezonie zasługuje na każdą istniejącą na świecie nagrodę. W każdym odcinku aktor daje ogromny popis swoich możliwości i wszyscy powinniśmy być wdzięczni, że mogliśmy być tego świadkami. Jak wspomniano wyżej, Pose jest serialem przełomowym, który mimo to nie ustrzegł się kilku wad. Trzeci sezon jest nad wyraz ckliwy i zbyt idealny, jeżeli chodzi o zakończenia pewnych wątków. Mimo to, nie zmieniłabym w nim nic. Bo taki Pose miał być – z jednej strony kiczowaty, z drugiej przepełniony wartościowym przekazem. ilustracja wprowadzenia: FX

Większość wolnego czasu spędza na oglądaniu seriali i pisaniu o nich.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.