Cóż, sitcomy kojarzą nam się z latami 90-tymi, a najnowsze produkcje z tego rodzaju są odbierane w kategorii obciachu. Od dłuższego czasu Netflix zalewa fala seriali komediowych, z różnym skutkiem próbujących rozśmieszyć widza. W ostatnim czasie poznaliśmy Country Nianię oraz zobaczyliśmy komediową wersję ekipy NASCAR w Mechanikach. Teraz przyszła pora na trudy samotnego rodzicielstwa w wykonaniu Jamiego Foxxa. Tato, nie rób mi obciachu to kolejna próba Netflixa w serialach komediowych.
Tato nie rób mi obciachu! to najnowszy 8-odcinkowy serial komediowy. Godny jest również uwagi fakt, że serial został stworzony przez Jima Pattersona oraz Jamiego Foxxa. Istotne jest również, że Foxx powraca do sitcomów po ponad 20 latach po zakończeniu emisji
The Jamie Foxx Show.
Serial opowiada historię Briana Dixona, który jest właścicielem firmy kosmetycznej. Świat zapracowanego kawalera się zmienia, kiedy po śmierci żony musi się zająć nastoletnią córką - Sashą. Niezależna i pewna siebie nastolatka zamieszkuje z ojcem oraz dziadkiem i ciotką pod jednym dachem. Dom Dixonów jest nie tylko przepełniony miłością, ale również chaosem, którego sprawcą w dużej mierze jest dorastającą nastolatka. Brian będzie musiał się odnaleźć w nowej roli.
https://www.youtube.com/watch?v=h82fLNNrcQI
Tato nie rób mi obciachu! przedstawia relację Briana z córką Sashą, które miały być odzwierciedleniem relacji Jamiego Foxxa z jego córką Corinne. I rzeczywiście z relacji Briana i Sashy bije autentyczny luz i humor. Tego samego moglibyśmy się spodziewać między Jamim i Corinne. Bezsprzecznie dobrze ponownie zobaczyć Foxxa w produkcji komediowej. Widać, że jest w formie, a jego żarty i poczucie humoru nie są wymuszone. Naprawdę trzeba przyznać, że naśladowanie Baracka Obamy wyszło mu zabawnie.
Niestety serial nie jest niczym odkrywczym. Ponownie mamy powielany schemat z wielu innych produkcji tego typu. Zwariowana familia ze specyficznym przyjacielem rodziny. Jednak tym razem zamiast niani mamy asystentkę Briana, która matkuje Sashy i jest traktowana jako członek rodziny. Znowu pojawia się uczucie, którego główny bohater się wstydzi, a nie jest w stanie o nim powiedzieć. I wiecie co dalej? Oczywiście trafia się sytuacja, w której nasz bohater może stracić swoją szansę na szczęście.
fot. Tato nie rób mi obciachu! (2021)
Niestety twórcy serialu nie oszczędzają nam wymuszonego śmiechu w tle. Ten motyw przewija się ponownie, co nie działa na korzyść produkcji. Daje to efekt tandety i tytułowego obciachu. Kilka sytuacji przez śmiech w tle psuje scenki humorystyczne. Warto również zauważyć, że postać siostry Briana - Chelsea, z zachowania i w niektórych momentach z wyglądu przypomina Veronikę Fisher z serialu
Shameless.
Tato nie rób mi obciachu! to kolejna produkcja, którą możemy określić jako jedną z wielu. Jest to przyjemny serial, a podczas seansu może nawet kilka razy się uśmiechniemy. Nie musimy się jednak przy tej produkcji nad wyraz skupiać. W innym wypadku stanowi ona raczej dawkę ciężkostrawnego humoru, który w pełnym momencie jest irytujący.
fot. Tato nie rób mi obciachu! (2021)
Entuzjastka literatury i kina. Wielbicielka odkrywania nowych seriali oraz filmów. Poza tym ogromna fanka Formuły 1 i Disneya